Efekt aureoli. Ufamy ludziom którzy deklarują szczytne cele: walkę z dyskryminacją, pedofilią, rasizmem, obronę pokrzywdzonych. Jednak w ostatnich latach mieliśmy do czynienia z serią oszustw i mistyfikacji.
Odkąd Marek Lisiński, szef fundacji Nie Lękajcie Się, podał się do dymisji, jakby zapadł się pod ziemię. Ma wyłączony telefon, choć jeszcze niedawno brylował w mediach i opowiadał o słynnej audiencji, podczas której papież Franciszek pocałował go w rękę.
Trudno się dziwić temu milczeniu — publikacje prasowe rozbiły w pył jego wizerunek. Najpierw ujawniono, że wyłudził pieniądze od podopiecznej fundacji. A potem przyszedł kolejny cios — okazuje się, że prawdopodobnie wcale przez księdza molestowany nie był.
Czy można było domyślić się, że Lisiński nie jest wiarygodny i konfabuluje? Psycholodzy, z którymi rozmawiałam, pisząc tekst „Efekt aureoli „, opublikowany w ostatnim numerze „Sieci” , uważają że były sygnały świadczące o ty, że mógł się starać oszukać otoczenie.
Przyjął najlepszą strategię. Nie mówił wiele o swych przeżyciach, był tajemniczy. Wiedział, że diabeł tkwi w szczegółach i one mogłyby go zgubić
— mówi mi psycholog prof. Kazimierz Pospiszyl, autor prac o osobowościach psychopatycznych.
Kiedy przekopie się przez doniesienia medialne dotyczące Lisińskiego, to uderza, jak bardzo był powściągliwy, gdy opowiadał o rzekomym molestowaniu. Poruszał się po bezpiecznym gruncie ogólników. „Jestem ofiarą pedofili ” , mówił i brzmiało to jak hasło, które zamyka temat. Najchętniej pokazywał swoje zdjęcie z dzieciństwa, miało zapewne symbolizować zbrukaną niewinność.
Jak opowiadał mi dziennikarz, który przeprowadził z nim wywiad, Lisiński obszernie opowiadał o drastycznych szczegółach dotyczących molestowania podopiecznych fundacji, chłopcu, gwałconym w kościele, wokół którego ksiądz ustawil świece. Ale nie chciał mówić o sobie.
Miał ułatwione zadanie: działał mechanizm emocjonalnego szantażu. Nieufność i dociekliwość oznaczała przecież rozdrapywanie ran i tak już skrzywdzonej osoby.
Kto odważy się podnieść rękę czy rzucić kamieniem w osobę, która cierpi ? A przecież właśnie tak odbierany jest wszelki krytycyzm w podobnych sytuacjach. Nie wypada w nic wątpić, to niewybaczalne.
Działa tzw. efekt aureoli — jeśli ktoś angażuje się w działania, które oceniamy pozytywne, to automatycznie rozciągamy na niego pozytywne skojarzenia i dobrze go oceniamy
— tłumaczy psycholog Tomasz Witkowski, autor m.in. „Psychologii kłamstwa „.
Historia prezesa fundacji Nie Lękajcie Się, który traktował działalność pro bono jako źródło finansowych korzyści, to tylko jeden z długiej serii podobnych wypadków.
Nie skończyła się jeszcze sprawa Rafała Gawła, założyciela Ośrodka Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych. Sąd prawomocnym wyrokiem skazał go na dwa lata więzienia za oszustwa i wyłudzenia na szkodę banku i różnych firm. Jednak zamiast stawić się w zakładzie karnym, Gaweł wyjechał do Norwegii, gdzie poprosił o azyl, twierdząc, że padł ofiarą prześladowań.
Mniej pomysłowy był Jakub Śpiewak, twórca fundacji Kidprotect, ekspert od ochrony dzieci przez pornografią w sieci. Kiedy okazało się, że zdefraudował czterysta tysięcy z kont fundacji, wydając je na luksusowe gadżety i zagraniczne urlopy, wyznał, że był „niefrasobliwy ” i chciał odbić sobie poprzednie, chude lata. Skazano go na dwa lata w zawieszeniu. Prowadzi teraz stronę internetową i uczy rodziców jak wychowywać dzieci.
Szokujące koleje losu są udziałem Krzysztofa Orszagha, założyciela Stowarzyszenia Przeciwko Zbrodni im Jolanty Brzeskiej. Założył je w końcu lat dziewięćdziesiątych, po tym jak bestialsko została zamordowana jego szwagierka. Zaczynał świetnie — upominał się prawa rodzin ofiar, które często były dyskryminowane na sali sądowej. Ale wyszło na jaw, że od bliskich ofiar chciał pieniędzy. Na jakiś czas zniknął. Wypłynął w sposób nieoczekiwany — najpierw postawiono mu zarzut nielegalnych adopcji. A potem trafił do szwedzkiego więzienia, skazany za sutenerstwo i gwałt.
Najbardziej jednak zdumiewający jest przypadek Simona Mola, Kameruńczyka, który walczył w Polsce z rasizmem. W 2000 roku uzyskał status uchodźcy politycznego. A w 2006 wybuchł skandal, gdy okazało się, że świadomie zakaził kilkanaście kobiet wirusem HIV.
Po dziennikarskim śledztwie, przeprowadzonym w Afryce, ustaliłam, że Mol zmyślił całą swoją heroiczną biografię od początku do końca. Nigdy nie był więźniem politycznym, nie był nawet jak twierdził, dziennikarzem. Skończył szkołę zawodową i pracował w rafinerii. Przez lata oszukiwał nie tylko kobiety, ale i środowisko „GW ”, które go wylansowało, a także polskich urzędników.
Ukarała go biologia — zmarł w warszawskim areszcie, do końca twierdząc, że nikogo nie zakażał, bo jest zdrowy.
Psycholodzy, z którymi rozmawiam, są zgodni — ta czarna seria raczej nas niczego nie nauczy. Historia będzie się powtarzać, a my nadal wpadać w sidła osób, które potrafią skutecznie manipulować.
Jak podkreśla dr Wojcieh Wypler z UW, specjalista od psychologii kłamstwa, w starciu z doświadczonymi i zdeterminowanymi kłamcami mamy z reguły małe szanse, by ich zdemaskować.
Kłamca doskonali się tak bardzo w sztuce oszukiwania, że zawsze przewyższa swe ofiary w sztuce pozytywnej autoprezentacji. Moje doświadczenie z obszaru psychoterapii i medycyny sądowej wskazują, że jest to często droga w jednym kierunku, szaleńczy rajd coraz śmielszych oszustw. Czasem do końca kłamca uparcie trzyma się swych kłamstw, wierząc w swoje usprawiedliwienia, zrzucając winę na okoliczności, a nawet widząc się jako ofiarę
— twierdzi dr Wypler.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/451064-maja-narbutt-o-marku-lisinskim-efekt-aureoli
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.