Polski spedytor Ariel Żurawski, którego kuzyn dwa lata temu w zginął zamachu terrorystycznym w Berlinie, zrezygnował ze starań o odszkodowanie za poniesione straty.
Mówi, że jest zaledwie „mrówką” w porównaniu z „bogatym państwem niemieckim”. Do tej pory dostał 10 tys. euro, choć straty związane z utratą ciężarówki szacuje na 90 tys. euro.
„To walka Dawida z Goliatem” – mówi przedsiębiorca w rozmowie z dziennikiem „TAZ”.
I dodaje, że po postawa władz niemieckich jest „bardzo nie fair”. Jak zaznacza, potraktowano go niesprawiedliwe „tylko dlatego, że jest Polakiem”.
Jak widać, niechęć państwa niemieckiego do wyrównywania strat nie dotyczy tylko reparacji za II wojnę światową. To postawa głęboko zakodowana.
Tak mówił o niej niemiecki historyk Karl Heinz Roth podczas zorganizowanej przez Instytut Zachodni konferencji naukowej pt. „Sprawa odszkodowań za II wojnę światową i stosunki polsko-niemieckie” (wrześnień b.r.):
Społeczno-gospodarczy wymiar problemu reparacji ma jednak również komponent etyczny. Dotyczy on bezpośrednio odnośnych grup społecznych, a mianowicie z jednej strony ofiar nazistowskiego terroru i ich potomków, z drugiej zaś dzieci i wnuków pokolenia sprawców. Kto razem z ofiarami i ich potomkami domaga się świadczeń odszkodowawczych, ten podejmuje próbę postawienia ich na równej stopie ze sprawcami i ich spadkobiercami. Prawo do świadczeń odszkodowawczych za zbrodnie wojenne i łamanie praw człowieka jest gwarantowane przez prawo międzynarodowe. Kto o nie walczy, konstytuuje się jako równorzędny podmiot prawa. Dochodząc tego roszczenia prawnego, wychodzi ze stanu heloty, do którego zepchnęły jego lub poszkodowanych przodków rządy nazistów. Elementem realizacji tego budującego równość aktu prawnego jest to, że wynikające zeń materialne świadczenia odszkodowawcze pozbawiają zobowiązanych do nich dłużników przychodów, które są redystrybuowane na rzecz poszkodowanych. Tylko w ten sposób bowiem możliwe jest odszkodowanie, za którym może (ale nie musi) pójść uznanie przeprosin lub nawet pojednanie. Chodzi właśnie o ten proces: o uznanie równouprawnionej relacji, której warunkiem jest transfer aktywów w celu zrekompensowania zniszczeń materialnych i szkód humanitarnych.
Właśnie dlatego do dziś polityczni przedstawiciele niemieckiego pokolenia sprawców i ich spadkobierców się wykręcali. Ponieważ totalna odmowa naraziłaby ich na międzynarodową izolację, wypracowali przez dziesięciolecia postawę o dwubiegunowej strukturze. Brak zgody na odszkodowania połączono z symbolicznym uznaniem cierpień, które były udziałem ofiar nazistowskiej dyktatury i okupacyjnego terroru. Ofiary są obecnie honorowane w wymiarze medialno-muzealnym i historiograficznym, a jeśli ocaleni ulegli traumatyzacji aż po inwalidztwo psychiczne lub fizyczne, to także oni, podlegający przez dziesiątki lat wykluczeniu, otrzymywali dobrowolną „pomoc humanitarną” z „funduszy nadzwyczajnych”. Płatności te nie stanowią jednak podstawy do jakichkolwiek roszczeń prawnych i utrwalają status odbiorców jako podporządkowanych petentów.
W efekcie tego bipolarnego procesu powstał wreszcie przemysł upamiętniania, określany mianem „kultury pamięci”. W jego centrum znajdują się z jednej strony coraz silniej różnicowane i odmiennie wartościowane grupy ofiar, które otrzymują zapomogi odpowiadające ich odnośnemu wartościowaniu. Wciąż niewidzialnym przeciwległym biegunem tego centrum jest zaś potężne tabu związane z zakazem reparacji i odszkodowań. Ikony cierpienia nie powinny się w żadnym wypadku wynosić ponad swój status ofiar ani występować na zasadzie równouprawnienia w stosunku do sprawców oraz ich zarządców pamięci z kolejnego pokolenia.
A zatem wynaleziona przez Niemców „europejska kultura pamięci” w ostatecznym rozrachunku nie narusza asymetrii między ofiarami a sprawcami, spowodowanej przez skrajną okupacyjną przemoc. Tam, gdzie przed 75 laty szalał niemiecki terror okupacyjny, panuje dziś finansowana i regulowana przez Niemców „kultura pamięci”. Jest ona głęboko hierarchiczna, protekcjonalna i nieszczera. I usiłuje pozbawić gruntu pod nogami wszystkich tych w Europie i Niemczech, którzy od dziesięcioleci zabiegali o pozbawienie grup ofiar statusu helotów w stosunku do pokolenia sprawców, tak aby można było budować suwerenną pracę nad pamięcią.
W przypadku polskiej firmy spedycyjnej nie chodzi więc tylko o pieniądze. Po prostu jeśli ofiara była Polakiem, musi być potraktowana gorzej, niż potraktowany zostałby Niemiec. Tylko wówczas, zdają się mówić nam nasi sąsiedzi, wszystko jest na swoim miejscu.
Pouczające wszystkich wokoło Niemcy nie zmieniły się tak wiele, jak im się samym wydaje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/426220-niemcy-nie-zmienily-sie-tak-wiele-jak-im-sie-samym-wydaje