Sądowa batalia o życie 42-letniego Francuza Vincenta Lamberta trwa od 11 lat. W 2008 r. mężczyzna miał wypadek na motocyklu w którym odniósł poważne obrażenia czaszki. Najpierw był w głębokiej śpiączce z której jednak się wybudził. Kilka miesięcy później trafił do oddziału opieki paliatywnej szpitala w Reims. W sporządzonej w 2011 r. przez COMA Science Group z Liège ekspertyzie określono jego stan jako „stan świadomości minimalnej”. „Vincent Lambert odczuwa ból i samodzielnie oddycha, jest też świadomy swojego otoczenia ale nie jest w stanie z nim komunikować” - czytamy w ekspertyzie. Możliwe, że pień mózgu jest uszkodzony. Nikt tego dokładnie nie wie. Lambert oddycha samodzielnie i jest tylko dlatego sztucznie odżywiany ponieważ ma trudności z przełykaniem.
Pierwsza próba uśmiercenia go odbyła się w kwietniu 2013 r. Lekarze szpitala w Reims stwierdzili u Lamberta „zachowania mogące być interpretowane jako sprzeciw wobec opieki ze strony personelu pielęgniarskiego, czyli mogące wyrażać chęć zakończenia życia”. „Mogące”, bowiem lekarzom nie udało się mimo usilnych prób (87 seansów ortofonii) ustanowić systemu komunikacji z pacjentem. Powołując się na ustawę Leonetti z 2005 r. gwarantującej każdemu Francuzowi „godną śmierć” opiekujący się nim zespół lekarski pod kierownictwem dr Vincenta Sancheza, szefa oddziału opieki paliatywnej, podjął decyzję o zaprzestaniu „karmienia i nawadniania” mężczyzny tak aby umarł on z głodu i pragnienia. Sanchez otrzymał wsparcie od żony Lamberta, która stwierdziła, że utrzymywanie jej męża przy życiu stanowi „uporczywą terapię”, która zadaje mu „ogromne cierpienie”. Problem w tym, że nikt nie wie czy i jak bardzo Lambert cierpi, a warunkiem eutanazji jest wyrażenie woli przez pacjenta do czego jest on niezdolny.
Gdy rodzice mężczyzny Pierre i Viviane Lambert dowiedzieli się (zresztą czysto przypadkowo) o eutanazji syna złożyli skargę do sądu i zatrzymali procedurę. Przez 17 dni mężczyzna nie był odżywiany i nie otrzymywał płynów. Jednak nie umarł. Na tym próby uśmiercenia go się jednak bynajmniej nie skończyły. Kilka miesięcy po wznowieniu sztucznego odżywiania znów wszczęto procedurę uśmiercenia Vincenta Lamberta. Także i tym razem na polecenie opiekującej się nim ekipy medycznej, pod kierownictwem dr Érica Karigera, który zadeklarował, że – o ile on potrafi to ocenić - „pacjent nie chce żyć”. „Odnoszę takie wrażenie sądząc po jego zachowaniu” - podkreślił dr Kariger. Znów rodzicom Lamberta udało się zatrzymać procedurę. Sprawa trafiła do Rady Stanu (Conseil d’Etat) oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Rada Stanu nakazała zaprzestanie leczenia a ETPCz jego podtrzymanie, do chwili sporządzenia nowej ekspertyzy ws. stanu zdrowia mężczyzny. Rada Stanu przy tym wskazała na „zderzenie się rożnych norm i wartości moralnych”, pośród których „trudno jest wskazać właściwe”.
Na ekspertyzę trzeba było czekać dwa lata. W niej stwierdzono pogorszenie się stanu Lamberta i „brak szans na jego poprawę”. ETPCz poparło więc decyzję Rady Stanu i odrzuciło skargę rodziców mężczyzny, którzy powoływali się na prawo do życia zawarte w Europejskiej Karcie Praw Człowieka. Rok później sąd poddał Lamberta pod kuratelę jego żony. 20 maja 2019 roku, lekarze ze szpitala w Reims podjęli kolejna próbę zaprzestania „karmienia i nawadniania mężczyzny”. Decyzję tą poparł francuski rząd. „Wszystkie środki prawne zostały wyczerpane i wszystkie organy sądowe, zarówno krajowe, jak i europejskie, potwierdzają, że zespół medyczny odpowiedzialny za Vincenta Lamberta ma prawo przerwać leczenie” – powiedziała minister zdrowia Agnès Buzyn. W poniedziałek rano sztuczne odżywianie mężczyzny zostało przerwane i podano mu środki znieczulające, by „zasnął”. Zdesperowani rodzie ponownie złożyli skargę do Rady Stanu, która została odrzucona. Ostatecznie Vincenta Lamberta uratowała interwencja Komitetu Praw Osób Niepełnosprawnych ONZ. Sąd apelacyjny w Paryżu uznał, że Francję obowiązują zapisy Międzynarodowej Konwencji ds. Praw Osób Niepełnosprawnych, a Vincent Lambert jest niepełnosprawny i nakazał wznowić sztuczne odżywianie.
