Mój pies Ramzes często się do mnie uśmiecha. Unosi kąciki pyska, a w oczach błyskają mu radosne ogniki. W ten sposób mówi: „Ale fajnie!”. Ma też specjalny uśmiech na okazję, gdy wyjdę niespodziewanie zza rogu domu. Neutralny wyraz pyska zmienia mu się nagle w minę: „Ach, to ty! Jak miło.”
— mówi portalowi wPolityce.pl Marzenna Nowakowska, autorka książki „Safari za progiem domu”.
wPolityce.pl: Legenda mówi, że w Noc Wigilijną zwierzęta mówią ludzkim głosem. Ale to legenda. Sądzi pani, że w rzeczywistości zwierzęta są w stanie komunikować się z ludźmi?
Marzenna Nowakowska: Nie tylko umieją, one w ten sposób przekazują czytelne, jednoznaczne sygnały. To samo powie panu każdy właściciel psa, kota, krowy, konia, królika, szczura czy wielu innych gatunków. Mój pies Ramzes często się do mnie uśmiecha. Unosi kąciki pyska, a w oczach błyskają mu radosne ogniki. W ten sposób mówi: „Ale fajnie!”. Ma też specjalny uśmiech na okazję, gdy wyjdę niespodziewanie zza rogu domu. Neutralny wyraz pyska zmienia mu się nagle w minę: „Ach, to ty! Jak miło.”. Rano z kolei mamy rytuał: schodzę ze schodów do salonu, Ramzes czeka już przy najniższym stopniu, ja na tym stopniu siadam, on odwraca się i wtula we mnie całym ciałem, a ja go obejmuję, głaszczę po głowie i „krawacie”. Wtedy opuszcza w charakterystyczny sposób uszy i najwyraźniej mówi: „Uwielbiam to głaskanie, te poranki, to bycie z tobą”. To „słowa” przeznaczone tylko dla mnie. Przy nikim innym nie układa tak uszu. Dla męża też ma wyrazy czułości i wierności, ale uszy układa odrobinę inaczej, coś na kształt: „Super być z panem, my chłopaki, zawsze świetnie się zrozumiemy”. Tak więc zwierzęta nie dość, że komunikują się z ludźmi, to ten przekaz jest złożony i pełen subtelności. Teraz, w związku z promocją książki często nie ma mnie w domu. Mąż dzwoni, że pies jest smutny, zgaszony. No i są jeszcze oczywiste komunikaty dotyczące planu dnia. Ramzes pilnuje terminów karmienia i spacerów. Czasem też przybiega do mnie, gdy w domu wydarzy się coś dziwnego. Kiedyś wiatr strącił doniczkę, a mój psiak przybiegł i wyraźnie oczekiwał, żebym coś zaradziła. Przed laty nauka oskarżała właścicieli domowych pupili o przypisywanie własnych uczuć bezwolnemu zwierzęciu. Teraz jednak już wiadomo, zwierzęta udomowione świetnie się z nami komunikują, bo to zapewnia skuteczniejsze wspólne przetrwanie niż życie obok siebie, bez możliwości porozumienia.
A dzikie zwierzęta też „mówią” do ludzi?
Te, które żyją blisko nas, czasem tak. Na przykład jesienią sikory bębnią dziobami w okno, jakby domagały się, żebym znów zaczęła sypać słonecznik na parapet. Ale tu byłabym ostrożna w takiej interpretacji. One raczej sprawdzają parapet i okolicę czy nie da się czegoś dziobnąć. Generalnie jednak dzikie zwierzęta raczej człowieka unikają, a komunikaty wysyłają i odbierają z otaczającego je dzikiego świata. Ten „język” coraz lepiej rozumiemy między innymi dzięki coraz tańszym badaniom genetycznym, analizom chemicznym czy fotopułapkom, czyli kamerom umieszczanym na trasach uczęszczanych przez zwierzęta. Dzięki tym narzędziom udało się na przykład rozszyfrować znacznie niesamowitego twistu niedźwiedzi, zwanego też „kroczeniem zawodników sumo”, „kowbojskim krokiem”, a najprościej „niedźwiedzim tańcem”. Na filmach widać niedźwiedzie korzystające stale z tej samej ścieżki i kroczące w zrytualizowany sposób, jakby poddające się regułom tańca przypominającego właśnie powolnego twista na czterech łapach, który wymaga silnego wciskania stóp w ślady łap pozostawione przez poprzedników. Na ścieżce, krok za krokiem, niedźwiedź za niedźwiedziem, tworzą się wyraźne dołki, a „tancerze” z uwagą je obwąchują. Szczególnie samce. Czyżby stopy drapieżników zostawiały zapach? Musiałyby być bogate w gruczoły. I są. W łapach niedźwiedzi znajdują się duże gruczoły łojowe i potowe, które w czasie tarcia o podłoże zostawiają wydzielinę. Naukowcy pobrali próbki ziemi z „twistowych” dołków i poddali je analizie. Okazało się, że niedźwiedzi trop zawiera aż 26 specyficznych substancji lotnych, z których sześć należało wyłącznie do samców. Te zapachy niosą szczegółowe informacje, poczynając od płci zwierzęcia, poprzez wiek, kondycję, aż po gotowość na amory. Regularne dołki na dnie lasu to więc nic innego jak lista dyskusyjna największych (obok niedźwiedzi polarnych) drapieżników lądowych świata.
