Były szef fundacji „Nie Lękajcie Się” Marek Lisiński wyłudził pieniądze od ofiary księdza pedofila i domagał się pieniędzy od braci Sekielskich za udział w ich filmie. Mężczyzna jest skompromitowany i kompletnie niewiarygodny. „Gazeta Wyborcza” publikuje wyniki swojego śledztwa na temat Marka Lisińskiego i jego krętactw.
Z tekstu wynika, że Marek Lisiński jest osobą nastawioną na wyłudzanie pieniędzy i nie ma najmniejszych skrupułów. Manipuluje, żongluje faktami i wykorzystuje innych, by osiągnąć swój cel. „GW” dotarła do treści maila, który Marek Lisiński, do niedawna prezes fundacji „Nie Lękajcie Się”, pomagającej ofiarom molestowania przez duchownych, napisał do znajomego.
Pisałem ci, że kto mi pomoże, to odwdzięczę się, choć wiem, że nikt mi już nie wierzy, bo tyle nawywijałem w życiu i tylu skrzywdziłem, nawet i rodzina mi nie ufa. Ale teraz obiecuję, że będę słowny. Tego nie możesz mu ani nikomu powiedzieć, bo wtedy jestem załatwiony i mój plan nie powiedzie się. Tobie też wynagrodzę. Wiem, że kuria go wspiera [księdza] i chce pomóc, by dał te 150 000 złotych, których domagam się, a to rozwiąże moją sytuację. Ta kwota nie jest wygórowana tym bardziej dla tak zamożnego Kościoła w Polsce.
Tak działał człowiek, który deklarował, że chce pomagać poszkodowanym. Z tekstu wynika, że „specyficzna działalność” Lisińskiego zaczęła się wtedy, gdy trafił w internecie na stronę Ruch Ofiar Księży prowadzoną przez mieszkającego w Kanadzie Wincentego Szymańskiego. Był to rok 2010. Dowiedział się jak domagać się od Kościoła odszkodowań i w tym samym roku w kurii płockiej złożył zawiadomienie, że 30 lat wcześniej, jako trzynastolatek, był molestowany przez Zdzisława Witkowskiego, wikariusza ze swojej rodzinnej wsi. Biskup Piotr Libera reaguje natychmiast i rozpoczyna się trzyletni proces.
W jego trakcie Lisiński wyśle maila do syna organisty, u którego mieszkał duchowny, i poprosi o pomoc w wywalczeniu od kurii 150 tysięcy złotych. Swoją wiadomość zakończy słowami: „Chyba nie pomyślą, że to próba szantażu z mojej strony. Niepotrzebnie wspomniałem o telefonie siostry, ale jak to mi udowodnią, powiem, że tak było i dam zaświadczenie odbywania terapii. Oby tylko rodzina Żanety [żony] nie włączyła się w to, bo wszystko będzie stracone. Jest o co walczyć. Widzę że ten pan w koloratce w Kurii jest tak wystraszony, że wszystko spełni, bym tylko nie poszedł do prasy. (…) Ciebie proszę, masz milczeć”
—czytamy w „Wyborczej”.
W 2013 roku w Polsce powstaje film „Silence in the Shadow of John Paul II” („Milczenie w cieniu Jana Pawła II”). Na jego planie spotykają się ofiary księży i Marek Lisiński, który o rzekomym molestowaniu opowiadał wyjątkowo oszczędnie. W tym samym roku powstaje fundacja „Nie lękajcie się”, która ma wspierać osoby skrzywdzone przez księży i walczyć o odszkodowania dla nich. Lisiński, który nie od początku był prezesem, mówił tylko o pieniądzach, to było dla niego najważniejsze w działalności fundacji.
W 2014 roku kończy się proces jaki ks. Zdzisławowi Witkowskiemu wytoczył Marek Lisiński. Wygrywa go i domaga się od kurii płockiej najpierw 150, potem 200 tysięcy złotych odszkodowania.
W styczniu 2014 r. biskup Piotr Libera uznaje księdza Witkowskiego za winnego molestowania Lisińskiego i zawiesza w posłudze duszpasterskiej na trzy lata. Dożywotnio zakazuje też pracy z dziećmi. Wyrok zapada, mimo iż nie został przesłuchany ani jeden świadek z ośmiu zgłoszonych przez księdza. Libera napisze w uzasadnieniu wyroku, że to dlatego, że się nie stawili. Sprawdziłyśmy: nie stawili się, bo nikt ich nie wezwał. Libera nie przeprowadza też konfrontacji powoda z pozwanym
—informuje „Gazeta Wyborcza”.
