Śledczy umorzyli sprawę rzekomych gwałtów, mobbingu i molestowania seksualnego, w które mieli być zamieszani znani publicyści „Krytyki Politycznej” i „Gazety Wyborczej”, ale na jaw wychodzą szczegóły dotyczące szokujących obyczajów w lewicowo - feministycznym środowisku. W tle tej głośnej sprawy pojawiają się narkotyki, alkoholowe libacje i seksualne burdy, do których, zdaniem świadków i pokrzywdzonych, miało dochodzić w tym środowisku.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Zapamiętajmy na wieki: w sprawie afery w „Wyborczej” i „Krytyce Politycznej” lewicowe media milczą. To są hipokryci
W tej sprawie bulwersuje też fakt, że osoby, które w przestrzeni publicznej narzucają innym nachalny feminizm, czy skrajne idee lewicowe, sami zachowywali się jak szowiniści, dla których prawa kobiet i etyka były tylko pustymi frazesami.
Ta obyczajowa bomba wybuchła 27 listopada 2017 roku, gdy na portalu dziennikfeministyczny.pl pojawił się artykuł autorstwa pięciu działaczek i dziennikarek feministycznych, pt.”Papierowi feminiści. O hipokryzji lewicy i nowych twarzach polskiego #metoo”. Autorki opisały swoje historie dotyczące ich stosunków z dwoma znanymi publicystami Jakubem Dymkiem („Krytyka Polityczna”) oraz Michałem Wybieralskim („Gazeta Wyborcza”). Kobiety postawiły dziennikarzom bardzo poważne zarzuty, mi.n. gwałtu, molestowania oraz innych czynów. Po roku, prokuratorzy umorzyli śledztwo w ich sprawie. Portalowi wPolityce.pl udało się poznać kulisy historii opisywanych w głośnym artykule.
CZYTAJ TAKŻE: NASZ NEWS. Nie doszło do gwałtów na feministkach w „Krytyce Politycznej”? Prokuratura umarza głośną sprawę
Z zeznań jednej z kobiet wynika, że tuż przed rzekomym gwałtem, którego miał dokonać na niej Jakub Dymek, para wspólnie przyjmowała narkotyki w jednym z warszawskich klubów. Miało do tego dojść w pubie „Czarny Kot”. W grę wchodzić miały początkowo dopalacze, po których jak zeznała współautorka demaskatorskiego tekstu, miała się ona poczuć „pobudzona i orzeźwiona”. Do sytuacji rzekomego gwałtu miało dojść właśnie „po narkotykach”. Czy jednak do niego doszło? Zdaniem śledczych nie, a same zeznania kobiety utwierdziły śledczych w tym przekonaniu. Dziennikarka zeznała, że po rzekomym gwałcie stanowili z Dymkiem parę, a już po zakończeniu związku ich relacje nie układały się najlepiej. „Czułam do niego złość” - miała zeznać przed prokuratorem.
Czy to wtedy pojawił się pomysł, by pomówić znanego dziennikarza lewicy? Wiele na to wskazuje. Jak wynika z jej zeznań, tuż przed publikacją jej artykułu, przesłała Dymkowi maila, w którym stwierdziła, by dziennikarz „przypomniał sobie wszystkie swoje gwałty”. Miała jednak zeznać również, że nic jej nie wiadomo, by Dymek dopuścił się „innych gwałtów”. Mało tego, zeznała również, że „chciała ukarać Jakuba Dymka”.