Jak można usłyszeć mowę zwierząt?
W przypadku zwierząt domowych i udomowionych to przychodzi naturalnie, wynika z codziennego obcowania, ale jak usłyszeć mowę dzikich zwierząt? Wydaje się to wiedzą tajemną, prawda? I rzeczywiście chodzi o wiedzę, choć raczej naukową, doświadczalnie potwierdzoną oraz trening. Nie da się przeczytać o czymś i następnego dnia zostać Doktorem Dolittle. Rozumienie zwierzęcej mowy przychodzi z czasem, jak każda umiejętność, z tym że, moim zdaniem, ta nauka i trening są fascynujące od samego początku. Inaczej niż choćby nauka gry na gitarze. Żeby osiągnąć nawet poziom podstawowy godzinami musimy przymuszać palce do odpowiedniego naciskania strun, znosić ból opuszków palców dopóki skóra na nich nie stwardnieje i czekać na ten magiczny moment, gdy nagle z drewnianego pudła, na które naciągnięte są druty popłynie melodia. Prawdziwa, taka, jaką chcieliśmy zagrać. W przypadku nauki rozumienia zwierząt przygoda zaczyna się od pierwszej chwili, od frapującej obserwacji, powiedzmy, sikorki przy karmniku. Obserwacja pobudza ciekawość. Zastanawiamy się: co ona robi, dlaczego od czasu do czasu wydaje taki zabawny odgłos, ciekawość sprawia, że pędzimy sprawdzić co to za odgłos, tropimy tę informację niczym detektywi i wreszcie znajdujemy – to głos wabiący! Sikorka nawołuje towarzyszy: „Chodźcie tu, chodźcie, jest mnóstwo jedzenia, a w ogóle w kupie bezpieczniej!”. A potem słyszymy inny głos wydawany przez sikorę, po którym nagle ptaki pierzchają. Znów tropimy i okazuje się, że sikory tak ostrzegają członków stada biesiadującego w najlepsze, przed pojawianiem się zagrożenia, na przykład krogulca. Ale pewnego dnia widzimy i słyszymy coś dziwnego: był głos ostrzegawczy, wszystkie sikory pierzchły z wyjątkiem tej, która ostrzegała. Co jest? Znów wyruszamy na łowy informacji i dowiadujemy się, że sikory bywają kłamczuchami. Gdy ziarna w karmniku ubywa, najwięksi spryciarze i manipulanci wśród sikor pozbywają się konkurencji za pomocą kłamstwa. Bo drapieżnika nie było, a naiwne towarzyszki pouciekały. W mojej książce opisuję wiele innych przyrodniczych śledztw i przedstawiam ich wyniki.
A czy zwierzęta zatajają jakieś informacje?
Jasne. Nie są głupie. Na przykład sójki, które robią na zimę schowki, czynią to w największej tajemnicy. Są bardzo pracowite. Jedna sójka może schować od około 6000 do 11 tysięcy żołędzi w sezonie. Przez następnych 10 miesięcy ptaki wracają do schowków, ilekroć zgłodnieją. Żołędzie są dość kaloryczne – 650 kcal/100 g, a zjedzenie jednego zajmuje około 3–4 minut, bo ptak musi zdjąć skorupkę. Ale okazało się, że chowają żołędzie tylko tam, gdzie mogą chować nasiona w ukryciu - za pniami drzew, pod osłoną krzaków. Na mojej działce właśnie tam kiełkują niewykorzystane żołędzie, nie zaś na łące, gdzie każdy mógłby podglądać sójkę w trakcie ukrywania przysmaku. Tę skrytość sójek potwierdzają eksperymenty w laboratorium. Sójki, które miały do wyboru: zrobić skrytkę z żołędziem za przezroczystym parawanem i nieprzezroczystym parawanem, wybierają ten nieprzezroczysty, żeby inna sójka nie mogła podejrzeć miejsce ukrycia „skarbu”. Co więcej chowają nasiona w podłożu, które nie wydaje odgłosów zdradzających miejsce – w piasku, zamiast pomiędzy stukającymi o siebie drobnymi kamykami.
Rośliny i drzewa też się ze sobą komunikują? Po co to robią?