Los mężczyzny podzielił jego rodzinę. Rodzice, wierzący katolicy, walczą o to by mógł żyć, wierząc, że „jest nadzieja, że kiedyś jego stan się poprawi”. Żona oraz rodzeństwo Lamberta chce by umarł, bo ich zdaniem „on nie chciał by tak żyć”. Problem w tym, że sam Lambert nie jest w stanie wskazać ani co czuje ani czego by chciał. Żyć czy umierać. Decyzję podejmują – raz za razem – za niego inni. Na podstawie własnych wrażeń i interpretacji. Rodzina, lekarze, sądy i państwo. Matka Vincenta Lamberta określiła opiekujących się jej synem medyków jako „nazistów”. „To potwory. Jak można chcieć kogoś zagłodzić na śmierć i jeszcze nazywać to godną śmiercią! - grzmiała podczas protestu przed szpitalem w Reims. Lekarze nie pozwolili na przeniesienie Vincenta Lamberta do specjalistycznego ośrodka, zajmującego się pacjentami w stanie wegetatywnym. Dlaczego, tego nikt nie wie. Ale powstało wrażenie, jakby chcieli za wszelką cenę potwierdzić swoją własną diagnozę (poprawa stanu zdrowia jest wykluczona, mózg jest zbyt uszkodzony) i postawić na swoim, nawet kosztem życia swojego pacjenta.
Spór toczy się m.in. o to czy sztuczne odżywianie stanowi „uporczywą terapię”, oraz o to, czy zagłodzenie kogoś (przypomnijmy: Vincent Lambert przeżył ponad 2 tygodnie bez jedzenia i picia) stanowi godną śmierć. Tym bardziej, iż francuskie prawo nie zezwala na aktywną eutanazję (ustawa Leonetti została znowelizowana w 2016 r. by ograniczyć przypadki aktywnej eutanazji w szpitalach), tymczasem Lambertowi podano środki usypiające, by przyspieszyć jego zgon. Zresztą, nawet gdyby mężczyzna rzeczywiście chciał umrzeć, czy rolą lekarzy, sądów i państwa jest pomaganie mu w samobójstwie? Jest jeszcze pytanie o motywację tych, którzy chcą go uśmiercić. Czy żona i rodzeństwo chcą zakończyć jego cierpienie czy może swoje własne? A lekarze? Działają z pobudek humanitarnych czy powoduje nimi pycha? Rodzice Vincenta Lamberta zarzucają ekipie medyków opiekującej się ich synem, że „przez ostatnie 5 lat nie robili nic w celu poprawienia jego stanu”.
Przez francuskie media przetoczyła się nieznośna debata o tym, kiedy i w jakich okolicznościach warto żyć oraz co stanowi leczenie, a co tylko opiekę. „Ja bym na jego miejscu chciał umrzeć” - wyrokowali jedni. „Po co żyć gdy nie ma nadziei” - podkreślali drudzy. Do tablicy został wezwany także sam prezydent Emmanuel Macron, ale wymigał się od odpowiedzi. Podkreślił natomiast „godność życia ludzkiego”. Rodzicom mężczyzny pomocy odmówił także Rzecznik Praw Człowieka, który w tej sprawie woli milczeć. Vincent Lambert wciąż żyje. Jak długo jeszcze? Tego nikt nie wie. Jego rodzice chcą dalej walczyć o przeniesienie go do specjalistycznej placówki dla niepełnosprawnych. Jego żona oraz pięcioro jego braci i sióstr zaś zapowiedziało, że nie zaprzestanie starań o jego uśmiercenie. Sprawa stała się przedmiotem walki politycznej przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. W obronie prawa Vincenta Lamberta do życia stanęli m.in. politycy Zgromadzenia Narodowego Marine Le Pen oraz centroprawicowych „Les Republicains”. Stał się on symbolem upadku moralnego Francji.
Reakcja Vincenta Lamberta na wiadomość, że ma zostać uśmiercony:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/447570-skazany-na-eutanazje-czyli-historia-vincenta-lamberta