W okupowanej przez Niemców Warszawie doktor Mada Walter wpada na brawurowy pomysł. Na ulicy Marszałkowskiej zakłada Instytut Piękności, by ratować skazane na zagładę Żydówki. W tym niezwykłym gabinecie kosmetycznym, oprócz zabiegów upiększających i kamuflujących semickie rysy, kobiety wyprowadzone z getta przystosowują się do życia po aryjskiej stronie. Mada Walter pokazuje im, jak wykonać makijaż i fryzurę, żeby nie wyróżniać się na ulicy. Przygotowuje je do egzaminów przeprowadzanych przez gestapo, ucząc pacierza, zwyczajów wielkanocnych, przepisów na niekoszerne dania. Historię Polki Mady Walter i jej Instytutu Piękności spisała Maria Paszyńska.
wPolityce.pl: Kim była Mada Walter i skąd się wzięła w Pani życiu?
Maria Paszyńska: Od lat śledzę życiorysy ludzi, którzy zapisali się chwalebnie na kartach II wojny światowej i znaleźli się na liście Sprawiedliwych wśród Narodów Świata. Fascynują mnie osoby, które przekraczają swoje człowieczeństwo. Podziwiam je i uważam, że wciąż za mało o nich wiemy. Jakiś czas temu trafiło w moje ręce opracowanie prof. Władysława Bartoszewskiego i Zofii Lewinówny „Ten jest z Ojczyzny mojej”. Zebrano tam świadectwa, niezwykłe wojenne historie ludzi, uratowanych przez Polaków – chrześcijan. Wśród nich było wspomnienie Krystyny Wysokińskiej o Madzie Walter, oraz świadectwo Władysława Smólskiego o prowadzonym przez nią zakładzie kosmetycznym, Instytucie Piękności, w którym udzielono pomocy ukrywającym się uciekinierkom i uciekinierom z warszawskiego getta. Dzięki pomocy Mady Walter udało się uratować co najmniej kilkudziesięciu Żydów.
To nieprawdopodobne. Zdziwienie budzi już samo zestawienie wojny, jej nieludzkiego oblicza i salonu piękności. Trudno nie zadać sobie pytania, jak to było możliwe.
Tak, zgrzyt, kontrast bijący z zestawienia tych obrazów jest wyraźnie wyczuwalny. Bo jak zestawić Instytut Piękności z koszmarem jakim było getto, z rzeczywistością gdzie człowieczeństwo się nie liczyło, a co dopiero dbanie o wygląd? A jednak ta z pozoru niedorzeczna koncepcja, okazała się precyzyjnym, doskonale przemyślanym i niezwykle skutecznym planem pomocowym. W relacji Smólskiego pada nawet stwierdzenie, że miał wrażenie, iż uczestniczy w zbiorowym szaleństwie. Opisuje, że gdy wszedł z Madą Walter do jej Instytutu Piękności mieszczącego się przy ulicy Marszałkowskiej, w samym sercu okupowanej stolicy, kobiety, dotąd siedzące w szlafroczkach, czepkach i maseczkach, nagle wstały z foteli i leżanek, usiadły na krzesłach i zaczęły… recytować katechizm. Proszę wyobrazić sobie absurdalność tej sytuacji. To jest niewiarygodne, lecz tak właśnie było.
Ta historia jest tak niesamowita i jednocześnie plastyczna, że wydawać by się mogło, że powinno być o niej głośno na całym świecie. Powinny być tysiące artykułów, książek, nie mówiąc już o filmie. A tu absolutna cisza i milczenie. Historii Mady Walter nie zna prawie nikt.
