Kiedy słyszę dzisiaj z parlamentu w Brukseli orędzia czkające „wartościami europejskimi”, to nie wiem, czy taką wartością ma być promocja homoseksualizmu czy nakładanie kar pieniężnych na stawiających szopki bożonarodzeniowe?
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ks. prof. Paweł Bortkiewicz TChr, bioetyk i wykładowca akademicki.
wPolityce.pl: Św. Jan Paweł II mawiał, że Europa jest wartością. Z ust unijnych polityków – często tych nieprzychylnych Polsce – słyszymy o europejskich wartościach. Czym te wartości tak naprawdę są? Czy można je jednoznacznie zdefiniować?
Ks. prof. Paweł Bortkiewicz: Św. Jan Paweł II niezwykle wiele uwagi poświęcał Europie. Bo jest to temat fascynujący. Europa jest - jeśli wczytać się w grecką mitologię - ideałem uwiedzonym przez bóstwo i ideałem poszukiwanym, jest - jak dzisiaj mówimy niekiedy - projektem budowy. Nasz Papież wskazywał, na jakich fundamentach ten projekt winien być wznoszony i jaki powinien być jego kształt. Wskazywał na konkretne wartości wywodzące się z owych „trzech wzgórz”, na których wsparta jest kultura europejska. Mówił w związku z tym o ateńskiej odwadze szukania prawdy, o cnocie, o zdolności wyróżnienia w człowieku duszy. Podkreślał rzymskie prawo i konstrukcję demokracji jako państwa prawa, wreszcie akcentował tradycję płynącą z Jerozolimy - koncepcję osobowego Boga, która decyduje o godności człowieka, wartość miłości i solidarności. Niestety, współczesny bełkot odrzuca tę narrację. Używam tutaj słowa bełkot, bo kiedy słyszałem o marszu w obronie „wartości europejskich” po ataku na Charlie Hebdo, to pytałem się - czy chodzi tu o wartość perwersyjnego bluźnierstwa i szyderstwa z wartości konserwatywnych? Nie zapominajmy, że Charlie Hebdo powstał w klimacie 1968 r. jako protest przeciw konserwatyzmowi Charlesa de Gaulla. Kiedy słyszę dzisiaj z parlamentu w Brukseli orędzia czkające „wartościami europejskimi”, to nie wiem, czy taką wartością ma być promocja homoseksualizmu czy nakładanie kar pieniężnych na stawiających szopki bożonarodzeniowe? Jan Paweł II napisał kiedyś, że „kryzys prawdy to przede wszystkim kryzys pojęć”. Obecne narracje o „wartościach europejskich” to doskonała ilustracja tej tezy.
Pamiętam, że kiedy jakiś czas temu rząd Viktora Orbána podjął antyaborcyjną i proadopcyjną kampanię społeczną, jednym z jej elementów były plakaty z nienarodzonym dzieckiem i słowami: „Rozumiem, że nie jesteście gotowi, aby mnie przyjąć, ale pomyślcie dwa razy i oddajcie mnie służbom adopcyjnym. Pozwólcie mi żyć”. Część tej akcji została sfinansowana z funduszy unijnego programu „Progress”. Spotkało się to z nerwową reakcją na unijnych szczeblach, gdzie stwierdzono, że państwa członkowskie nie mogą wykorzystywać funduszy europejskich na finansowanie inicjatyw antyaborcyjnych, ponieważ kampania jest sprzeczna z europejskimi wartościami. W takim razie kto dziś o tych wartościach decyduje? Czy może zamiast Europy wartości mamy do czynienia z Europą interesów?
Klasyczna myśl filozoficzna mawiała o poznawaniu rzeczywistości, odkrywaniu prawdy, piękna, dobra, poznawaniu wartości. Ale to brzmi współcześnie tak nieatrakcyjnie. Dlatego mamy dziś (od lat wielu) lansowany projekt „pragmatycznej koncepcji prawdy”. To projekt wedle zasady: „kłamać, kłamać, kłamać, a zawsze coś z tego zostanie”. Tak tworzy się post-prawdę i post-wartości. W takim świecie wartością nie jest życie najbardziej niewinnego i najbardziej bezbronnego człowieka. Taką post-wartością jest natomiast ostentacyjne zabicie nienarodzonego w imię zapewne wolności-równości-braterstwa. Problemem jest właśnie pytanie, stawiane przez Panią Redaktor - kto o tych „wartościach decyduje”? Jakim prawem? Przecież to jest akt totalitarnej przemocy urągającej zasadom logiki. Jeśli dziś my ustalamy aborcję jako „wartość europejską”, to mocą takiego samego mechanizmu przyszłe pokolenie będzie mogło jako taką samą wartość uchwalić eutanazję, albo segregację, eliminację na przykład chorych na cukrzycę czy alkoholików. Bo dlaczego nie?
