Kilka ostatnich dni spędziłem w Algierii, gdzie wraz z gośćmi z Czech i Węgier opowiadałem o wychodzeniu naszych krajów z komunizmu. Była to wspólna inicjatywa ambasadorów naszych krajów i przedstawicieli niezależnych organizacji Algierii. Ten największy kraj Afryki znalazł się dziś na rozdrożu. Ogromne manifestacje i strajki, które w kwietniu tego roku doprowadziły do dymisji prezydenta Abdelaziza Butefliki, trwają nadal. Rządzący obecnie pochodzą z tego samego obozu, co były prezydent. Wprawdzie, w celu uspokojenia ulicy, aresztują kolejnych jego ludzi i związanych z nimi biznesmenów, ale wybory, które mają przebiegać pod ich nadzorem, budzą wątpliwości. Algierczycy domagają się prawdziwej demokracji.
Buteflika, wybrany w kontrowersyjnych okolicznościach w 1999 r., po zdobyciu kolejnego mandatu doprowadził do likwidacji ograniczenia do dwóch kadencji trwania prezydentury, co wielu Algierczyków potraktowało jako zamach stanu, i rządził nadal. W kwietniu, pomimo narastających protestów, zatriumfował w kolejnych, piątych z rzędu wyborach, ale tym razem gigantyczne demonstracje – w samym Algierze osiągały one (według wielu przekraczały) milion uczestników – doprowadziły do jego rezygnacji. Pozostał system, który Buteflika personalizował w szczególny sposób.
Wieczorem, po konferencji, w luksusowym hotelu przy doskonałej kolacji i dobrym alkoholu – to kraj muzułmański, ale w miarę liberalny, w każdym razie w wyłączonych miejscach – rozmawiałem z przedstawicielami opozycji. Elokwentny i świetnie wykształcony ekonomista tłumaczył mi, że demokracja w Algierii jest na wyciągnięcie ręki. Jego argumenty potwierdziła informacja o aresztowaniu, za korupcję, premiera, który utracił swoje stanowisko ledwie dwa miesiące wcześniej. Rozmówca rozwiewał właśnie moje wątpliwości, co do możliwości przejęcia władzy przez armię, kiedy pojawiła się kolejna wiadomość o aresztowaniu tym razem najpoważniejszego, niezależnego kandydata w prezydenckich wyborach, byłego generała, który kilka lat wcześniej podał się do dymisji, gdyż nie chciał firmować skorumpowanych rządów Butefliki. Poruszony ekonomista oddalił się, rozmawiając podekscytowanym tonem przez telefon. Wcześniej tłumaczył mi, że wojsko nie będzie chciało wziąć odpowiedzialności za narastający kryzys gospodarczy, który musi doprowadzić do dewaluacji waluty i obniżenia poziomu życia Algierczyków. Na moją uwagę, że zwłaszcza w kwestiach władzy ludzie rzadko zachowują się racjonalnie, nie zdążył odpowiedzieć.
Nie piszę tego, aby wprowadzać czytelników w tajniki, skądinąd niezwykle ciekawej sytuacji, dla wielu jednak wyłącznie egzotycznego kraju. Chciałbym podzielić się refleksją na temat narodowej świadomości.
Algieria uzyskała niepodległość po krwawej walce w 1962 r. Od tego czasu jej mieszkańcy nigdy nie cieszyli się demokracją. Front Wyzwolenia Narodowego, który zorganizował antyfrancuskie powstanie w1954 r., posługiwał się terrorem wymierzonym zwłaszcza w bardziej ugodowo nastawionych rodaków. Po wycofaniu się Francuzów wprowadził jednopartyjną dyktaturę. Próby demokratyzacji na początku lat 90. przyniosły sukces islamistom, interwencję armii i wojnę domową, która kosztowała 200 tys. ofiar. Model Butefliki to tylko konsekwencja monopartyjnego systemu, który musi prowadzić do korupcji, nepotyzmu i klanowości.
Algieria to bardzo bogaty w surowce kraj. Wielkie ilości gazu i ropy, ale także złota, uranu i licznych cennych pierwiastków otwierają przed nią ogromne możliwości. Dziś znajduje się na skraju kryzysu i okazuje się, że przez dłuższy czas żyła na kredyt. Jak na warunki afrykańskie dzieje się Algierczykom dobrze, ale nie jest to poziom Europy. Władze kupowały spokój społeczny. Obecnie rezerwy walutowe wyczerpują się i trzeba będzie zacisnąć pasa. Można mieć pewność, że gdyby Algieria pozostawała francuskim departamentem, funkcjonowałaby lepiej. Ale prawie nikt z jej mieszkańców nie tylko nie chce, lecz wręcz nie wyobraża sobie tego. Narodowa niezależność stanowi uznawaną powszechnie wartość.
Według norm islamu muzułmanie stanowią jedną wspólnotę, ummę. Sam podział na państwa narodowe trąci herezją. Algierczycy mówią po arabsku, jak we wszystkich bliskich sobie kulturowo krajach Maghrebu, niemniej jednak ich coraz bardziej zróżnicowane losy spowodowały, że poczucie krajowej odmienności jest dla nich, zwłaszcza »zeuropeizowanej« ludności pasa nadbrzeżnego – bardziej na południe, na pustyni, jej mieszkańcy żyją głównie w plemiennej tradycji – sprawą oczywistą. Można wyobrazić sobie, że w przyszłości odrodzenie się tożsamości określonych grup, np. Berberów, rozerwie nowe państwa, ale obecnie świadomość narodowej odrębności i poczucie jej wartości, się umacnia.
Felieton ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 25/2019
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/453021-wildstein-w-sieci-nauki-z-egzotycznych-wojazy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.