W moich komiksach przedstawiam walkę ze złem i grzechem, a nie z ludźmi. Nie atakuję żadnego człowieka. Niektórych krytyków zapewne boli, że podkreślam swój katolicyzm
— mówi portalowi wPolityce.pl Jakub Kijuc, grafik, twórca komiksów, autor przygód Jana Hardego i okładki do polskiej wersji „Supermena”.
wPolityce.pl: Spotkało Cię ostatnio ogromne wyróżnienie, wydawnictwo Egmont poprosiło Cię o narysowanie okładki do komiksu „Supermen”. Narysowany przez Ciebie amerykański superbohater na tle panoramy Lublina robi wrażenie. Część środowiska komiksowego wezwała, żeby Cię bojkotować, bo jesteś homofobem i wykorzystujesz komiksy do walki z innymi ludźmi. Koronnym dowodem na ten zarzut ma być to, że stworzony przez Ciebie bohater komiksowy Jan Hardy walczy z gender i ideologią LGBT. Jak odniesiesz się do tych zarzutów?
Jakub Kijuc: Oskarżono mnie również o łamanie prawa i przyczynianie się do śmierci dzieci zaczadzonych ideologią LGBT. Zarzutów było tyle, że trudno się do nich wszystkich odnieść. Cała akcja rozpoczęło się na zamkniętych grupach komiksowych na Facebooku. Później dyskusja ucichła, bo taki „sabat czarownic” trwa maksymalnie dzień. Temat wrócił, kiedy pojawiła się informacja, że będę gościem Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi. Jednym z głównych wydarzeń festiwalu będzie prezentacja okładek narysowanych przez polskich grafików w ramach wystawy „Sztuka DC. Świt Superbohaterów”. Zostanie tam również zaprezentowana narysowana przeze mnie okładka z Supermenem. Gdyby ci, którzy mnie atakują, czytali ze spokojem i zrozumieniem mój komiks o Janie Hardym walczącym z LGBT, wiedzieliby co nim chcę przekazać.
A co chcesz przekazać swoimi grafikami i scenariuszami?
W moich komiksach przedstawiam walkę ze złem i grzechem, a nie z ludźmi. Nie atakuję żadnego człowieka. Niektórych krytyków zapewne boli, że podkreślam swój katolicyzm. Większość ludzi, która mnie atakuje w internecie za treści moich komiksów nie zna mnie i nic o mnie nie wie. Na festiwalach komiksowych spotykałem osoby, które mnie wcześniej atakowały. Podchodziłem, witałem się, a oni bali się spojrzeć mi w oczy. A podchodziłem do nich tylko po to, żeby przywitać się i pokazać, że też jestem człowiekiem. Biorę wszystkie zarzuty i ataki na siebie. Dla mnie to ćwiczenie duchowe.
Pojawiły się też zarzut antysemityzmu.
Przecież główny bohater moich komiksów Jan Hardy ratuje Żyda z rąk komunistów. Trzeba czytać moje komiksy bez uprzedzeń, żeby dostrzec pewne rzeczy. W czasie II wojny światowej Hardy ukrywa w domu przyjaciela Żyda poszukiwanego przez Niemców. Prowadzi z nim rozmowy dotyczące spraw ważnych dla każdego człowieka, takich m.in. jak religia. Czy to można nazwać antysemityzmem? Zarzucano mi również, że publikuje rysunki w „Gazecie Warszawskiej” i „Polsce Niepodległej”. Od kilku lat tam już się nie ukazują. Zostałem poproszony o prezentowanie innej tematyki, o bardziej polityczne komiksy. Moja twórczość od początku jest związana z chrześcijaństwem i nie byłem zainteresowany odejściem od tematyki ewangelizacyjnej. Inaczej widziałem moją serię komiksową i nasze drogi rozeszły się. Komiksy dystrybuuję na wzór św. Maksymiliana Kolbe. Nawet, jeśli nie ma się pieniędzy, można pobrać je za darmo z mojej strony internetowej.
Dlaczego zaproponowano Ci narysowanie okładki do polskiej edycji „Supermena”?
Sądzę, że zdecydowała moja kreska, czyli sposób rysowania i opowiadania historii. Nie sądzę, żeby propozycja dla mnie była możliwa bez akceptacji amerykańskiego wydawnictwa DC Comics, które wydaje „Supermena” i krajowego wydawnictwa Egmont, które wydaje go na polskim rynku. W komiksach o Janie Hardym przedstawiłem stworzenie Supermena jako efektu działalności dwóch agentów polskich służb specjalnych, którzy swoimi nazwiskami nawiązują do nazwisk twórców tego superbohatera.
To ogromne wyróżnienie. Do czego można je porównać?
Narysowanie Supermena dla DC Comics to ogromne wyróżnienie i spełnienie marzeń z dzieciństwa. Tak, jakbym osiągnął to, co zawsze chciałem. Jednym rysunkiem. Nie przesadzę, jeżeli powiem, że to marzenie każdego twórcy. Ogromnie cieszy mnie to wyróżnienie. Spełniło mi się moje marzenie z dzieciństwa. Wiele osób, które twierdziło, że nie potrafię rysować, teraz mają „zagwozdkę”.
Czyli nic już nie musisz osiągnąć w komiksie?
(Śmiech) Muszę. Artysta rozwija się przez całe życie. Nie jest tak, że coś już zrobiłem i mogę już osiąść na laurach. Muszę dalej ciężko pracować. Tworzę komiksy dla ludzi, bo chcę dać im coś dobrego i wartościowego. Wierzę, że ta nagroda jest dla mnie darem od Pana Boga. Bardzo cenię amerykańskie komiksy, ale wolę tworzyć dzieła nacechowane polskością, skierowane do krajowych czytelników.
Nad czym teraz pracujesz?
Od czterech lat pracuję nad kolejnym zeszytem o Janie Hardym. Będzie opowiadał historię byłego Żołnierza Wyklętego, a teraz weterana Jana Hardego, któremu przyszło zmierzyć się z problemami współczesnego świata, z in vitro i aborcji. Będzie to jego ostatnia misja na tym świecie. Pewnie część osób rzuci się na mnie za podjęcie takiej tematyki jeszcze zanim ten komiks przeczytają.
Nie przesadzasz?
Nie, tak już się zdarzało. Pojawiały się recenzje zanim komiks się ukazał. Za wcześnie jednak na zdradzanie jak przedstawię tematykę in vitro i aborcji. Na pewno nie będzie to przedstawione jak w lewicowych komiksach, gdzie wroga się niszczy fizycznie. Moje komiksy zostały ocenione jako lustrzane odbicie twórczości lewicowych autorów. To nie jest trafiona ocena. Robię moje komiksy dla ludzi. Nie robię tego, żeby się na kimś wyżyć, ani przeciwko komuś. Tworzę, żeby ludziom przekazać coś dobrego.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/463909-nasz-wywiad-nagonka-na-artyste-za-komiks-o-lgbt