Tekstu tak głęboko wchodzącego w prywatność państwa Marcinkiewiczów jaki zamieściła ostatnia „Polityka” nie powstydziłby się żaden, nawet najbardziej wścibski tabloid.
Z pozoru to poważna analiza o ambicjach socjologicznych, bo zaczyna się tak:
Historia Izabeli i Kazimierza Marcinkiewiczów toczy się jak wieloodcinkowy serial. Ale to, co długo było celebrycką, plotkarską farsą, w najnowszych odsłonach nabiera cech greckiej tragedii. Spór byłego premiera z byłą żoną to przypadek rozwodu publicznego, z wykorzystaniem mediów oraz nowych instytucji prawnych.
W rzeczywistości to dogłębna wiwisekcja najbardziej intymnych spraw byłych małżonków. Po lekturze pozostaje silne wrażenie, że autorka artykułu pani Martyna Bunda opowiada się w konflikcie raczej po stronie pana Kazimierza. Ale może to tylko wrażenie? Może nie chodzi wcale o ratowanie upadłego polityka, który roztrwonił już niemal wszystko?
Faktem jest, że do znanych już opinii publicznej faktów „Polityka” dorzuca zarzut, że na małżeństwie zaciążyła trudna przeszłość pani Izabeli Olchowicz-Marcinkiewicz i że „weszła ona w rolę ofiary”:
Coraz trudniejszy czas miała też Izabel. Od kiedy pierwszy raz publicznie przyznała, że jest adoptowanym dzieckiem, relacje z adopcyjną rodziną były coraz bardziej napięte. Zdecydowała się odszukać tę biologiczną. Wchodzenie w trudną przeszłość zawsze jest emocjonalnie kosztowne. Jeśli brakuje stabilnego zaplecza, spokoju wokół, życie czasem kończy się kłopotami. Depresją, wpadnięciem w pułapkę własnych sądów i niezaspokojonych potrzeb. W przypadku Izabel coś poszło nie tak. Wpisy na jej blogu robiły się coraz bardziej gorzkie. Widać było fizyczną przemianę. Dotąd niezależna, podbijająca londyńskie korporacje kobieta coraz wyraźniej wchodziła w rolę ofiary. A czuła się przede wszystkim ofiarą własnego męża.
Także po faktycznym rozpadzie małżeństwa tę rolę miała kontynuować:
Wypadek [samochodowy pani Izabeli] przypieczętował to, co się działo wcześniej. Trzydziestoparoletnia Izabela teraz, jeśli pojawiała się publicznie, to zawsze z odkrytym ramieniem, zapięta w stabilizatory unoszące ramię. Już nie na obcasach, ale w dresie. […] Teraz we własnych relacjach była już tylko „osobą niepełnosprawną, wymagającą stałej opieki”. Zmęczoną cierpieniem, zdaną na pomoc innych - zapewne do końca życia.
Ta narracja dominuje w całym artykule. A Kazimierz Marcinkiewicz? Pada sugestia, że jest ofiarą tej sytuacji.
Marcinkiewicz publicznie nie komentował słów żony. Znajomi podkreślają jednak, że w pierwszym małżeństwie ciężka choroba zabrała parze siedem lat, a w rzetelność opieki nad żoną nikt nie wątpił. To, czego chciała druga, w poczuciu znajomych było ściganiem się z pierwszą. O czas, uwagę. Na choroby.
Pada też ciężki zarzut, że pani Izabela utrudniała panu Marcinkiewiczowi kontakty z synami. Miała się nie godzić na nie, torpedować mężowskie plany.
A gdy Marcinkiewicz wbrew niej zabrał synów na weekend na Węgry, niespodziewanie pojawiła się na miejscu, żądając, by posłał gdzieś dzieci i zajął się nią.
Co więcej, dowiadujemy się, że to ona złożyła pozew rozwodowy. A gdy sąd przyznał jej alimenty, były już mąż miał robić wszystko, co mógł, by je płacić.
Potem przestał. W tym czasie nie płacił już synom. Młodszy porzucił studia i zaczął sam zarabiać, zwalniając ojca z obowiązku alimentacyjnego, a Marcinkiewicz obiecał mu, że znajdzie czas na dokończenie studiów, gdy tylko trochę się podniesie.
Z Izabelą też miał szukać porozumienia
proponując, że odda jej cały trwały majątek, jaki miał, w zamian za zwolnienie go z alimentów. Nie wyraziła zgody.
I tu znowu pojawia się informacja bardzo niekorzystna dla pani Izabeli Olchowicz-Marcinkiewicz, ale będąca mięsistym kawałkiem ze świata brukowców.
Według „Polityki” gdy bohaterka tekstu - chcąc zarobić - wynajęła pokój lokatorowi, przyjęty delikwent „szybko został wyrzucony”, a
„mieszkanie u Izabeli wspominał jako doświadczenie trudne - same zakazy i obwarowania […}. Właścicielka mieszkania ciągle go o coś oskarżała” na przykład o „naruszenie miru domowego przez niezapowiedzianą wizytę kuriera”.
Argumentów pani Izabeli Olchowicz-Marcinkiewicz na te zarzuty w tekście nie znajdujemy.
Można się z nimi zapoznać oglądając ten program telewizji wPolsce.pl:
Czy to koniec tego serialu, w sumie bardzo smutnego? Wątpimy.
wu-ka
-
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/459221-polityka-jak-wscibski-tabloid-grzebie-u-marcinkiewiczow