Patronami wieczoru byli niewątpliwie: Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski; głos Starszych Panów był niemal słyszalny w redakcji Teologii Politycznej. W spotkaniu o fenomenie polskiego kabaretu udział wzięli: Jan Młynarski, Konstanty Kot Przybora oraz Mateusz Werner. Dyskusję moderowała Barbara Schabowska, dyrektor TVP Kultura.
Debatę rozpoczęło pytanie o fenomen popularności Kabaretu Starszych Panów.
Jak to możliwe, że tak inteligencka propozycja znalazła tak masowego widza w latach 50. i 60.?
— pytała Schabowska.
Mateusz Werner odpowiedział, że powstanie telewizyjnego kabaretu Przybory i Wasowskiego było jednym z przejawów popaździernikowej liberalizacji życia kulturalnego.
To był sygnał, że walka klasowa się skończyła. Przedwojenny inteligent, w latach 40. wyszydzany jako „wiecznie wczorajszy” pan Bęc-Walski otrzymał od władzy ludowej niszę, w której mógł hołdować swoim rytuałom
— mówił.
Konstanty Kot Przybora zwrócił uwagę na to, że kabaret jego ojca i Jerzego Wasowskiego nie pojawił się znikąd.
Ludzie przez dziesięć lat mogli słuchać Teatrzyku Eterek, z którego niektóre scenki i piosenki pojawiły się potem w Kabarecie Starszych Panów. Tam wykluwał się ten rodzaj humoru
— mówił.
Jan Młynarski dodał, że powojenna Polska została zubożona o kabaret literacki, zwłaszcza, gdy spojrzymy na przedwojenne kabarety, takiej jak Qui pro quo, Morskie Oko czy Cyrulik Warszawski.
Do 1956 roku nie mogło być mowy o inteligentnym kabarecie. Ale ludzie, po siermiędze i strachu pierwszej powojennej dekady, byli głodni czegoś takiego. Mój ojciec [Wojciech Młynarski – red.] zawsze mówił, że największym fenomenem Starszych Panów było to, że potrafili mówić do ludzi pięknym językiem i zmuszać ich do myślenia
— odpowiedział na pytanie prowadzącej.
Czym jest „starość” Starszych Panów”? – pytała Barbara Schabowska
Na ile ta nazwa sugeruje opozycyjność względem PRL-u?
Odpowiadając, Jan Młynarski powiedział, że nazwę kabaretu trzeba wziąć w duży cudzysłów.
„Starsi Panowie” to hasło, które odwołuje się do całego pokolenia
— mówił.
Ani oni nie byli starsi, ani ich kabaret nie był kabaretem
— stwierdził Konstanty Przybora
To był raczej teatr absurdu, musical; przede wszystkim dlatego, że nie odnosił się w sensie dosłownym do rzeczywistości
— powiedział.
Dodał, że dyskutując o kabarecie, powinniśmy raczej wspomnieć o Fryderyku Jarosym, Henryku Warsie czy „Cyruliku Warszawskim”.
Prowadząca dyskusję zwróciła uwagę na warstwę językową, na sposób, w jaki wyrażali się i to, o czym mówili Wasowski z Przyborą.
Czy Kabaret Starszych Panów był ufundowany na zupełnie innym „języku kabaretowym” niż ten, z którym mamy do czynienia dzisiaj?
— zapytała.
Odpowiadając na jej pytanie, Mateusz Werner stwierdził, że bazowali oni na pewnym inteligenckim imaginarium, zestawie odniesień i aluzji, które stawały się zrozumiałe dzięki wspólnej – dla ówczesnej polskiej inteligencji – biblioteczce.
Jeżeli nie czytało się Boya-Żeleńskiego, jeżeli nie wie się nic o Zielonym Baloniku czy Picadorze, nie zna się kontekstów dadaistycznych, to te dowcipy przestają być śmieszne i zabawne
— mówił Werner.
Podsumowując stwierdził, że Starsi Panowie zwracali się nie do „towarzysza Szmaciaka”, symbolizującego władzę ludową, ale do grupy, z którą się identyfikowali – inteligencji.
Barbara Schabowska, odwołując się do przykładów Klubu Komediowego czy La La Poland, zachęciła dyskutantów do postawienia diagnozy współczesnemu polskiemu kabaretowi.
Gdzie jesteśmy po tych 30 latach?
— pytała.
Klub Komediowy to ludzie, którzy piszą po to, żeby to wieczorem pokazać na scenie. To jest kabaret literacki
— odpowiedział Młynarski.
I to na bardzo dobrym poziomie. Mają coś z Kabaretu Starszych Panów
— dodał Przybora.
Jednocześnie dyskutanci zauważyli, że nie da się dokonać prostej transpozycji dawnego kabaretu do współczesnych realiów kulturowych, mimo że zdają się one wykorzystywać podobne medium, czyli telewizję.
Tamta telewizja była zupełnie inna, ona miała nastrój wyłącznie teatralny
— wspominał Kot Przybora.
Mateusz Werner stwierdził, że żyjemy w epoce post-inteligenckiej, w której zaniknął inteligencki paradygmat odpowiedzialności. Ponadto dodał, że kabaret został pomyślany w XIX wieku jako „rytualne chłostanie” mieszczucha, symbolizującego władzę. Taka postać jest niezbędna dla istnienia kabaretu.
W PRL-u tym mieszczuchem mogła być władza ludowa, a dla Starszych Panów – Edek z Tanga Mrożka. Dziś natomiast nie ma takiego dominującego dyskursu, który byłby nienaruszalnym tabu
— zakończył.
Z kolei Jan Młynarski postawił diagnozę, że obecnie największym problemem jest brak wielkich talentów literackich.
Gdyby pojawił się człowiek na miarę naszych ojców – powiedział, zwracając się do Konstantego Przybory – to po prostu wziąłby serwetkę i napisał coś takiego, że tysiące ludzi zaczęłoby myśleć, sprawiłby, że otworzyliby głowy. Kończąc, stwierdził, że ostateczny drenaż tradycji kabaretowej nastąpił po 1968 roku.
W Polsce nie ma dobrego kabaretu literackiego, dlatego że w Polsce nie ma już Żydów
— powiedział.
Polemizując z diagnozą Jana Młynarskiego, Mateusz Werner określił ją, za Witkacym, jako „talentyzmem”.
Wydaje mi się, że współcześnie też są ludzie obdarzeni talentem i inteligencją, ale niekoniecznie „robią w słowie”, ich talent idzie w inne miejsce
— powiedział.
Dyskusję zwieńczyły głosy publiczności, zgromadzonej w redakcji Teologii Politycznej, nawiązujące do tematyki spotkania.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/441503-kabaret-jako-dzielo-sztuki