Z naszej strony potrzebna jest przede wszystkim wiara. Każdego dnia, w czasie Mszy świętej, wypowiadam jako ksiądz słowa, które mnie poruszają od przeszło 35 lat: „nie zważaj na grzechy nasze, ale na wiarę swojego Kościoła”… Te słowa domagają się naszej wiary
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr, bioetyk, wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: W debacie publicznej wielką karierę robi określenie „mowa nienawiści”. Czy można je jakoś zdefiniować?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Profesor Jadwiga Puzynina, niewątpliwy ekspert, stwierdza: „Samo określenie mowa nienawiści wydaje się w bardzo wielu wypadkach naruszeń etyki słowa przesadne. W ‚Innym słowniku języka polskiego PWN’ czasownik nienawidzić opatrzony jest następującą, trafną definicją: ‘Jeśli ktoś nienawidzi jakiejś osoby, to czuje do niej bardzo silną niechęć lub wrogość i jest zdolny życzyć jej nieszczęścia lub cieszyć się jej nieszczęściem’. Nienawiść jest w tym słowniku określona jako ‘uczucie, jakie żywimy wobec kogoś, kogo nienawidzimy’”. Nienawiść jest tutaj wyraźnie określona jako uczucie. Mowa nienawiści jest zatem ekspresją uczuć. Oczywiście, mowa podlega ocenie etycznej podobnie jak czyn (w przestrzeni religijnej mówimy – „zgrzeszyłem myślą, mową, uczynkiem i zaniedbaniem”). Dlatego, nie mam trudności z oceną kłamstwa. Niemniej, „mowa nienawiści” - raz jeszcze to podkreślę – dotyczy sfery uczucia, sfery, która naznaczona jest dość dużym subiektywizmem.
Zdaje się że pojmowanie „mowy nienawiści” jest różnorakie, w zależności od strony sporu politycznego. Chociażby w Szkocji, Kościół wyraził zaniepokojenie przepisami ustawy dotyczącej przestępstw z nienawiści. Głoszenie katechizmu, nauki Kościoła może być uznane za mowę nienawiści w stosunku do społeczności LGBT. Czy to nie jest atak na wolność słowa, sumienia i religii?
Wspomniany przeze mnie subiektywizm pojęcia „mowy nienawiści” i kryterium, jakim jest uczucie, a nie racjonalność, sprawia, że to pojecie jest bardzo wygodnym narzędziem w walce o „poprawność polityczną”. Przecież w takiej perspektywie nazwanie czyjegoś postępowania złym może być poczytane jako „nienawistne”. Mówię to na podstawie także własnego doświadczenia, gdzie wyrażany mój sprzeciw wobec na przykład polskich parlamentarzystów glosujących przeciw własnemu państwu, który cala racjonalna tradycja wiąże ze zdradą, spotyka się z represjami. Nie możemy dać sobie narzucić tej kategorii, która jest tak emocjonalna, że po prostu irracjonalna. Osobiście, uważam, że powinno się stosować mowę sprzeciwu. Taka mowa nie jest kwestią nienawiści, jest kwestią potrzeby mówienia prawdy i sprzeciwu wobec zła i kłamstwa.
Na polskiej scenie politycznej pojawiają się i są obecne partie, jak chociażby Wiosna, czy Nowoczesna, które nie kryją się z tym, że chcą zwalczać Kościół, zepchnąć katolików na margines. Do czego tak naprawdę ta walka się sprowadza?
Wspomniane przez Panią Redaktor formacje partyjne, nie wiem, czy świadomie, czy nie, ale wpisują się doskonale w marksistowski, czy wręcz bolszewicki paradygmat polityki. Jego istotą była „walka klas”, ale tak ostatecznie - po prostu walka z każdym, komu nadało się etykietę wroga. Taką walką z kimś, zastępuje się walkę o coś. I bez trudu widać, że wspomniane formacje polityczne nie mają żadnego programu konstruktywnego. Pozostaje im walka. A ponieważ Kościół, wciąż jeszcze pozostaje znakiem sprzeciwu, więc obiekt tej walki jest dość oczywisty.
Jak Ksiądz Profesor odnosi się do podnoszonego przez polityków hasła renegocjacji konkordatu?
Myślę, że sam postulat jest już kompromitacją polityczną. Trudno mi nawet tutaj wchodzić w szczegóły, bo wymagałoby to analizy jakichś fobii, depresji, innych stanów patologii, które mogą usprawiedliwiać takie pomysły, ale w tym zakresie - analizy tych zjawisk - nie mam kompetencji. Wydaje mi się natomiast, że istnieją inne zakresy negocjacji i renegocjacji umów międzynarodowych, które są realnym problemem. Mam na myśli te umowy, które dotyczą rozliczeń powojennych, najogólniej ujmując.
Co może się kryć pod deklaracjami rozdziału Kościoła od państwa?
