Czesław Miłosz niedługo po stłumieniu antykomunistycznego powstania w Budapeszcie w roku 1956 napisał następujące słowa:
„Polacy, gdziekolwiek mieszkają i jakimkolwiek hołdują poglądom, mają tradycyjną miłość do Węgrów, ale o Węgrzech nie wiedzą prawie nic. Odnosi się to nie tylko do odległej przeszłości tego kraju (…) ale również do przeszłości bliskiej i teraźniejszej”.
To zdanie Miłosza, mimo upływu ponad sześciu dekad, nadal zachowuje swą aktualność. Ilustruje ono jednak również stosunek Węgrów do Polaków, co potwierdzają badania przeprowadzone niedawno przez Fundację Szkoły Politycznej Századvég na zlecenie Instytutu Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka.
Co wynika z owych badań? Otóż 92,9 proc. Węgrów ma pozytywny obraz naszego kraju, a zaledwie 5,4 proc. negatywny.
73,9 proc. Madziarów uważa, że jesteśmy do siebie podobni, a tylko 2,8 proc. nie lubi Polaków.
84,5 proc. Węgrów jest przekonanych, że nasze państwa przyjaźnią się ze sobą, a jedynie 1,6 proc., że nasze relacje są wrogie.
Poza tym 80,6 proc. bratanków uważa, że nasza gospodarka rozwija się dynamicznie, a tylko 30,6 proc., że w Polsce panuje duża korupcja.
Wielkiej sympatii do Polaków towarzyszy, niestety, równie duża ignorancja. Okazuje się, że Węgrzy mają bardzo nikłą wiedzę na temat naszego kraju. Niemal połowa Madziarów (49,3 proc.) pytanych, jakich zna sławnych Polaków, nie udzieliła żadnej odpowiedzi. Spośród żyjących najczęściej wymieniano nazwiska Lecha Wałęsy (5,8 proc.), Romana Polańskiego (2 proc.) i Jarosława Kaczyńskiego (1,9 proc.).
O wiele większa wiedza na temat Polski, zwłaszcza wśród węgierskich elit, panowała w czasach komunistycznych. Ponieważ system u nas nie był tak opresyjny jak u nich, jawiliśmy się w ich oczach jako wyspa względnej wolności w morzu zniewolenia. W Budapeszcie panowała wtedy swoista moda na Polskę. Uczono się języka polskiego. Przyjeżdżano do Polski. Kupowano u nas czasopisma i książki. W latach 1958-1988 istniał nawet masowy ruch, zwany pokoleniem autostopowiczów, czyli młodych Węgrów, którzy w czasie wakacji przemierzali Polskę, korzystając z zakazanego w ich kraju autostopu.
Po transformacji ustrojowej zaczęli oni odgrywać dużą rolę w tamtejszym życiu publicznym. Pamiętam, że kiedy w 1999 roku odwiedziłem Budapeszt, dowiedziałem się, że 36 posłów do ówczesnego parlamentu (czyli aż 10 proc.) mówiło po polsku. (A ilu polskich posłów mówiło po węgiersku?…)
Upadek komunizmu zahamował ten proces. I Polacy, i Węgrzy zapatrzyli się na Zachód. W stosunkach między naszymi krajami powstała pokoleniowa wyrwa. Dziś brakuje np. na Węgrzech tłumaczy, którzy mogliby przekładać polskie książki. Brakuje komentatorów, którzy byliby zorientowani w naszych realiach.
Podobnie dzieje się zresztą w Polsce – mamy wielu hungarofilów, ale mało hungarystów. Sympatia nie przekłada się na wiedzę. Polskie firmy działające na Węgrzech na gwałt poszukują ludzi znających tamtejszy język, ale nie mogą ich znaleźć. Niewiedza i nieznajomość zamykają wiele możliwości i szans.
To dlatego właśnie powołano niedawno do życia dwie bliźniacze instytucje państwowe: Instytut Współpracy Polsko-Węgierskiej im. Wacława Felczaka w Warszawie oraz Fundację Felczaka w Budapeszcie. Zobaczymy, czy uda się dzięki nim wykorzystać wielki, lecz uśpiony potencjał przyjaźni polsko-węgierskiej oraz przekuć go na realne osiągnięcia w naszych relacjach i to na różnych poziomach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/433120-polacy-w-oczach-wegrow-wielka-sympatia-i-wielka-niewiedza