Uprzedmiotowienie dziewczyn i chłopców, sprowadzenie wzajemnych relacji do popędu, seksualny wagabundyzm bez zobowiązań oraz promocja LGBT – to zaledwie wierzchołek góry lodowej patologii zawartych w „poradniku” dla młodzieży „To nie jest książka o seksie” autorstwa vloggerki ukrywającej się pod pseudonimem Chusita.
Nie znam żadnego rodzica, który przekazywałby swoim dzieciom treści analogiczne do tych zawartych we wspomnianej publikacji. Zresztą samo ich przytaczanie tworzy problemy natury etycznej ze względu na szokującą wprost zawartość, nawet jak na standardy dorosłego człowieka, który zapewne widział i przeżył niejedno.
Który bowiem rodzic będzie zachęcał swoją pociechę do seksu bez zobowiązań, uprawianego dla zabawy? Który rodzic będzie wskazywał toaletę jako odpowiednie miejsce do zaspokajania żądzy? Czy będzie pochwalał seksualne włóczęgostwo, albo stosunki homoseksualne?
Pytania się mnożą, a ideolodzy przesuwają kolejne granice…
W książce uderza nie tylko iście Marcuseowskie sprowadzenie człowieka do popędu, ale również oderwanie pożycia płciowego od miłości.
Nie pomyl seksu z miłością. Zwariowany i namiętny seks nie musi oznaczać, że druga osoba to miłość twojego życia
— wskazuje autorka, zdaniem której nie trzeba wchodzić w związek, żeby uprawiać seks, ażeby doznać „rozkoszy” - w relacjach przedstawionych w publikacji hedonizm jest postawiony na piedestale.
Co więcej, stwierdza w jednym z rozdziałów: „Idea ‘drugiej połówki’ to jeden z tych stereotypów, które mogą naprawdę zniszczyć związek! Każdy powinien móc czuć się w zupełności sobą, żeby móc kochać kogo chce, doświadczać nowych rzeczy, z kim chce”. Jest to nic innego, jak tylko przyzwolenie na to, żeby młody człowiek miał tylu partnerów seksualnych, ilu będzie chciał, i traktowanie drugiego człowieka jako narzędzia do zaspokojenia popędu seksualnego.
Warto też pamiętać, żeby nie mylić seksu z zaangażowanym związkiem
— radzi młodym ludziom, nie licząc się z tym, jakiego kalibru poranienia funduje swoim odbiorcom.
O tych poranieniach i ich skutkach mówiła swego czasu prof. Gail Dines, emerytowany wykładowca Socjologii i Studiów Kobiecych w Wheelock College w Bostonie, określająca się mianem radykalnej feministki, z którą miałam okazję kiedyś rozmawiać. Konsekwencje prowadzenia takiego stylu życia, jak ten promowany w „poradniku” są porażające: depresje, samobójstwa, samookaleczanie się, ciężkie stany lękowe i wiele innych. Do podobnych wniosków, co Gail Dines dochodzi wielu innych specjalistów. Amerykańskie Stowarzyszenie Psychologów (APA) opublikowało raport na temat skutków seksualizacji dzieci, w szczególności płci żeńskiej. Wnioski były jednoznaczne: rozpowszechnianie wyuzdanych zdjęć dziewcząt, czy kobiet, również w mediach jest szkodliwe, ponieważ w sposób istotny niszczą samoocenę dziewcząt oraz zdrowe środowisko ich wzrastania.
Seksualizacja – nie bójmy się tego powiedzieć – odbiera dzieciom to, do czego te mają pełne prawo – dzieciństwo, rozbudzając coś, na co nie są one jeszcze gotowe.
Również „To nie jest książka o seksie” pcha dzieci w kierunku rozwijania w sobie nie tyle seksualności co uzależnienia od stymulacji bodźcami – cała jej zawartość, począwszy od treści, aż po ilustracje ociera się o pornografię.
Jak tłumaczyła mi kiedyś Dines, w zdominowanym przez owoce rewolucji seksualnej świecie od dziewczynki oczekuje się w hiperzseksualizowanej pornokulturze, że „będzie gotowa na pieprzenie”. W przeciwnym razie stanie się dla rozbudzonych pornografią rówieśników „niewidzialną”, co będzie nie mniej bolesne, jak poranienia związane z przedwczesną inicjacją seksualną. O tych aspektach wczesnego pożycia i to z wieloma partnerami Chusita milczy jak zaklęta.
W książce młody człowiek znajdzie za to zachęty do stosowania różnego rodzaju antykoncepcji, seksualnych perwersji, czy nieponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny, czy też za drugą osobę (jedyną dopuszczaną formą „odpowiedzialności” są w tej książce prezerwatywy i chusteczki lateksowe). Dużo jest w niej o stymulacji seksualnej, masturbacji oraz wygodnych pozycjach do uprawiania seksu.