W innym zeznaniu „ofiary” Jakuba Dymka pojawia się inne nazwisko „modnego” dziennikarza i bywalca lewicowych salonów. Ten miał wykorzystywać ją seksualnie, upokarzać, a nawet używać wobec niej przemocy. W niemal wszystkich zeznaniach kobiet - autorek artykułu w „Codzienniku Feministycznym”, pojawia się wątek przemocy seksualnej ze strony mężczyzn z „branży”. Ze słów działaczek wynika, że często były one traktowane przedmiotowo, bez szacunku i z wyraźnie seksistowskim podejściem. W tych historiach awantury przeplatają się z pijackimi wybrykami, a seksualne ekscesy są na porządku dziennym.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Skandal w salonie. Feministki przełamały zmowę milczenia, pokazując hipokryzję „chłopców lewicy”
Inna autorka tekstu opowiada również o Michale Wybieralskim - dziennikarzu „Gazety Wyborczej”, któremu zarzuciła fizyczną napaść. Miało do niej dojść dwukrotnie, ale tłumaczenia „pokrzywdzonej” przed prokuratorem nie wystarczyły do przedstawienia mu zarzutów. Ona także znajdowała się z nim w związku i także miała doznać z jego strony upokorzeń po zerwaniu. Miała mieć potem stany depresyjne i musiała przemeblować sobie życie. W tych zeznaniach znów pojawia się wątek narkotykowy. Tym razem Wybieralski miał ją częstować kokainą oraz innym środkiem odurzającym, na którego „wzięcie” miała się zdecydować. I znów do rzekomego gwałtu miało dojść po tym, gdy para odurzyła się narkotykami. Kobieta, podobnie jak jej koleżanka - współautorka, skontaktowała się z Wybieralskim przed upublicznieniem tekstu w „Codzienniku”. Ten jednak nie odpowiadał na jej wezwania. Wcześniej tłumaczyła, że wprawdzie Wybieralski nie proponował jej pracy za seks, ale ona miała to tak właśnie odebrać.
Czy śledczy mogli poważnie wziąć pod uwagę zeznania kobiet, które z jednej strony stwierdziły, że zostały zgwałcone, by potem wielokrotnie spotykać się ze swoimi „oprawcami”, a nawet tworzyć z nimi mniej lub bardziej stałe związki? W tle rzekomych gwałtów pojawiają się narkotyki i alkohol, knajpiane burdy i pomówienia oraz środowiskowe koterie. Nic nie tłumaczy przemocy seksualnej wobec kobiet, ale trzeba też poważnie zastanowić się nad wiarygodnością zeznań, które współautorki tekstu w portalu codziennikfeministyzny.pl składały nie tylko przed prokuratorem, ale także w sądzie. Jedna z nich wprost stwierdziła, że nie stawiała oporu i nie broniła się, gdy stała się ofiarą napaści seksualnej. Z drugiej strony, obaj dziennikarze są opisani przez swoje „ofiary” jako megalomani i ludzie, dla których traktowanie kobiet jak przedmiot jest normą. W plątaninie zeznań ciężko oddzielić kłamstwo od prawdy, manipulację od emocji. Zeznania obu dziennikarzy wielokrotnie potwierdzają zeznania „ofiar”, ale ukazują podobne sytuacje w zupełnie w innym świetle. To oczywiste, że wątpliwości rozstrzyga się na korzyść „oskarżonych”.
To wielka ulga dla mnie, mojej rodziny i wszystkich bliskich mi osób, które przez ostatni ponad rok były na różne sposoby bezpodstawnie atakowane. Na tę chwilę nie chcę jeszcze komentować decyzji o umorzeniu postępowania - przynajmniej dopóki nie zapoznam się z nią w całości.
– powiedział dziś Jakub Dymek w rozmowie z portalem Onet.pl.
Sprawa, której kryminalna część zakończyła się prokuratorskim umorzeniem jest także szokującym obrazem środowiska lewicowo - feministycznych elit. Trzeba podkreślić, że wiele fragmentów zeznań nie nadaje się do cytowania ze względu na ich wulgarne znaczenie i wydźwięk. Brudy wylane w feministycznym portalu i przed obliczem prokuratora i w sądzie, naruszają wyidealizowany wizerunek feministycznego świata Warszawy. Będziemy do tej sprawy wracać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/428200-znamy-kulisy-seksafery-w-srodowisku-feministycznym