Fala oskarżeń pod adresem Marka Lisińskiego z fundacji „Nie lękajcie się” ruszyła z impetem. Wyłudzał pieniądze od podopiecznego fundacji, chciał wyciągnąć gażę od braci Sekielskich za udział w filmie, oszukiwał i wrobił w molestowanie księdza, któremu nie chciał oddać pożyczonych pieniędzy. Sprawę opisują kolejno „Gazeta Wyborcza” i Wirtualna Polska. Tymczasem płocka kuria wydaje lakoniczne i bardzo niejasne oświadczenie, w którym stwierdza, że „wina duchownego oskarżonego o molestowanie Marka Lisińskiego została potwierdzona”. Któraś z tych wersji musi więc być nieprawdziwa. Po zbadaniu sprawy okazuje się, że niestety kurialna. Czy chodzi o ochronę biskupa i ukrycie nieprawidłowości podczas procesu?
Trzy dni temu Wirtualna Polska ujawniła efekty dziennikarskiego śledztwa:
Marek Lisiński z Fundacji „Nie Lękajcie się” pożyczył pieniądze od księdza, nie oddał ich, a później oskarżył duchownego o molestowanie. Dotarliśmy do świadków, którzy rzucają nowe światło na historię osoby przedstawiającej się jako ofiara Kościoła.
Wirtualna Polska opisuje historię, w której ks. Zdzisław Witkowski pożyczył Lisińskiemu znaczną sumę pieniędzy na leczenie żony. Gdy okazało się, że Lisiński oszukał go w sprawie choroby, zażądał zwrotu pożyczki. Wtedy Lisiński oskarżył księdza o molestowanie, do którego miało dojść w czasie, gdy był ministrantem. Jak twierdzą dziennikarze, biskup Piotr Libera, nie posiadając wystarczających dowodów winy księdza, ukarał go 3-letnim zakazem sprawowania posługi kapłańskiej.
Dziś sprawę opisuje „Gazeta Wyborcza” przedstawiając wyniki własnego śledztwa, z którego również wynika, że Lisiński nie był molestowany przez księdza Witkowskiego.
CZYTAJ WIĘCEJ: Nawet „Wyborcza” demaskuje Lisińskiego. Chciał wyłudzić pieniądze od Kościoła? „Poprosił o pomoc w wywalczeniu od kurii 150 tysięcy zł”
Sprawa wygląda bardzo poważnie. Tymczasem płocka kuria wydaje oświadczenie podpisane przez rzecznik Elżbietę Grzybowską, w którym zaprzecza medialnym doniesieniom:
Wina duchownego oskarżonego o molestowanie Pana Marka Lisińskiego została potwierdzona podczas prowadzonego przed Sądem Biskupim w Płocku postępowania. Poczynione ustalenia zostały zatwierdzone przez watykańską Kongregację Nauki Wiary.
W opisanej sprawie zarówno zebrane materiały, jak i postawa oskarżonego duchownego w toku postępowania kanonicznego, dały podstawy do uznania Pana Marka Lisińskiego za ofiarę molestowania seksualnego.
Jaka jest więc prawda? Dlaczego lewicowe media miałyby pisać nieprawdę, pogrążającą jedną z najważniejszych osób, nakręcających antyklerykalną nagonkę wokół pedofili w Kościele? Dlaczego miałyby uniewinnić księdza pedofila? A może to kuria gotowa jest zaprzeczyć wersji o niewinności księdza, by ratować biskupa? Spójrzmy na kolejne źródło.