Dla mnie, to z jednej strony fascynujące, z drugiej bardzo smutne i przykre. Gdy pierwszy raz natknęłam się na wspomnienie o Madzie Walter, zaczęłam szukać większej ilości informacji. Nie znalazłam praktycznie nic. Była informacja o tym, że razem ze swoim synem Ryszardem otrzymała odznaczenie Sprawiedliwych wśród Narodów Świata i zdjęcie jej nagrobka z cmentarza na warszawskich Powązkach. Poszukiwania materiałów na temat Mady Walter to była katorżnicza praca. Nie rozumiem dlaczego powielamy, przedrukowujemy i rozsławiamy setki nieprzyjemnych, trudnych historii o „ złych Polakach”. Wyciągamy na światło dzienne „brudy”, podczas gdy mamy tak piękne i jasne karty naszej historii. Opowieści tak barwne, wielowątkowe, pobudzające wyobraźnię, świetnie nadające się do spopularyzowania i to nie tylko w Polsce. Tak jest nie tylko w przypadku Mady Walter, ale też rodziny Żabińskich, ostatnio nieco lepiej znanej dzięki hollywoodzkiej produkcji. Są to historie spektakularne. Musimy je odkrywać, wyciągać je na światło dzienne i chwalić się nimi.
Wygląda na to, że żeby odkryć kim była Mada Walter, czym się zajmowała, jak wyglądała dokładnie jej działalność i jak ratowała Żydów, trzeba było prowadzić mozolne historyczne śledztwo?
Prowadziłam długie i można powiedzieć, że przedziwne poszukiwania. Wydawało mi się to nieprawdopodobne, żeby w XXI wieku w Internecie, o kimś takim jak Mada Walter było zaledwie kilka w zasadzie powtarzających się zdań. Odezwałam się więc do Żydowskiego Instytutu Historycznego. Uznałam, że jeśli jest to sprawa powiązana z odznaczeniem Sprawiedliwi wśród Narodów Świata, to ktoś tam będzie coś wiedział. Niestety, nie udało się. Przekierowano mnie jednak do warszawskiej sekcji Yad Vashem. Okazało się, że w naszym kraju nie ma nic. Dopiero w Jerozolimie była cała teczka informacji o Madzie Walter. Z tamtejszego Yad Vashem dostałam ręcznie sfotografowane dla mnie akta, jako że ta teczka nie została zdigitalizowana. Ktoś siedział i specjalnie dla mnie robił te zdjęcia. Przesłano mi ponad 100 stron dokumentów i zaczął się kolejny etap pracy. Wszystko trzeba było uporządkować, posprawdzać fakty, przetłumaczyć teksty z języka hebrajskiego. Niestety, nie do każdej informacji udało mi się dotrzeć, nie wszystko zweryfikować i dlatego w książce uśmierciłam syna Mady, Ryszarda Waltera. Dopiero później, po ukazaniu się książki, odezwały się do mnie jego dwie wnuczki. To właśnie one wyjaśniły mi później parę zagadek i tajemnic rodzinnych. Podobało im się, że piszę o Madzie. Dzięki nim mogłam po raz pierwszy spojrzeć w oczy Mady na starej fotografii, niezwykłe przeżycie.
Historię Mady Walter opisuje Pani bardzo dokładnie w „Instytucie Piękności”. Zostawmy szczegóły tej opowieści dla czytelników. Muszę jednak zapytać o moment powstania tego wyjątkowego zakładu kosmetycznego?
Mada Walter otworzyła salon piękności przy ul. Marszałkowskiej w Warszawie najprawdopodobniej na początku 1942 roku, być może wcześniej. Miało to związek z przewidywaną już wówczas akcją likwidacji getta.
Trudno wyobrazić sobie, że Instytut Piękności, który jest w centrum Warszawy, w miejscu w którym nie brakuje Niemców, które jest nieustannie patrolowane i obserwowane, znalazło się miejsce tak bezpieczne, w którym pomaga się i ratuje Żydów.