Naprawdę nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Dlaczego? Bo w w realiach polskich nie ma złączenia Kościoła i państwa. Nie można zatem rozdzielać czegoś co nie jest złączone. Choć w przypadku poziomu intelektualnego formacji, o których rozmawiamy, wszystko jest możliwe. Kiedy słyszałem i słyszę te absurdalne postulaty rozdziału tego, co nie złączone, nieraz zastanawiałem się, kogo one dotyczą? Mogłyby dotyczyć na przykład Wielkiej Brytanii, gdzie królowa jest głową Kościoła anglikańskiego, a premier rządu nie może być nie-Anglikaninem. Mogłyby dotyczyć w jakiejś mierze państwa Izrael, które jest państwem wyznaniowym. Ale nie sądzę, by nasze rodzime formacje polityczne miały aspiracje tak globalne - oddziaływania na politykę światową.
Dlaczego politycy boją się Kościoła, katolików?
Rozmawiamy w czasie, który został symbolicznie wręcz naznaczony pożarem katedry Notre Dame w Paryżu. Płonie… No właśnie, co płonie? Płonęło? Dla jednych monumentalny budynek, dziedzictwo światowej kultury. Dla innych - symbol Francji, jeden z najbardziej odwiedzanych budynków przez turystów. Dla katolików - płonie kościół, miejsce obecności Boga i wyznawanej wiary w Niego. Wszystkie te spojrzenia są w jakimś stopniu prawdziwe, ale ich ostatecznym punktem odniesienia jest właśnie - kościół, świątynia. Pożar świątyni przypomina coś z finału „Imienia Róży” - płonący klasztor i biblioteka, to pożar wiary i rozumu. I to jest świat ponowoczesny. Świat, w którym żyjemy. Kościół, który broni się przed ostatecznym pożarem jest jedynym w chwili obecnej depozytariuszem wiary w Boga, ale przez to także, racjonalności, kultury jako podstawowego sposobu bytowania człowieka, jest miejscem tożsamości. Dla architektów ponowoczesności, dla kreatorów płynnej ponowoczesności - Kościół jest wrogiem.
Czy te działania polityków, liczne artykuły prasowe, „sztuki” teatralne czy filmy szkalujące Kościół to jakaś zaprogramowana akcja?
Jeśli nawet zabrzmi to niepoprawnie politycznie, to odpowiem - ależ tak! Zdecydowanie, w tym szaleństwie jest metoda. Jeden z niemieckich komunistów, Willy Muenzenberg, powiedział w dobie rewolucji 1968 r., o której przypomniał ostatnio papież Benedykt XVI, słowa bardzo znaczące: „Uczynimy Zachód tak zepsutym, że aż będzie śmierdział”. Tym, co próbowało, mimo wszystko, sprzeciwiać się tej akcji psucia Zachodu i całego świata, był i pozostaje Kościół. Dlatego ze wszech miar, stara się podważyć Jego autorytet. Proszę zauważyć pewien ciąg zdarzeń - od wielu już lat. To w okresie Wielkiego Postu otrzymujemy w tym roku „Sodomę”, książkę o skandalach w życiu hierarchów kościelnych, wcześniej mieliśmy na przykład, także w okresie Wielkiego Postu, a to jakieś sensacje o Ewangelii Judasza, skądinąd znanym apokryfie literatury starożytnej, w niczym nie sensacyjnym, a to donoszono o „autentycznym” grobie Jezusa i jego zawartości, a to miewamy inne sensacje. To nie jest przypadek. I przypadkiem nie są te „sztuki” teatralne i te filmy, i te wypowiedzi niektórych polityków. Jest agresja, ale … Kościół i tak wychodzi z tego zwycięski.
Jaka powinna być właściwa postawa katolika, który może być tym wszystkim zdezorientowany?
Właśnie, to, że Kościół wychodzi z tego całego chaosu zwycięski, nie może rozleniwiać katolika. Przeciwnie, zwycięstwo Kościoła jest dokonywane mocą współdziałania katolika z Bogiem, Jego mocą. Z naszej strony potrzebna jest przede wszystkim wiara. Każdego dnia, w czasie Mszy świętej, wypowiadam jako ksiądz słowa, które mnie poruszają od przeszło 35 lat: „nie zważaj na grzechy nasze, ale na wiarę swojego Kościoła”… Te słowa domagają się naszej wiary. Te słowa domagają się zawierzenia nie politykom, nie ich nagłośnieniom medialnym, nie „sztukom” i filmom, ale Chrystusowi. Zapewniam, że dramat Wielkiego Tygodnia jest bardziej dramatyczny i pasjonujący niż „Kler”. Ale przede wszystkim - „Kler” to fikcja, Ewangelia - to prawda i życie. Głupotą jest wierzyć fikcji, niż Chrystusowi. Zatem - wiara. Ale wiara rodzi się ze słuchania, a dzisiaj także z czytania, z oglądania. Warto i trzeba pogłębiać wiarę. Poznawać naszą wiarę, ona jest fascynująca. I poznawać Kościół. Z roku na rok, nie mogę nadziwić się Jego pięknem. I tą dynamiką ziarna rzuconego w glebę. Dynamiką zmartwychpowstawania…
not. Weronika Tomaszewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/443240-ks-bortkiewicz-glupota-jest-wierzyc-fikcjiniz-chrystusowi
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.