Antykościelny, a tak naprawdę antychrześcijański amok pana Jażdżewskiego (któryż z wrogów wiary nie atakował Kościoła jako rzekomo zaprzeczającego swojej misji?), wygłoszony w obecności wierchuszki opozycji, to właściwie tylko kropka nad i. Obecni nie klaskali przez pomyłkę - oni tak myślą. A właściwie: nienawidzą. Nie za to, co Kościół rzekomo robi, lub czego nie robi, ale za to, że istnieje, że głosi nauki Chrystusa, że broni moralności.
Nienawidzą także za to, że przegrali w 2015-ym roku. Bo uważają, że gdyby Polacy byli inni, gdyby mniej im zależało na wartościach, rodzinie, Polsce, to by nie przegrali. Sądzą, po części słusznie, że to samo istnienie Kościoła czyni Polaków takimi, jakimi są. Za to nienawidzą. Rzekome upolitycznienie Kościoła nie ma tu nic do rzeczy, jest zresztą zwykłą bzdurą, i tylko ludzie od dawna nie zaglądający do świątyń mogą sobie wyobrażać, pewnie na podstawie „Faktów i mitów”, że jest inaczej.
Ta nienawiść do Kościoła, a szerzej do wszystkiego, co Polskę czyni taką a nie inną (bo przecież i przekazywany w szkole, już tylko cząstkowo ale jednak, program historyczno-polonistyczny stał się celem ataków) jest jednak faktem i może mieć poważne skutki. Nie tylko polityczne, ale wręcz cywilizacyjne. Może oznaczać koniec cywilizacji polskiej w znanym nam kształcie.
Zdecydują o tym najbliższe wybory, ale nawet jeśli wygra prawica, problem nie zniknie. Ta nienawiść będzie wręcz narastała. I nie da się jej zbyć unikami, odwracaniem wzroku, zmianą tematu. Ona wcześniej czy później się wyleje.
Temu szaleństwu, w swej istocie wymierzonemu i w polskość, i w normalność, i we wszystko, co w życiu ważne i sensowne, trzeba się twardo i konsekwentnie przeciwstawić. Z tym trzeba walczyć codziennie, i na każdym polu.
Jarosław Kaczyński powiedział ostatnio: „Kto podnosi rękę na Kościół, ten podnosi rękę na Polskę. Kościoła trzeba bronić”. Tak, trzeba bronić, bo pozostawiony sam sobie po prostu przegra, a tym samym przegramy my, skazując nasze dzieci na coś strasznego, kto wie, czy nie na totalitaryzm. Fala skrajnie lewicowej agresji jest zbyt potężna, by ktokolwiek mógł uznać, że to nie jest jego sprawa.
Trzeba bronić, trzeba walczyć. Jak? To nie jest pytanie, na które można dać prostą, jedną odpowiedź. Na pewno to musi być coś więcej niż jedna, kilka akcji, niż wyrazy wsparcia, niż życzliwa neutralność. Ten problem - lewicowej agresji, lewicowej wściekłości (wścieklizny)- musi zostać wprowadzony do centrum prawicowego myślenia; musi stać się być może najważniejszym punktem odniesienia dla polskiej prawicy, dla obozu niepodległościowego.
Stare metody, stare podejście, już nie wystarczą. To jest atak tak silny, że musi spotkać się z adekwatną odpowiedzią. Tę sprawę trzeba więc całościowo przemyśleć, trzeba ją na nowo zdiagnozować, a później przekuć na konkretne działania, na różne polityki (policies). Nie tylko dlatego, że to konieczne moralnie, ale także z tego powodu, że to konieczny warunek przetrwania. Bierność gwarantuje prawicy tylko jedno: pogardę i konieczność cywilizacyjnej kapitulacji na całym froncie.
Tę wojnę naprawdę można wygrać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/445321-prawica-musi-stanac-do-walki-z-lewicowa-wscieklizna-pilnie