To naprawdę niesamowite, ale to było miejsce absolutnie bezpieczne. Nikt z podopiecznych Mady Walter nie wpadł w ręce Niemców. Jak już mówiłam, działalność Instytutu Piękności była zaplanowana w najmniejszych szczegółach. Przykładowo ustawiano wokół tego miejsca niedostrzegalne dla niepowołanych oczu warty, dzięki którym Mada wiedziała o nalocie parę minut wcześniej, co dawało jej szanse na przygotowanie siebie i innych na tę sytuację. Warto pamiętać, że Mada była doskonale wykształcona. Studiowała medycynę w Zurichu, a później odbyła wiele kursów, głównie w krajach niemieckojęzycznych. Posługiwała się zatem piękną niemiecczyzną i znała mentalność Niemców. W każdej sytuacji wiedziała jak się zachować. Z marszu dawało jej to przewagę podczas tych niezapowiedzianych wizyt. Poza tym, cały proces uczenia jak wyglądać i zachowywać się po stronie aryjskiej, przebiegał w warunkach pozorujących zabiegi kosmetyczne. Pamiętajmy, że jest to początek XX w., a zatem czas, gdy mężczyźni nie chadzali często do gabinetów kosmetycznych. To miejsce bardzo ich krępowało, a widok pań w szlafroczkach i maseczkach sprawiał, że chcieli jak najszybciej stamtąd wyjść. Mada prowadziła nie tylko kursy katechizmu. Uczyła też swoje podopieczne jak ukryć semickie rysy za pomocą makijażu, fryzury i ubrania. W jej Instytucie przy pomocy polskich chirurgów przeprowadzano również operacje plastyczne nosów oraz zabiegi przywracania napletków mężczyznom.
Czego Mada jeszcze uczyła swoje podopieczne?
Była to nie tylko nauka kamuflażu fizycznego, ale też nauka religii, modlitw, zachowania w kościele, polskich zwyczajów i tradycyjnej kuchni. Żydówki musiały np. wiedzieć jak przyrządzić niekoszerną wieprzowinę. Niezwykle dużo uwagi przykładała do lekcji opanowywania strachu. Powtarzała, że lęk zdradza ukrywającego się szybciej niż wygląd. Dziś powiedzielibyśmy, że prowadziła swoisty coaching psychologiczny. Mada Walter przywiązywała wielką uwagę do tego, by Żydówki zawsze chodziły wyprostowane i patrzyły Niemcom prosto w oczy.
Czy udało się Pani dotrzeć do motywacji, którymi kierowała się Mada? Co skłoniło ją do tego by rozpoczęła tak niebezpieczną dla siebie i całej swojej rodziny działalność? Wiedziała przecież dokładnie co grozi jej samej i jej bliskim.
Dla mnie takie osoby są wyjątkowe. Miała starszego sporo od siebie męża, dzieci. Jednak wybrała i niosła ciężar odpowiedzialności za innych, nieznajomych, skazanych na zagładę. Gdy posłuchałam później relacji jej rodziny, dowiedziałam się więcej, zrozumiałam, że Mada była człowiekiem, który nie potrafi przechodzić obojętnie obok ludzkiej krzywdy. Krzywdy kogokolwiek. W swoim pamiętniku przyznała, iż nie mogła zrozumieć dlaczego ktoś jej dziękował i podziwiał to, co robiła. Mówiła, że cierpienie innych ludzi traktuje jak własne. Można powiedzieć, że była człowiekiem całkowicie wyzbytym z egoizmu. Myślę, że tego nauczył ją dom rodzinny. Jej rodzice byli społecznikami. Ojciec był etnografem i przyrodnikiem, matka zajmowała się dietetyką. Jej ojciec zorganizował nawet w ich rodzinnym, uzdrowiskowym Rymanowie Zdroju pierwsze kolonie balneologiczne dla dzieci. Mada od dziecka przyglądała się więc ludziom żyjącym nie tylko dla siebie. To rzadki typ człowieka. Ratując Żydów trwała w nieustannym strachu i napięciu, a przecież żaden człowiek, choćby najdzielniejszy, nie jest w stanie wyzbyć się reakcji fizjologicznych. Mada bała się, ale nie potrafiła żyć inaczej, nie potrafiła nie pomagać tym, którzy tej pomocy najbardziej potrzebowali.
Rozmawiała Agnieszka Ponikiewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/443277-instytut-pieknosci-tu-ratowano-skazane-na-zaglade-zydowki
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.