To jedna z najbardziej fascynujących form komunikacji. Bo fakt, że osobniki tego samego gatunku muszą się jakoś porozumiewać jest oczywisty, ale dwa tak odległe światy? Istota z królestwa roślin z istotą z królestwa zwierząt? A jednak. Najczęściej przywoływanym przykładem jest jesienna czerwień liści. Mocny kolor o mocnym przekazie. W dodatku produkowany jesienią w liściach drzew i krzewów nadzwyczaj aktywnie. Czy to nie zadziwiające? To tak jakby pomalować dom przed jego zburzeniem. Klony, grusze, jagody amerykańskie czy aronie chcą przed zrzuceniem liści zaszpanować? Stroją się na imprezę? Nic podobnego. To groźba przygotowująca drzewom i krzewom grunt w negocjacjach z pożerającymi je owadami. Czerwień mówi: „Zobaczcie, pazerne sześcionogi, już się niby pakuję, ale mam tyle siły, że mogę sobie pozwolić na ten gest. Podziwiajcie wibrującą czerwień i zmykajcie, bo z takim samym rozmachem odeprę każdy atak na moje młode listki wiosną. Jeśli więc chcecie gdzieś złożyć jaja, żeby w kwietniu i maju wasze dzieci pasły się na słodkich listkach, to poszukajcie słabszego drzewa. Ja nasycę moje pączki takimi truciznami, że się nie pozbieracie!”. Jest jeszcze parę innych teorii dotyczących czerwieni jesiennych liści, choćby o łabędzim śpiewie umierających gałęzi, ale mnie ta podoba się najbardziej.
Czytając Pani książkę „Safari za progiem domu” odkrywamy, że otacza nas fascynujący świat zwierząt, którego nie dostrzegamy. Co trzeba zrobić, żeby zobaczyć to wszystko, co opisuje Pani w swojej książce?
W psychologii jest modny ostatnio termin: uważność. To koncentrowanie uwagi na bodźcach występujących w danej chwili. Nam, zabieganym, atakowanym powiadomieniami o mailach, smsach, nowych wydarzeniach na portalach społecznościowych coraz trudniej o to, co kiedyś było naturalne. Musimy się uczyć na nowo skupienia na spadającym liściu, kroplach rosy w trawie, szmerach, szelestach, poruszeniu wśród drzew. A przecież wystarczy wyłączyć komputer, wyciszyć smartfon, otworzyć drzwi, przekroczyć ten tytułowy próg domu i zaangażować wszystkie zmysły w obserwację przyrody. To, co nas otacza jest najzdrowszym i niesamowicie wciągającym gadżetem.
Walka, nienawiść, miłość, zdrada, walka o władzę – czy to co obserwujemy w życiu ludzi można dostrzec w życiu zwierząt?
Nie przychodzi mi do głowy taka interakcja wśród ludzi, jakiej naukowcy nie odkryliby u zwierząt, pomijając rzecz jasna rytuały religijne. Wśród polskich zwierząt człowiekowi zaskakująco blisko do… kruków. Ze względu na wysoki poziom inteligencji i skomplikowanie zachowań społecznych kruki, a także inne blisko z nimi spokrewnione gatunki z rodziny krukowatych, jak na przykład wspomniane już sójki, nazywane są „opierzonymi małpami”. Ich spryt i pragmatyzm wart jest podziwu nawet przez ludzkich wyjadaczy korporacyjnych brylujących w biurowych rozgrywkach.
Kruki potrafią ocenić nie tylko własną pozycję w stadzie, czyli kogo się bać, a kogo można bezkarnie przepędzić z wygodniejszej gałęzi lub od tłustszego kąska. Przyglądając się, a nawet przysłuchując innym krukom w obcych stadach, orientują się, kto jaką pozycję u nich zajmuje i jak to się zmienia w czasie. Ma to duże znaczenie, bo grupy kruków nie są stałe, a pozycja ptaka zależy od zawartych koalicji, wspierania się w razie konfliktu i godzenia po nim. Samice kruków wyraźnie zyskują, jeśli mogą liczyć na wsparcie samca. Ptaki mają też wypróbowanych przyjaciół, o których bywają zazdrośni i interweniują, gdy kumpel lub kumpela zaprzyjaźnia się z innym – odpędzają wtedy wściekle rywala lub po prostu wchodzą między niego a kumpla. Kruki pamiętają członków grup, między którymi krążą przez wiele lat i przyjmują odpowiednie strategie w kontaktach z nimi. Kruki, najwięksi przedstawiciele krukowatych, mają duże mózgi, które sprawiają, że stały się też mistrzami subtelnej wymiany wrażeń i to nie tylko za pomocą krakania (choć i tu mają niezłe osiągnięcia, gdy po głosie rozpoznają płeć i wiek rozmówcy) czy prostych gestów wyrażających dominację lub podporządkowanie – jak unoszenie piór w podnieceniu czy przykucanie, by wydać się mniejszym i okazać szacunek. Kruki do wymiany wrażeń używają dziobów, jak my rąk, by pokazać coś ciekawego i w ten sposób zainteresować potencjalnego partnera lub zacieśnić istniejącą więź. Kruk podtyka pobratymcowi pod oczy ciekawy kawałek mchu, kamyk czy gałązki. Nie chodzi mu o wspólne jedzenie, bo kamyków ani mchu kruki nie jedzą, ale robi to, by zwrócić na siebie uwagę, głównie płci przeciwnej. Ale gdyby kruki spotykały się przy wigilijnym stole, wierzę, że umiałyby sobie przekazać całą gamę uczuć, jakimi dzielimy się i my – ciepło uczuć, radość wspólnego biesiadowania, a może nawet zadumę nad światem?
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/426863-zwierzeta-mowia-nie-tylko-w-noc-wigilijna