Sebastian Karczewski, autor wydanej własnie książki „Pedofilią w Kościół”, szczegółowo zbadał sprawę Płocka. Przeanalizował dokładnie dokumenty procesowe, dotarł do świadków, prześwietlił bieg wydarzeń. Obraz, jaki wyłania się z jego śledztwa, rzuca cień na działalność płockiej kurii. Być może chodziło o wykazanie postawy „zero tolerancji” i pochopne działanie biskupa, a dziś o maskowanie jego błędów? Z publikacji Sebastiana Karczewskiego dowiadujemy się, że:
1/ W 2007 roku Marek Lisiński pożyczył od ks. Zdzisława Witkowskiego pieniądze na leczenie ciężko chorej żony. Zobowiązał się oddać pożyczkę, gdy tylko zarobi je w Niemczech, gdzie miał udać się do pracy. Gdy ksiądz dowiedział się, że w sprawie choroby żony został oszukany, zażądał zwrotu pieniędzy. „W czerwcu 2008 r. Lisiński przyjechał przeprosić księdza i przy okazji złożył na piśmie jeszcze jedno zobowiązanie do zwrotu pożyczki. Pieniędzy jednak nie oddał i urwał kontakt z księdzem. Aby jednak pozbyć się wierzyciela, we wrześniu 2010 roku napisał do biskupa płockiego pismo, w którym oskarżył księdza Zdzisława Witkowskiego stwierdzając, że jakoby w latach 1980-1981 był przez niego wykorzystywany seksualnie”.
2/ w 2011 roku, zgodnie z upoważnieniem Kongregacji Nauki Wiary, biskup rozpoczął proces kanoniczny. W jego toku członkowie Sądu Biskupiego w Płocku ustalili, że nie ma podstaw do postawienia księdzu jakichkolwiek zarzutów. Ustalenia potwierdził powołany przez trybunał biegły psycholog, który po przeprowadzeniu badań stwierdził, że „brak wystarczających przesłanek psychologicznych przemawiających za prawdziwością takich oskarżeń” wobec kapłana”. Wniesiono o „uznanie, że ks. Witkowski nie popełnił zarzucanych mu w akcie oskarżenia czynów”.
3/ W grudniu 2013 bp Piotr Libera wydał dekret, w którym obłożył księdza szeregiem kar, w tym „zakazem sprawowania posługi kapłańskiej przez okres 3 lat”.
4/ W 2017 roku bp Libera przedstawił księdzu kopię Dekretu Kongregacji Nauki Wiary, w którym potwierdziła ona karę nałożoną przez biskupa, uznając ją za „sprawiedliwą”. Jak to możliwe? Sebastian Karczewski pisze w swojej książce, że zapoznał się zarówno z treścią dekretu Kongregacji, jak i z pismem arcybiskupa Luisa Ladarii. Była w nim mowa o ks. Witakowskim jako „skazanym w procesie karno-administracyjnym, który został przeprowadzony w diecezji”.
Była to nieprawda, gdyż kapłana nie obciążał żaden wyrok sądu biskupiego. Co więcej. W dekrecie były całkowicie wyssane z palca stwierdzenia. Na przykład, że ksiądz miał Markowi Lisińskiemu „ofiarowywać znaczne sumy pieniędzy”, zmieniać „wersję przebiegu wydarzeń po wyjściu na jaw nowych informacji”, a nawet rzekomo prosić diecezję „aby zaspokojone zostały żądania finansowe ofiary w celu odstąpienia od dalszego postępowania”. Była też mowa o „stanie recydywy, w którym znajduje się skazany”. Coś tu wyraźnie nie grało. Zabrałem więc wszystkie akta i pojechałem do Rzymu, by wyjaśnić sprawę u źródła, a więc w Kongregacji Nauki Wiary. Okazało się, że dekret powstał na postawie fałszywych informacji, przekazanych tej ostatniej przez biskupa płockiego. Inaczej mówiąc: biskup Piotr Libera oszukał kongregację. Przesłał tam bowiem całkiem inny dokument niż ten, który przekazał ks. Witkowskiemu z datą 12 grudnia 2013 roku. Załączył do niego nieprawdziwe informacje, celowo obciążające kapłana
— pisze Karczewski.