Warto w tym miejscu przytoczyć dane zgromadzone przez National Longitudinal Survey of Adolescent Health, Wave II (1996) w ramach badania przeprowadzonego na stosunkowo dużej próbie, bo 6500 nastolatków na zlecenie Narodowego Instytutu Zdrowia Dziecka i Rozwoju Ludzkiego (NICHD) oraz 17 innych agencji federalnych, dowodzące związku między przedwczesną inicjacją seksualną a podejmowaniem prób samobójczych. Wynika z nich, że dziewczęta rozpoczynające pożycie w wieku nastoletnim są prawie trzykrotnie bardziej narażone na podejmowanie prób samobójczych, ale o tym w książce również nie znajdziecie ani słowa. Podobnie zresztą, jak i o ośmiokrotnym zwiększenie ryzyka popełnienia samobójstwa w przypadku chłopców, którzy przedwcześnie rozpoczęli pożycie.
W „To nie jest książka o seksie” temat relacji został potraktowany w sposób prymitywny, oferując jak najgorsze wzorce rodem z filmów pornograficznych. Wynika z niej wyraźnie, że to nie człowiek ma panować nad popędem, ale popęd nad człowiekiem, co stanowi jeden z koronnych postulatów nowej lewicy. Obraz relacji intymnych został w niej zdeformowany do granic możliwości. Odarto je zupełnie z tajemnicy, pozbawiono rzeczywistego celu, jakim jest dawanie życia, wyrugowano z nich Boga, sprowadzając je do rangi fizjologicznej potrzeby, zaspakajanej jak każda inna. Skrzętnie pominięto problem uzależnienia od seksu czy masturbacji, z którym boryka się współcześnie wielu młodych ludzi.
Lew-Starowicz zdefiniował seksoholizm jako „stan patologicznego nasilenia erotycznych zainteresowań i aktywności seksualnej, w którym te potrzeby dominują nad innymi, stanowiąc o sensie życia”. Autorka książki w stanie tym nie widzi absolutnie niczego niepokojącego – po prostu kolejne potrzeby, które dana osoba ma prawo zaspakajać. Tymczasem uzależnieniu od masturbacji towarzyszy bardzo często uzależnienie od pornografii, ale i o tym autorka milczy.
Dane dotyczące konsumpcji pornografii są przerażające. Z badań Instytutu Profilaktyki Zintegrowanej wynika, że większość młodzieży, która miała kontakt z pornografią, pierwszy raz zetknęła się z tym rodzajem treści jeszcze przed ukończeniem 12. roku życia! Ponadto, niemal połowa chłopców ogląda pornografię częściej niż kilka razy w miesiącu, a aż 15 proc. – czyni to raz dziennie lub częściej.
Badanie, które trwało 4 lata, objęło gimnazjalistów z całej Polski – łącznie ponad 10 tys. dzieci z drugich i trzecich klas szkół gimnazjalnych. Jak wskazują wyniki, po pornografię częściej sięgają chłopcy – 61 proc. badanych.
Autorzy raportu zwracają przy tym uwagę, że „ucisk na członek w trakcie masturbacji jest zupełnie innym bodźcem niż ten, który odczuwa mężczyzna w normalnym, zdrowym stosunku seksualnym z kobietą”.
W związku z tym pojawiają się różnorakie dysfunkcje i problemy m.in. z wytryskiem czy erekcją
— wyjaśniają autorzy raportu.
Naukowcy przedkładają wiele dowodów na to, że osoby, które w dzieciństwie miały kontakt z pornografią znacznie częściej mają kłopoty w rozwoju psychoseksualnym. Ponadto, zaprzestanie oglądania pornografii na dłuższą metę skutkuje powrotem do odczuwania satysfakcji seksualnej. Liczne problemy z życiem seksualnym to właśnie pokłosie masturbowania się przy pornografii w okresie dojrzewania, a także później.
Tymczasem Chusita radzi młodym ludziom:
Masturbacja to najlepszy sposób na to, by intymnie poznać swoje ciało. Pozwala ci na odnalezienie najbardziej wrażliwych źródeł przyjemności i swoich punktów erogennych. Pomaga ci odkryć swoje gusta seksualne. […] Masturbacja PRZYGOTUJE CIĘ również na stosunki seksualne w przyszłości i na wspaniałe orgazmy.
Komentarz w tym miejscu wydaje się zbędny.
Zgodnie z prawem seks można uprawiać od piętnastego roku życia, ale nie znaczy to przecież, że nie wolno ci posiadać informacji
— wydrukowano dużymi literami na czwartej stronie okładki „poradnika”. Cały problem w tym, że te „informacje” to nic innego jak nawet nie kamuflowana pornopropaganda, zdolna zniszczyć w dziecku jego najdelikatniejsze obszary ciała i psychiki. Czy dziecko po lekturze tej książki i wprowadzeniu w życie „rad” deprawatorki będzie zdolne do zaufania drugiemu człowiekowi i powierzenia mu swojego życia w małżeństwie? Czy będzie umiało właściwie nawiązać relację? Wątpię. Zresztą o małżeństwie z tej książki też niczego się nie dowiemy, ponieważ ma ona na celu nie przygotowanie do życia w rodzinie, ale spaczenie postrzegania relacji intymnych i ordynarną seksualizację najgorszego sortu. Na miejscu wydawnictwa usunęłabym tę pozycję z oferty.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/467268-pornopropaganda-dla-dzieci-i-mlodziezy