*Czy założyciele Wspólnoty istnieją jeszcze w świadomości współczesnych unijnych polityków?
To jest chyba jedno z kluczowych pytań dla rozważań na temat Europy i Unii Europejskiej. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że nie są. Kiedy w Brukseli wejdziemy do głównego budynku instytucji unijnych zobaczymy, że nosi on nazwę, patronat Altiero Spinelliego. Podstawą programową UE nie jest już tzw. Plan Schumana z 1950 r.i oparta na nim Deklaracja Europejska z 1951 r., ale napisany w 1941 r. przez Spinelliego „Manifest z Ventotene. Na jego bazie został opracowany w 1984 r. tzw. Plan Spinelliego (pierwszy projekt konstytucji nowego, komunistycznego państwa). Wspomnę, że po ogłoszeniu Brexitu, przywódcy trzech największych państw unijnych - Niemiec, Włoch i Francji (Merkel, Renzo i Hollande) spotkali się na Morzu Tyreńskim na wyspie Ventotene. Na wyspie jest bowiem grób Spinelliego, na którym przywódcy złożyli kwiaty w kolorach UE: żółtym i niebieskim. To są symbole, ale one mówią jedno - Europa nie jest jednoczona według kryteriów chrześcijańskich założycieli Wspólnoty, ale według najgorszego z możliwych projektów.
Angela Merkel podczas debaty w Berlinie mówiła, że „państwa narodowe powinny być obecnie gotowe do oddania suwerenności”. Możemy tu mówić o swoistym pożegnaniu ze ścieżką ojców założycieli?
To także kolejny przykład wpływu Spinelliego. Przytoczę fragment Manifestu z Ventotene: „Pierwszym zadaniem, bez rozwiązania którego wszelki postęp będzie tylko złudzeniem, jest ostateczne zlikwidowanie granic dzielących Europę na suwerenne państwa”. Czy widzimy jak wiernie Angela Merkel podąża śladem wydeptanym przez tego pożal się boże „ojca Europy”? To jest rezygnacja z projektu Europy ducha, Europy ojczyzn, suwerennych państw na rzecz Europy - kołchozu. Tylko, że taki kołchoz ściśle rzecz biorąc nie jest już Europą - wartością, o której wspominaliśmy na początku.
W europejskiej przestrzeni jest miejsce dla katolików?
Oczywiście, że tak… Mówi się nam mniej więcej tak: „wolno wam, katolicy, w imię naszej świętej tolerancji egzystować w tym naszym świecie, ciesząc się przywilejem samego istnienia. Tylko wara wam publicznie demonstrować wasze śmieszne przekonania, wara wam obnosić się z tym absurdalnym roszczeniem do szacunku dla życia, z tą waszą irytującą narracją o godności człowieka, o jego podmiotowości i jej konsekwencjach, o prawach wynikających z jakiejś absurdalnie przez was głoszonej natury ludzkiej… A już absolutnie nie wolno wam demonstrować choćby symbolu Tego, w którego wierzycie… Bo to godzi i narusza nasz spokój sumienia”. No więc, na taką obecność jest przyzwolenie. Tylko my się na to nie godzimy nie możemy zgodzić. Bo nie po to Bóg stał się człowiekiem, aby nie mógł znaleźć miejsca dla siebie na ziemi…
Dlaczego wartości chrześcijańskie, tak ważne dla Europy, są tak bardzo tępione?
Może dlatego, że są jedynie autentyczne. A prawda z jednej strony wyzwala, ale też wzywa do odpowiedzialności. Może dlatego, że taki jest sens chrześcijaństwa - bycie znakiem sprzeciwu, a zarazem bycie światłością świata. Zarówno światłość, jak i sól są pojęciami nie ilościowymi, ale jakościowymi. I to tak naprawdę mnie pociesza. Bo lepiej jest być iskierką światła, niż bezimiennym elementem mrocznej masy.
Not. Weronika Tomaszewska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/426719-ks-prof-bortkiewicz-wladze-ue-rezygnuja-z-europy-ducha