5/ Marek Lisiński wytoczył księdzu proces cywilny. Na pierwszej rozprawie w maju 2015 sąd odrzucił pozew, ze względu na przedawnienie spraw. Lisiński złożył więc kolejny pozew przeciwko parafii. Wówczas sądowi wystarczyło oskarżenie rzucone przez Marka Lisińskiego i dekret biskupa Libery. Sędzia uznała, że „powód nie był w stanie przedstawić osobowych źródeł dowodowych”, ponieważ żaden ze świadków nie potwierdził przed sądem wersji Lisińskiego. Co więcej, gdy zeznania podważyły jego wersję, sędzia uznała je za „nieprzydatne dla rozstrzygnięcia sprawy”. Oparła się jednak na dekrecie biskupa Libery i uznała go za wiarygodny.
Z całego przebiegu sprawy, której uważnie przyglądałem się przez kilka lat, można zastanawiać się, czy nie istnieje jakiś podejrzany układ między biskupem płockim a środowiskiem sędziowskim w Płocku?
— pyta Sebastian Karczewski.
6/ Mieszkańcy parafii, w której pracował ks. Witkowski, pisali do biskupa listy demaskujące kłamstwa Lisińskiego. Sami zaczęli zgłaszać się do płockiej kurii, by złożyć zeznania przed sądem biskupim. „Biskup Libera nie wyraził na to zgody. Nie chciał z nimi nawet rozmawiać” - pisze Karczewski.
7/ Marek Lisiński w 2014 roku kierował do kanclerza kurii płockiej listy, w których chciał od biskupa płockiego „wsparcia finansowego” w wysokości 150 tys. zł., a następnie rekompensatę w wysokości 200 tys. zł. W 2017 roku rozszerzył powództwo, domagając się 1 miliona zł.
8/ Oskarżony ksiądz złożył pozew przeciwko Lisińskiemu, ale proces został zablokowany przez kurię. Sąd Okręgowy w Płocku przyjął sprawę i zwrócił się do Kurii Diecezji Płockiej o udostępnienie oświadczeń, które były dowodem pożyczki, jaką Lisiński zaciągnął u księdza. Lisiński zabezpieczył się przed takim obrotem spraw już w 2014 roku, gdy napisał do kanclerza kurii list z prośbą „o nieudostępnianie sądom cywilnym dokumentacji” z jego procesu w sądzie biskupim. Poprosił też o przesłanie kopii dekretu Kongregacji Nauki Wiary.
Oskarżycielowi nie tylko przekazano dokumentację, ale ks. Mirosław Milewski, ówczesny kanclerz kurii płockiej, a obecnie biskup pomocniczy, wezwał księdza i w imieniu Biskupa Płockiego zażądał natychmiastowego wycofania pozwu z sądu. Co miał zrobić ksiądz? W duchu posłuszeństwa, zgodził się napisać wniosek o wycofanie pozwu
— pisze Karczewski.
Cała sprawa wygląda bardzo przygnębiająco. Publikacje Wirtualnej Polski już zostały podważone przez płocką kurię. Tylko patrzeć, aż zostanie wydane kolejne, dyskredytujące ustalenia Sebastiana Karczewskiego. Kuria najwyraźniej chce szybko zamknąć temat, być może ukrywając nieprawidłowości, jakie miały miejsce podczas procesu. Nie bierze pod uwagę, że takim działaniem bardzo szkodzi całemu Kościołowi i zamyka szansę na ponowne, rzetelne zajęcie się problemem pedofilii, który w ostatnim czasie został histerycznie upolityczniony i skierowany na antyklerykalne tory.
Z całej tej historii płynie jeszcze jeden wniosek. Biskupi muszą do problemu oskarżeń wobec księży podejść z niezwykłą dojrzałością, odpowiedzialnością i ostrożnością. Chęć ulegania politycznej poprawności, wychodzenie naprzeciw oczekiwaniom mediów, pochopne orzekanie o winie lub jej braku, pogarszają sytuację i rozkręcają coraz bardziej spiralę kłamstwa. A to prawda jest w tym wszystkim najważniejsza.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/449418-klamstwa-lisinskiego-kontra-oswiadczenie-kurii-o-co-chodzi