Najnowsze wydanie tygodnika „Sieci” powinien przeczytać każdy, kto chce zrozumieć w jaki sposób przeprowadzana jest ta ogromna operacja przerabiania Polaków z ofiar niemieckiego nazizmu na rzekomych współsprawców.
Zwykle widzimy bowiem skutki, zakłamane artykuły, krzywdzące uogólnienia, podłe filmiki. Takie jak ten, choć chwilowo usunięty, to opisany przez naszą redakcję: Autorzy kłamliwej kampanii wzywają USA do zawieszenia stosunków z Polską! „Słuchajcie Polacy! Znieście to haniebne prawo”. WIDEO.
Tym razem, dzięki upartemu sprawdzaniu przez dra Piotra Gontarczyka faktów, sięganiu po akta źródłowe, przesiadywaniu w archiwach, możemy też prześledzić mechanizm budowania kłamstwa. Budowania - jak wszystko wskazuje - świadomego.
Historyk sięga po akta powojennej sprawy karnej żydowskiego policjanta Samuela Frisha - to kopalnia wiedzy o losach getta w Bochni. A to losy tego getta są tematem jednego z rozdziałów tego „dzieła”. Gontarczyk stwierdza:
Ich analiza daje ciekawą lekcję metod „pracy naukowej” Centrum Badań nad Zagładą Żydów afiliowanego pod szyldem Polskiej Akademii Nauk. Efekty tych dokonań możemy znaleźć w książce „Dalej jest noc. Losy Żydów w wybranych powiatach okupowanej Polski” pod redakcją Jana Grabowskiego i Barbary Engelking. Szkoda tylko, że to, co można tam przeczytać, nie ma nic wspólnego z prawdą.
Po szczegóły odsyłam do tygodnika. Tu odnotujmy dwa elementy.
Co w Bochni miało zdarzyć się wedle autorów książki „Dalej jest noc…”?
Sięgnięto w niej po akta sprawy karnej OD-manna Samuela Frisha, ich sygnaturę przywołując w przypisie (IPN Kr 502/725), choć ani sam Frish, ani to, kim był, ani żadna informacja dotycząca działalności OD (tzw. policja żydowska zorganizowana przez Niemców) w Bochni nie znalazły się w książce.
Powołując się na te akta, doktorantka Instytutu Filozofii i Socjologii PAN Dagmara Swałtek-Niewińska napisała tylko: „Grupy poszukujące [w Bochni] ukrytych Żydów składały się z kilku osób, zwykle policjanta niemieckiego, kilku policjantów polskich oraz często osoby zatrudnionej do wyważania drzwi. Tę ostatnią funkcję pełnił Karol Gross. […] w trakcie ostatniej akcji otworzył na rozkaz Niemców 30–40 bunkrów (tom II, s. 563–564).
A co się zdarzyło naprawdę? Tu oddajmy głos doktorowi Gontarczykowi:
27 lutego 1947 r. Sąd Okręgowy w Krakowie wydał wyrok w sprawie Samuela Frisha. Został on uznany winnym większości zarzucanych mu czynów. Opisując okoliczności jego przestępstw, sąd wspomniał, że jesienią 1943 r. w getcie zostało 250 Żydów, z czego 46 członków OD. Oprócz nich wielu Żydów ukryło się w bunkrach i skrytkach. Dowiedzieli się o tym Niemcy i nakazali żydowskiej policji odszukanie schowków oraz przyprowadzenie im ich lokatorów.
Sąd napisał: „W związku z tymi poleceniami udał się oskarżony Samuel Frish wraz z innymi pięcioma członkami policji porządkowej do domu, w którym mieścił się bunkier Schanzerów. Po dłuższych poszukiwaniach polegających nawet na odrywaniu podłogi znaleziono wreszcie wspomniany wyżej bunkier. Z bunkra tego zabrano ojca i braci świadka Ari Schanzera”.
Oskarżony pojawił się też w innej „akcji”: „O ile chodzi o bunkier w domu Weinfeldów, to przy wykryciu tego bunkra, jak również ujęciu znajdujących się w nim żydów był obecny oskarżony Samuel Frish wraz z innymi członkami policji porządkowej żydowskiej. W bunkrze tym było ukrytych około 45 żydów. Oskarżony Samuel Frish brał w tej akcji czynny udział i posunął się nawet do tego, że idącą na końcu Sabinę Holländer popychał i kopał”.
Jak podkreśla historyk, w świetle przywołanych akt jest jasne, że polska policja była wykorzystywana przez Niemców do pilnowania getta z zewnątrz, a nie do wyszukiwania i otwierania bunkrów w jego wnętrzu. Tym zajmowała się zwykle żydowska, nie polska policja. Tak było i w czasie likwidacji getta w Bochni.
Przeczytałem tę książkę, znalazłem w niej dziesiątki podobnych „interpretacji”, więc wykluczam pomyłkę. Mamy do czynienia z bezpodstawnym przyklejeniem opisanych w tym artykule działań żydowskich OD-mannów Polakom. Jeżeli to nie jest grube naukowe oszustwo, to co nim jest?
— pyta Piotr Gontarczyk. I trudno nie przyznać mu racji. O innych manipulacjach opowiedział w niedawnym wywiadzie dla „Sieci”:
Kolejne wskaże w przygotowywanej książce.
W efekcie tych zabiegów co najmniej setki żydowskich ofiar Holokaustu zamordowanych przy pomocy żydowskiej policji i żydowskich konfidentów przypisuje się dziś Polakom
— podkreśla.
Sprawa jest poważna. Ujawnione fałszerstwo, preparowanie wydarzeń pod pożądaną tezę, podmiana w opisie zbrodni w getcie w Bochni policji „żydowskiej” na „polską” kompromituje redaktorów książki „Dalej jest noc…”. Książki, która wynoszona jest na sztandary rzekomo „nowej polskiej szkoły badania Holocaustu”.
Coraz więcej danych wskazuje, że to szkoła zakłamywania Holocaustu w której o straszną tragedię Żydów w czasie zbrodni zaplanowanej i przeprowadzonej przez państwo niemieckie, chodzi najmniej.
Szkoda, bo tragiczne wydarzenia okupacyjnej nocy zasługują na uczciwe opisanie. I Polacy i Żydzi byli ofiarami niemieckiego barbarzyństwa, i tu i tam były kanalie, i tu i tam Niemcy wykorzystywali w różnych rolach przymusowe formacje pomocnicze. To był straszliwy czas.
Ale to prawda niewygodna. I nie o prawdę chodzi, a obwinienie Polaków za wszelką cenę. Dlatego jak widać rola „policji żydowskiej” ma być wymazana, a w to miejsce mają być wstawieni Polacy.
Najbardziej smuci, że dzieje się to za pieniądze polskiego podatnika.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/437405-tak-to-jest-nowa-szkola-ale-zaklamywania-holocaustu