Czcimy pamięć Wyklętych nie dlatego, że wszyscy byli aniołami, albo że nie dotknęła ich niebywała brutalność czasu wojny. Czcimy ich dlatego, że nie pozwolili po cichu umrzeć marzeniu o niepodległości, że dochowali przysięgi, że stanęli w obronie tak Ojczyzny, jak i tysiącletniej cywilizacji. Czcimy, po podjęli walkę, która nie była wcale taka bez sensu; fakt, że stalinizm zapanował w pełni dopiero w 1949 roku, a nie rok czy dwa lata wcześniej, miał istotne znaczenie dla dziejów Polski.
Wiele środowisk zrobiło bardzo dużo, by ich imiona nie były zapomniane, by ich kości zostały odnalezione. Wyklęci weszli do narodowej świadomości, i już tu zostaną. Rzecz jasna, zainteresowanie faluje i będzie falowało, to naturalna kolej rzeczy. Ale pamięć nie zginie, a kto wie, czy z pokolenia młodzieży, często nastoletniej, które ten sztandar przyjęło, nie wyrośnie coś naprawdę pięknego, co pozwoli Polsce odzyskać moc? Ja przynajmniej mam w tej kwestii wielkie nadzieje, bo wiem, że takie sprawy, tego typu „inwestycje”, zawsze wracają. Czasem za dekadę, czasem za dwie, czasem jeszcze później.
Spór o Wyklętych jest sporem dla naszych powojennych dziejów centralnym. I to dlatego ta tradycja wzbudza taką wściekłość. Tu nie chodzi o „Burego” czy „Huzara”, tu nie chodzi o tego czy innego dowódcę. Gdy trzeba, „Wyborcza” potrafi celebrować życiorysy komunistów, widząc w nich piękno i szlachetność; gdy trzeba, znajdują się ludzie, którzy potrafią ciepło opisać życie Bermana. Ataki na poszczególnych dowódców są de facto próbą skompromitowania całej idei, a nie poszukiwaniem prawdy. Bo zauważmy, gdy chodzi o komunistycznych zbrodniarzy, to środowiska atakujące Wyklętych nawet nie udają, że chcą wiedzieć, kogo i kiedy zamordowali.
Cieszmy się z tego co jest, ale też pracujmy dalej. Słowa pani Senyszyn („Wyklęci wrócą na śmietnik”) są deklaracją złożoną nie tylko w jej imieniu; stoją za nimi wciąż silne bebechy starego sytemu, stoją za nimi ludzie, którzy wiedzą, że również nazwiska katów Wyklętych także w końcu przebiją się do społecznej świadomości. Stoją wreszcie także ludzie, którzy tak naprawdę chcieliby przynajmniej częściowej rehabilitacji PRL-u, do której może być bliżej, niż nam się wydaje.
To właśnie wokół Wyklętych - tak ułożyła się nasza historia - zbiega się owo pamiętne pytanie Jana Olszewskiego: „czyja Polska?”. Także dlatego, że o ile w innych sporach można szukać jakichś pośrednich opisów, to tu - podobnie jak w przypadku stanu wojennego - nie można być pomiędzy. Można być albo za Wyklętymi, albo za UB.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/436222-mlodziez-ktora-przyjela-wykletych-kiedys-poprowadzi-polske