Nastolatka nie przeszła miejskich eliminacji do Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego w Bielsku-Białej. Na FB podzieliła się swoim oburzeniem. Ogłosiła, że od członka jury, aktora, do którego się udała, aby dowiedzieć się o przyczynach swojego niepowodzenia, usłyszała, że „jest piękna i ma piękne ciało”, a więc wszystko, co potrzebne do kariery, ale powinna popracować nad dykcją.
„Nie zgadzam się, aby młody człowiek, wychodząc na scenę, chcąc uzewnętrznić siebie, padał ofiarą seksizmu. Przedstawiciel środowiska, które zawsze budziło we mnie podziw i fascynacje, splunął mi dzisiaj w twarz brudem, którego nie zdołał, a może nawet nie próbował ukryć za teatralną maską” – egzaltowała się recytatorka.
Sprawę podchwycił z właściwą sobie troską o standardy… no, wiadomo, miejscowy dodatek „GW”. Nie zainteresował się, co ma do powiedzenia oskarżony, i błędnie poinformował o zasadach konkursu. Współczuł natomiast „poszkodowanej”, że nie było żadnego świadka zajścia. To znaczy był, jej chłopak, który wprawdzie nic nie słyszał, natomiast zauważył, że aktor spoglądał na biust dziewczyny. Jak to w „GW”, w kolejnym tekście pojawił się już ktoś, kto podobno słyszał inkryminowaną wypowiedź.
Aktor oficjalnie ogłosił, że jego opinia o występie „poszkodowanej” była delikatna, zaprzeczył, aby użył przytoczonych przez nią słów, niemniej przeprosił, jeśli został błędnie zrozumiany. Jest niski, ma udokumentowane problemy z kręgosłupem szyjnym, nie jest w stanie podnieść głowy do góry. Biust wysokiej dziewczyny w butach na obcasach znajdował się na wysokości jego oczu.
Organizatorzy konkursu zwracają uwagę, że po zakończeniu występów jurorzy spokojnie rozmawiali z wykonawcami i nikt do nikogo zastrzeżeń nie zgłaszał.
Sprawa jednak na tym się nie skończyła. Grono znanych (i nieznanych) przedstawicieli kultury w tasiemcowym „Liście otwartym” postanowiło nadać jej ciąg dalszy.
„Lech Śliwonik, przedstawiając stanowisko Zarządu Głównego Towarzystwa Kultury Teatralnej, wyraża opinię, że zarzuty opierające się wyłącznie na słowach osoby pokrzywdzonej nie powinny być przedmiotem publicznej debaty. Taka postawa zamyka możliwość przeciwstawiania się seksizmowi i innym formom przemocy, których jedynym świadkiem jest najczęściej osoba doznająca krzywdy. Tego typu publiczne wypowiedzi przyczyniają się w istocie do legitymizacji przemocy, poniżenia ofiar i są próbą zamknięcia publicznej debaty, dzięki której możemy zmieniać społeczną praktykę”.
Celem jest więc rewolucja obyczajowa („zmiana społecznej praktyki”), a konkretna sprawa i jej bohaterowie są tylko pretekstem i, jak to w rewolucji, zarówno oni, jak i normy sprawiedliwości oraz przyzwoitości nie mają znaczenia. Dobrze nawet jeśli staną się ofiarą – zarówno ludzie, jak i reguły – ustępując miejsca nowym, których nadzorować będą rzecznicy emancypacji. Dlatego sygnatariusze listu są przeciw zasadzie domniemania niewinności. W sprawach ideologicznych, a każda może taką być, zwłaszcza pomówienia o „seksizm”, niewinności trzeba dowodzić. Paskudny nowotwór językowy, jakim jest wymieniony termin, zakłada przecież akceptację tez feministycznej ideologii. Niestety, bezmyślnie powtarzany jest przez coraz szersze rzesze.
Autorzy listu cechują się świadomą i twardą, ideologiczną wiarą. Czytając ich listę, na której znajdują się takie tuzy rzetelności i bezstronności, jak Agnieszka Holland, Agata Diduszko-Zyglewska czy Jacek Dehnel, przestajemy się dziwić.
Oni nie potrzebują dowodów, pomówiony aktor został już przez nich skazany, a egzaltowana pannica, która dzięki sprawie zaistniała – apoteozowana. „Uważamy, że słowa jurora naruszają zasady dobrego współbycia, etykę zawodową oraz są rażącym przykładem wykorzystania pozycji władzy. Wierzymy Aleksandrze Burdzińskiej. Wspieramy całym sercem postawę jej, Mateusza Wardyńskiego i ich kolegów”.
Sygnatariusze piszą o sobie skromnie „My, ludzie kultury”. Powinni pisać: my, ludzie wiary. Jakiej? A no takiej, która w imię górnolotnych frazesów niszczy ludzi. Żyjemy w czasach łagodnych. Obecnie ofiary ideologicznej inkwizycji nie trafiają na stos, ale konsekwentnie są niszczone publicznie.
Holland była kiedyś miłośniczką Kundery, jedną z jego powieści przełożyła na polski. W szczególnie przez nią lubianym „Żarcie” bieg wypadków uruchamia dowcip na temat ideologii, który jeden z bohaterów robi w pocztówce wysłanej dziewczynie. Wychwycony i napiętnowany przez komunistyczny kolektyw staje się przyczyną wyrzucenia go z partii i ze studiów, a w konsekwencji jego życiowej klęski.
Być może aktor z Bielska zażartował w stosunku do recytatorki. Czy Holland zdaje sobie sprawę, że uczestniczy w zebraniu partyjnym z „Żartu”?
Felieton Bronisława Wildsteina ukazał się w numerze 14/2019 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/442580-wildstein-dla-sieci-zart-aktualny
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.