Dziwi mnie ten cały raban wokół wypowiedzi Pawła Rabieja, który nie powiedział na użytek „Dziennika Gazety Prawnej” nic ponad to, co o planach i działaniach środowisk LGBT wiadomo od dawna, a mianowicie:
„Najpierw wprowadźmy związki partnerskie, potem równość małżeńską, a na koniec przyjdzie czas na adopcję dzieci”.
Wiceprezydent Warszawy (z politycznego planktonu pod nazwą Nowoczesna, ale wybrany to wybrany…), dostał reprymendę za gadulstwo od prezydenta stolicy Rafała Trzaskowskiego (wybrany to wybrany…), który sam w kampanii wyborczej zapowiadał, że osobiście udzieli ślubu pierwszej jednopłciowej parze, a obecnie wprowadza w życie tzw. kartę LGBT. Obsztorcowany Rabiej „sprostował”, że przedstawił swój prywatny pogląd, jakby można było rozdzielić preferencje wiceprezydenta od jego działalności zawodowej. Ale mniejsza z tym, w istocie sprawy nie chodzi o kochającego inaczej Rabieja, ani nawet o byłego posła na Sejm, potem prezydenta Słupska (wybrany to wybrany…), obecnie twórcę i lidera partii Wiosna Roberta Biedronia, który nie kryje, że teraz chciałby zostać premierem, a może nawet prezydentem RP. W gruncie są to „małe pikusie”, bowiem gra toczy się o wielki, cywilizacyjny zwrot kulturowy, dokonujący się na naszych oczach pod płaszczykiem tolerancji.
Homoseksualizm nie jest już zboczeniem, wynaturzeniem, czy dewiacją, jest i ma być „kulturą” mniejszości seksualnej. Tacy stajemy się kulturalni… No, może jeszcze nie my, wiadomo, jak mawiają o nas z ironią nasi zachodni sąsiedzi – Pole-Kathole, ale np. w postępowych Niemczech, gdzie de facto paragrafy nakładające kary za utrzymywanie stosunków homoseksualnych wykreślono z kodeksu dopiero w latach dziewięćdziesiątych, już tak. Gwoli ścisłości, związki jednopłciowe zalegalizował czerwono-zielony rząd (SPD/Zielonych), kanclerza lewicy Gerharda Schrödera. Nieco później, szef dyplomacji już w chadecko-liberalnym rządzie kanclerz Angeli Merkel, Guido Westerwelle wziął ślub ze swym partnerem, którego zabierał nawet w oficjalne podróże służbowe, czym wprawiał gospodarzy w osłupienie. Ci mieli bowiem obowiązek przygotowywania specjalnego programu dla żony?/męża? pana ministra. Jedynie katolicka Bawaria do dziś broni się przed uznaniem „homomałżeństw”, przed kilkoma dniami w Monachium odbyło się posiedzenie krajowego rządu, na którym zastanawiano się nad złożeniem skargi do Trybunału Konstytucyjnego w Karlsruhe przeciw narzuconym przez rząd federalny ustawom dotyczącym związków jednopłciowych; szanse na pozytywny werdykt trybunału są marne, bowiem zdaniem „ekspertów” następują „przemiany społeczne” i zanik dominujących wcześniej „heteroseksualnych cech strukturalnych małżeństw”… Za przykład mają służyć postanowienia trybunałów w innych krajach, gdzie zalegalizowano „homomałżeństwa”.
W dzisiejszym świecie wszystko staje się „normalne”. W Paryżu zorganizowano „Tydzień dziwadeł”, czyli zajęć teoretycznych i praktycznych, wprowadzających dzieci w wieku od 7-14 lat w „świat odmienności”, a dotyczących płci i seksualności w różnych wariantach. Organizatorzy zapewniali małym uczestnikom tych warsztatów środki higieniczne, chusteczki itp… Owa „naukę seksualności” wymyślono w Institut d’Etudes Politiques de Paris.
„Wara od naszych dzieci!”,
– grzmi nie tylko prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński, który stał się obiektem zmasowanych, niewybrednych ataków Rabiejo/Biedronio-podobnych „postępowców”, że to wróg LGBT, nietolerancyjny, zacietrzewiony, agresywny, że sam aseksualny, bo nie ma rodziny, ani dzieci, że w sumie takie homo-niewiadomo, bo nie słychać, aby kiedykolwiek był z kimś w związku… Powiem otwarcie, i moja tolerancja dla gejów i lesbijek kończy się tam, gdzie zaczyna się propagowanie homoseksualizmu. W tym kontekście mogę uchodzić za homofoba. Nie interesuje mnie kto z kim śpi, nie godzę się natomiast na obnoszenie się, manifestację, promowanie homoseksualizmu, na homoterroryzm uprawiany obecnie przez środowiska gejowskie, począwszy od publicznych, obscenicznych zachowań na ulicach podczas tzw. parad równości, a na żądaniach prawa do adopcji dzieci skończywszy.
Już słyszę tę krytykę, że szczuję na gejów i lesbijki. Że powtórzę, od naszych dzieci wara! Odmienne skłonności seksualne są prywatną sprawą gejów i niech taką pozostaną. Prześladowania na tym tle powinny być napiętnowane i karane. Ale równocześnie napiętnowane i karane powinno być propagowanie homoseksualizmu. Powiem więcej, jestem za uniemożliwieniem homoseksualistom wykonywania niektórych zawodów, w tym odcięcia od możliwości instrumentalnego kształtowania opinii publicznej. Kulturą jest społeczna tolerancja dla seksualnych odmieńców, także ich nieformalnych związków, ale seksualna odmienność, natrętne narzucanie skłonności homoseksualnych z kulturą nic wspólnego nie ma. Geje do sypialni, a nie do tworzenia przez siebie i pod siebie ustawodawstwa! Koniec, kropka.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/438353-tolerancja-konczy-sie-tam-gdzie-zaczyna-homoterroryzm