Zwyciężanie to trudna sztuka, nigdy za wiele nauki. Wytęskniony przez kibiców powrót Roberta Kubicy do ścigania się w Formule 1 jest jego wielkim zwycięstwem. Mistrz świata w kilku formułach wyścig F1 zdążył wygrać tylko raz (mając na kasku napis JP2), ale wszyscy są zgodni, że jest jednym z największych wyścigowych talentów. I że spotkał go niewyobrażalny pech. Osiem lat temu miał już podpisany kontrakt z Ferrari, a to – z jego talentem – praktycznie oznaczało, że byłby mistrzem świata, może wielokrotnym. I wtedy, u progu bajecznej kariery, uległ wypadkowi. Metalowa szyna wbiła się w samochód, centymetry decydowały, że nie rozorała mu serca. Ale zmiażdżyła rękę, długo nie było wiadomo, czy nie będzie amputacji. Przeszedł kilkanaście operacji rekonstrukcji dłoni i przedramienia. Przebywając na OIOM-ie, poprosił o relikwie Jana Pawła II. I otrzymał je od kardynała Dziwisza (kroplę papieskiej krwi i fragment sutanny).
Po tak koszmarnej kontuzji, po ośmiu latach powrót do ścigania wśród najlepszych kierowców świata jest swoistym cudem. To efekt jego tytanicznej pracy, uporu, konsekwencji, siły charakteru. Coś takiego wydarza się w Formule 1 po raz pierwszy w historii. Uradowało wszystkich. No, może prawie wszystkich, bo miejsce w F1 stracił Rosjanin Siergiej Sirotkin. Ten, który zablokował Kubicy powrót do F1 rok temu, gdy putinowski oligarcha Boris Rotenberg wyłożył na stół kilkanaście milionów dolarów. Stajnia Williamsa przyjęła kasę i posadziła za kierownicą bolidu Sirotkina. W całym sezonie zdobył on 1 pkt i zajął ostatnie miejsce, podobnie jak team Williamsa. Ta klęska nie wystarczyłaby jednak, jak nie wystarczał talent Kubicy, by mógł on powrócić do F1. Potrzebny był sponsor.
Dobrą decyzję podjął Orlen, przyjmując tę rolę. Narodowy koncern paliwowy właśnie tak powinien się zachować, także dlatego, że obecność w świecie F1 jest idealnie wycelowanym przekazem marketingowym, pokazuje globalne ambicje firmy. Mamy więc w powrocie Kubicy dwa zwycięstwa: pracy i konsekwencji wybitnego sportowca oraz strategicznej mądrości narodowego koncernu. Tak właśnie mamy zwyciężać – wspierając się wzajemnie.
Zwyciężanie to trudna sztuka. W polskim hymnie, który uwielbiam, są słowa, których nie uwielbiam: „Dał nam przykład Bonaparte, jak zwyciężać mamy…” Ejże! Dopiero Korsykanin dał nam przykład? Nie było wcześniej Cedyni, Grunwaldu, Kircholmu, Kłuszyna, Oliwy, Chocimia, Wiednia i dziesiątek innych wygranych przez Polaków bitew i kampanii? Dlaczego Józef Wybicki, pisząc te słowa w roku 1797, uznał, że dopiero od Napoleona musieliśmy się uczyć zwyciężania? 28-letni generał Bonaparte nie był jeszcze wtedy ani cesarzem, ani nawet pierwszym konsulem republiki. Potarmosił Anglików pod Tulonem, pobił Austriaków w kampanii włoskiej i egipskiej, bił Francuzów broniących monarchii. Ale największe zwycięstwa – Marengo, Austerlitz, Wagram czy Jena były jeszcze przed nim. Także klęski i polityczne błędy. Wiek XVIII był jednak w znacznej mierze stuleciem polskich swarów, egoizmów, klęsk i politycznych nieumiejętności. Może więc dlatego Wybicki nam Bonapartego wstawił do hymnu – jako wezwanie do rycerskiego przebudzenia. I nie zwycięstw pojedynczych, ale trwałych. Zmarły tydzień temu wielki trener polskich mistrzów boksu Andrzej Gmitruk podobnie jak jego wielki poprzednik, twórca polskiej potęgi, Feliks Stamm, uczył, że w walce najważniejsze nie są wcale pięści ani bicepsy, ale głowa i nogi. Chłodna ocena, mądrość taktyki i umiejętność zajęcia właściwej pozycji. A to znaczy cios i odskok, cios i unik. Zmęczenie przeciwnika, zbieranie punktów, budowanie przewagi. Wymuszoną na Polsce przez Brukselę nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym traktujmy jak taktyczny bokserski odskok. Podobnie deklarację NBP płynnościowego wsparcia banków TW Ernesta Czarneckiego, co w pierwszej chwili wyglądać może na wymuszone szantażem dotowanie gangstera. „Plan Zdzisława” Sokala nie jest złodziejstwem, ale działaniem na rzecz klientów. TW „Ernest” był wobec klientów – co sam przyznał – agresywny, winien ponieść konsekwencje. Odskok i cios. Tak właśnie mamy zwyciężać. Nie zawsze w bitwach, zawsze w wojnach.
Felieton Macieja Pawlickiego ukazał się na łamach numeru 48 tygodnika „Sieci”.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/423771-zwyciezanie-to-trudna-sztuka-nigdy-za-wiele-nauki