„Od początku moje życie dotknięte było cudem i wiem, że dawcą tych cudów był Bóg. I nosiłem w sercu takie przekonanie, że jedyne czego Bóg może ode mnie „zażądać” to miłość” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. dr. Marek Chrzanowski ze Zgromadzenia Księży Orionistów, rekolekcjonista, poeta i pisarz.
wPolityce.pl: Czas Wielkanocy skłania nas do myślenia o śmierci i powstawaniu do życia. Czy w cierpieniu, chorobie i umieraniu jest życie i dobro?
Ks. Marek Chrzanowski: W cierpieniu i umierania dobra nie ma, bo jest skutkiem grzechu pierworodnego, ale paradoksalnie bez umierania nie ma w nas życia. To Święta Wielkiej Nocy najbardziej o tym przypominają. Jezus przeszedł ze śmierci do życia. Nie ominął Go ból, cierpienie, łzy, nie uciekał przed tym pokazując każdemu z nas, że w życiu doświadczać będzie dobra i piękna, ale również cierpienia i On chce w tym cierpieniu być z nami. Tylko wtedy tak dzielone cierpienie poprowadzi nas do życia.
W jaki sposób powinniśmy myśleć i mówić o sprawach ostatecznych i najważniejszych żeby nie straszyć, przerażać tylko żeby bardziej kochać i wierzyć? Czy to w ogóle jest możliwe?
Myślę, że z miłością i bez lęku. Dla osoby wierzącej sprawy ostateczne, czyli śmierć, oznacza życie z Bogiem w wieczności. I to już niesie nadzieję, że moje życie, każde ludzkie życie jest po coś; z łaski Boga. Patrzenie z miłością na to, co przyniesie nam każdy dzień, pomoże bardziej wierzyć i bardziej kochać. Wiele osób nie potrafi jednak zaufać Bogu do końca, bojąc się, czego może od nas zażądać.
Czy Ksiądz nie miał takich lęków?
Były takie momenty, kiedy się lękałem, ale od początku moje życie dotknięte było cudem i wiem, że dawcą tych cudów był Bóg. I nosiłem w sercu takie przekonanie, że jedyne czego Bóg może ode mnie „zażądać” to miłość. Takie jest pragnienie serca Boga, a miłość jest jedyną odpowiedzią na to pragnienie. Miłość ludzkiego, często poranionego serca. Wiem jak jest trudno czasem Bogu zaufać, tak z zamkniętymi oczami iść po wodzie, gdy czuję jak fale dotykają moich stóp. Ale gdy się zaufa, Bóg może czynić rzeczy, o których nawet baliśmy się marzyć.
Bardzo często zwątpienie przychodzi w sytuacjach kryzysowych. Jak Ksiądz przyjął informację o swojej ciężkiej chorobie? Była modlitwa o cud, pogodzenie z losem, czy bunt?
Tuż po diagnozie, którą przekazał mi lekarz, była długa noc. Noc nieprzespana, mozolna, ciężka, w której wadziłem się z Bogiem, pytałem, płakałem i żarliwie się modliłem a potem przyszedł poranek ze wschodem słońca. Wziąłem mały obrazek Pana Jezusa Miłosiernego, przytuliłem do serca i powiedziałem: „Jezus, ufam Tobie”. A potem cicha modlitwa różańca, by przytulić się do serca Matki. To była bardzo ważny moment. Może moment przełomowy, w którym jeszcze raz zaufałem Bogu. Myślę, że stwierdzenie „pogodzenie się z losem” nie jest najszczęśliwsze, bo to stwierdzenie jest jakoś formą rezygnacji. Ja wierząc Panu Bogu nie rezygnowałem z życia.
Z moich doświadczeń wynika, że śmiertelna choroba może wyzwalać w ludziach to co najlepsze i to co najgorsze. Możemy doświadczyć ekstremalnej bliskości albo samotności. Czy można mówić o dobrym przeżywaniu choroby?
Trudne pytanie. Każdy z nas na swój sposób reaguje na sytuacje ekstremalnie trudne. Może skoncentrować się tylko na sobie i zapaść się w ból, cierpienie, a nawet rozpacz. Może też przylgnąć do krzyża Jezusa i w nim szukać siły. Nie oceniam nikogo i teraz już wiem, że nie ma recepty i każdy z nas ma swoją drogę w takie sytuacji. Bardzo ważna jest wtedy obecność drugiego człowieka i wierna modlitwa, choćby tylko przesuwanie paciorków różańca, gdy nie ma się siły. Były takie chwile, że jedyną modlitwą jaką mogłem Bogu ofiarować było moje cierpienie, takie trwanie pod krzyżem a może na krzyżu z Chrystusem.
Czy doświadczył Ksiądz tego, że sytuacje kryzysowe wydobywają z nas moc, której w sobie nawet nie przewidywaliśmy.
Powiedziałbym tak. Pozwalają odkryć, że moc, którą w sobie mamy, od Boga pochodzi. Pomagają otworzyć oczy, by lepiej widziały cuda Bożej obecności i uczą serce wdzięczności za wszystko co dostajemy.
Doświadczenie choroby i wyzdrowienia zmieniło jakoś rozumienie przez Księdza swojego powołania?
Zewnętrznie niewiele się zmieniło. Jestem takim samym wariatem jak byłem. Mam nadzieję, że Bożym. Mam wrażenie, że „biegam” jeszcze szybciej. Pogłębiło we mnie przekonanie, że może życie, posługa kapłańska jest w Jego ręku zatem jeszcze bardziej chcę przylgnąć do Bożego serca. I zrodziło w sercu ogromną wdzięczność za dary, na które w żaden sposób nie zasłużyłem a stały się moim udziałem. Poczułem również, że wielka moc ma wytrwała modlitwa, bo dzięki błaganiom wielu ludzi dobrej woli mogę nadal służyć jako kapłan, rekolekcjonista, spowiednik. Bogu niech będą dzięki.
Czego Ksiądz życzy sobie na Święta Wielkanocne?
Czytelnikom i sobie życzę, aby Chrystus w nas zmartwychwstał; aby wyzwolił w nas to co piękne, dobre i szlachetne i żebyśmy uwierzyli, że możemy więcej mimo naszych słabości i ograniczeń; żebyśmy wierząc w Boga potrafili sobie zaufać.
Rozmawiała Agnieszka Ponikiewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/443236-kschrzanowskiod-poczatku-moje-zycie-dotkniete-bylo-cudem