Kuria nie chciała zapłacić Markowi Lisińskiemu więc złożył on pozew cywilny. Zażądał przeprosin i 10 tysięcy złotych od ks. Witkowskiego oraz od parafii, gdzie miało dojść do molestowania. Jego adwokatem został Jarosław Głuchowski, nowy członek zarządu fundacji „Nie Lękajcie Się”. To właśnie on wywalczył dla Katarzyny, ofiary księdza Romana B. milion złotych zadośćuczynienia od Towarzystwa Chrystusowego.
Wkrótce Lisiński rozszerza swoje powództwo i też zaczyna walczyć o milion. „A w czym ja jestem gorszy od ciebie?” – zapyta potem Katarzynę
—czytamy.
„GW” rozmawiała również z księdzem Zdzisławem, który miał molestować Lisińskiego. Ten twierdzi, że opowieść o molestowaniu to kłamstwo wymyślone przez Marka.
Marka znałem słabo, bo do kościoła chodził rzadko. Ale uczyłem go religii. W 1986 r. odszedłem na probostwo do pobliskiego Chamska, na początku lat 90. zacząłem uczyć tam religii. Wtedy zakolegowałem się z Darkiem, naszym szkolnym wuefistą. Okazało się, że jego siostra wyszła za mąż za Marka Lisińskiego. Któregoś dnia przyjechali do mnie we dwóch maluchem. Marek chciał, żebym mu pożyczył pieniądze na wykupienie prawa jazdy. Stracił je za jazdę po pijanemu. Prosił tylko, żebym nic nie mówił jego żonie. To ukrywanie mi się nie spodobało, powiedziałem: O nie!”
—opowiadał gazecie.
To nie koniec tej historii. Kilkanaście lat później Lisiński pożyczył od księdza ponad 20 tys. zł – rzekomo na leczenie chorej na raka żony. Zapewnił, że będzie miał z czego oddać, bo jedzie do pracy do Niemiec.
No i po kilku tygodniach doszła mnie wieść, że Marek wcale nie wyjechał do Niemiec. Pojechałem do jego żony. Okazało się, że wcale na raka nie chorowała. Zadzwoniłem do niego, żądając zwrotu pieniędzy – opowiedział ksiądz, który usłyszał wtedy „niech ksiądz nie podskakuje, bo są na was haki i mogę księdza załatwić. A wtedy nie tyle ksiądz straci”
—relacjonował ks. Witkowski.
Zagroził mu sądem, ale Lisiński w czerwcu 2008 r. przyjechał do niego po raz kolejny. Przeprosił za wszystko i obiecał, że wkrótce pieniądze zwróci.
Wrócił w sierpniu, ale zamiast gotówki chciał mi wcisnąć odkurzacz oraz jakąś myjkę do mycia okien w kościele, wartą podobno kilka tysięcy
—opowiedział ks. Witkowski.
Mimo kolejnych ponagleń, Lisiński pieniędzy Witkowskiemu nie oddał
—pisze „GW”.
Dwa lata później, we wrześniu 2010 r., oskarżył Witkowskiego o molestowanie.
Dostałem wezwanie do kurii. Biskup Libera powiedział mi, że ma wytyczne, by w takich wypadkach od razu zwalniać
—powiedział ks. Witkowski.
Chociaż wszyscy świadkowie bronili ks. Witkowskiego, sąd uwierzył Lisińskiemu, ponieważ czynów pedofilskich nie można udowodnić, gdyż są popełniane w ukryciu. Argumentowano, że po 30 latach pamięć świadków mogła zawodzić. Jako decydujący argument przesądzający u winie księdza uznano z kolei wyrok sądu biskupiego. A jak widać wątpliwości co do prawdomówności Marka Lisińskiego są coraz większe.
CZYTAJ TEŻ:
ann/”Gazeta Wyborcza”
-
Kup nasze pismo w kiosku lub skorzystaj z bardzo wygodnej formy e - wydania dostępnej na: http://www.wsieci.pl/prenumerata.html.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/449359-wyborcza-demaskuje-lisinskiegow-kolko-mowil-o-pieniadzach