Podczas marszu aborcjonistek w Warszawie jedna z aktywistek wykrzykiwała, że Polska po Irlandii będzie kolejnym krajem. „Irlandia dała nam przykład, tam 70 proc. głosujących opowiedziało się za aborcją. Polska będzie następna!” – wydzierała się feministka.
Ponura prognoza nie jest zupełnie nierealna. Skąd mój defetyzm? Manifestujący, może nie wszyscy, ale kierownictwo marszu doskonale wie, o co walczy. Celem nie jest uchylenie prawa chroniącego życie ani tolerancja dla związków jednopłciowych, ale radykalna społeczna zmiana, czyli rewolucja. Efektem ma być rozmontowanie rodziny i chrześcijańskich fundamentów naszej kultury. Wiedzą, że to długi marsz, ale są zdeterminowani i sprawniejsi, niż się wydaje. Przywołanie przykładu Irlandii w ustach feministki to nie tylko zagrzewanie do boju. To przyznanie się do realizacji tej samej strategii – puszczenie farby, że na naszych oczach prowadzona jest podobnie zorganizowana operacja.
Po pierwsze, wśród głównych czynników, które doprowadziły do przyjęcia przez społeczeństwo irlandzkie zaledwie w okresie trzech lat radykalnych zmian prawa, zrównującego związek jednopłciowy z małżeństwem i zezwalającego na zabijanie dzieci w łonie matki, była słabość irlandzkiego Kościoła katolickiego. Spójrzmy więc, co się dzieje teraz u nas. Duchowieństwo polskie na szczęście jest w nieporównywalnie lepszej kondycji moralnej i duchowej, ale real można zastąpić wykreowanym wizerunkiem. Skoro prawdziwy kontakt z kapłanami ma ok. 40 proc. społeczeństwa (liczba praktykujących), to wystarczy przekonać pozostałych i większość uwierzy w najbezczelniejsze kłamstwa.
Po drugie, propagandowy atak na młodzież. Do Irlandii skierowano ogromny strumień kasy. Portal Lifesitenews. com podaje, że była to kwota ok. 25 mln dol. Zmobilizowano tysiące dobrze opłaconych aktywistów i hojnie sponsorowano rozbudowane w tym celu organizacje pozarządowe. Przekaz związany z niedyskryminacją, prawami człowieka i równością pozwalał oswajać społeczeństwo, tym bardziej że o tolerancji, równości i niedyskryminacji mówiły miłe buzie, spokojni i modnie ubrani chłopcy, a z drugiej strony straszono zacofanymi brutalami. Wszystko to mamy już u nas, a próba organizowania w skali ogólnopolskiej tęczowego piątku w polskich szkołach jest tego kolejnym przykładem.
Jakie płyną wnioski z lekcji irlandzkiej? Należy rodzicom, nauczycielom, opinii publicznej w ogóle uświadamiać, że wszelkie takie akcje jak marsze równości, szkolenia antydyskryminacyjne, tęczowe piątki, profilaktyczne warsztaty równościowe, żywe biblioteki itp. są szeroko zakrojoną operacją, a nie spontanicznymi inicjatywami. Skoro tak, rodzice, nawet skrzyknięci w większe grupy, sami nie zdołają się przeciwstawić profesjonalnie prowadzonej ofensywie. Obserwuję od lat środowiska rodziców (np. Stop Seksualizacji Naszych Dzieci). Przy godnej podziwu determinacji i zaangażowaniu mogą zwołać do Warszawy kilka tysięcy demonstrantów, ale na dłuższą metę nie zdołają zatrzymać potężnego genderowego potwora. Zwykle są to ojcowie lub mamy wielodzietnych rodzin, na działalność organizacyjną mają niewiele sił i czasu, ot, kilkadziesiąt minut przy komputerze, wieczorem, po całodziennym kieracie. Nawet gdy po latach doświadczeń w szkołach i radach rodziców nabiorą zdolności organizacyjnych i zdobędą kompetencje, wraz z ukończeniem nauki przez najmłodsze dzieci zawieszą aktywność. Owszem, istnieją fundacje pro-life i realizujące prorodzinną misję, ale niestety – z przykrością to przyznaję – ich potencjał mobilizacyjny oraz zdolności organizacyjne najlepiej ilustruje porównanie marszu dla życia i rodziny z paradami równości (z tego porównania wyłączam szczeciński marsz ks. Kancelarczyka – to fenomen sam w sobie). Te fundacje działają sprawnie w mediach społecznościowych, ale nie są w stanie sprawić, by np. do 200 szkół w całej Polsce przyszli rodzice i zaprotestowali przeciw obecności seksedukatorów czy homodeprawatorów. Zaplecza badawczego i prawnego nie zastąpi nieoceniony Instytut Ordo Iuris ani wspaniały wolontariusz Grzegorz Strzemecki. Aby nie spełniła się przepowiednia wrzeszczącej aborcjonistki, trzeba profesjonalizować działania. Jak? To temat dyskusji, do której, mam nadzieję, zachęcę ludzi dobrej woli.
Tekst opublikowany w tygodniku „Sieci” nr 44/2018
Gender - groźna kulturowa inwazja!
Polecamy książkę naszej publicystki Marzeny Nykiel „Pułapka Gender. Karły kontra orły. Wojna cywilizacji”.**
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/419526-poki-nie-jest-za-pozno