„Oczekuję od premiera Mateusza Morawieckiego przeprosin w związku z zelżywymi i kłamliwymi słowami na mój temat, jakie 15 maja tego roku wykrzyczał z trybuny sejmowej” - ogłosił na swoim blogu Jan Hartman. Filozof nagle wycofuje się ze swoich słów, które wywołały burzę w 2014 roku.
Premier Mateusz Morawiecki przed rozpoczęciem sejmowej debaty na temat zmian w prawie dotyczącym kar za przestępstwo pedofilii mówił do opozycji:
Jakoś nie przypominacie haniebnych słów pana Hartmana. A to właśnie on ze swoimi skrajnie liberalnymi akolitami bronił kazirodztwa, bronił nagannych czynów.
Na reakcję Hartmana nie trzeba było długo czekać.
Morawiecki wytarł sobie mną gębę!
—ogłosił.
Broniąc się podkreślał, że kilka słów z jego frywolnego i satyrycznego felietonu wzięto za jego poglądy i zorganizowano na niego nagonkę.
Proszę wskazać słowa, w których broniłem kazirodztwa, lub jakiekolwiek wypowiedziane przeze mnie lub napisane „słowa haniebne”, a jeśli Pan ich nie znajdzie, tedy proszę uczynić to, do czego zobowiązuje Pana honor – publicznie mnie przeprosić
—zaapelował do premiera i ubolewał nad swoim losem.
Gdy byłem przed pięcioma laty przedmiotem bezprzykładnej politycznej nagonki z powodu kłamliwie przypisywanych mi poglądów, podawanych w prasie w formie wyrwanych z kontekstu fragmentów mojego satyrycznego felietonu, odwrócili się ode mnie wszyscy politycy – wedle mojej wiedzy nie miałem wówczas ani akolitów, ani nawet obrońców.
Przypomnijmy więc fragment tego rzekomo satyrycznego felietonu.
Co to by było, gdyby tak bracia z siostrami, matki z synami itd.?
—pisał prof. Hartman i rozważał, dlaczego w społeczeństwie nie dyskutujemy o prawach osób, które chcą żyć w związkach ze swoim rodzeństwem, rodzicami czy dziećmi.
Legalizacja takich stosunków mogłaby doprowadzić do zwiększenia liczby par kazirodczych, ale trudno zakładać, aby miało to jakiś dewastujący wpływ na życie ludzi
—oceniał.
Palikociarnia na dnie. Hartman całkiem serio żąda dyskusji o legalizacji… kazirodztwa!
Po kilku latach prof. Hartman o swoich słowach pisze teraz tak, odnosząc się do premiera:
Jestem pewien, że nie czytał Pan mojego artykułu z 2014 r., do którego Pańskie słowa zapewne są aluzją. Gdyby Pan go w całości, a nie tylko w wyimkach, czytał, z pewnością nie przyszłoby Panu do głowy, aby zarzucać mi obronę kazirodztwa.
Po tych słowach Jan Hartman płynnie przeszedł do atakowania Kościoła, oczywiście wszystko w imię swojej obrony.
Nie byłem i nie jestem za pełną swobodą związków kazirodczych ani za tak liberalnym podejściem, jakie prezentuje w tej materii Kościół katolicki, niemniej nie widzę powodu, aby akurat w naszym kraju prawo było tak surowe i odbiegało od przepisów obowiązujących w innych krajach naszego kręgu kulturowego.
Filozof dodał też, że wiele osób wykorzystywało i wykorzystuje jego dawny artykuł do przypisywania mu poglądów, które są mu dalekie. Na koniec swojego pełnego oburzenia tekstu stwierdził:
To nie moje słowa, lecz Pański aktywny udział w kampanii wybielania Kościoła i odwracania uwagi społeczeństwa od bezkarnych księży pedofilów, będącej jednocześnie kampanią na rzecz budowania atmosfery linczu wokół pedofilów, jest czymś, co zasługuje na epitet „haniebny”. Jeśli zaś nie doczekam się od Pana przeprosin, będzie to znaczyło tylko jedno – że jest Pan człowiekiem bez honoru i tchórzem. Nie ma Pan wyjścia.
Jan Hartman pisząc przed laty o kazirodztwie nie pierwszy raz przekroczył granice przyzwoitości w debacie publicznej. Teraz domaga się przeprosin za swoje słowa sprzed lat.
CZYTAJ TEŻ: O kazirodztwie raz jeszcze. Hartman jednak nie jest osamotniony
Mikołejko broni kazirodztwa Hartmana: „Nic wielkiego tak naprawdę się nie stało”
ann/hartman.blog.polityka.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/446977-hartman-w-gniewie-morawiecki-wytarl-sobie-mna-gebe