No, to nie ma się co dziwić, że zdeklarowany ateista Wojciech Smarzowski zrobił „Kler”. Nienawidzi Kościoła, zniesmacza go katolicka Polska, a hasło „prawdziwy Polak” nie kojarzy mu się dobrze. Wprawdzie Kościół w żaden sposób nie zmusza go do życia w wierze, ale czuje się nim osaczony, gdy widzi kalendarze z papieżami na poczcie, przydrożne krzyże i inne przejawy katolickiej religijności. Ten film to manifest, ale i element walki o nową, ateistyczną cywilizację
Jestem ateistą i nikt nie zmusza mnie do ochrzczenia dzieci albo chodzenia na mszę, jednak gdy wchodzę na pocztę, to mam wrażenie, że liczba kalendarzy z papieżami, śpiewników oazowych i żywotów świętych nie pozostawia już miejsca na listy. Gdy jadę przez Polskę i mijam coraz brzydsza kościoły, coraz wyższe krzyże - to myślę, że ktoś zabiera mi mój kraj
— wyznaje z obrzydzeniem Smoarzowski w wywiadzie dla „Newsweeka”.
Czułem i czuję się osaczony Kościołem i religią. Religia jest wszędzie – w prasie, w telewizji, w urzędach i na ulicy. Kroplą, która przepełniła czarę, było zderzenie się z religią w szkole
—przyznaje, pytany o powody dla których nakręcił „Kler”.
Nie ulega wątpliwości, że „Kler” jest głównym, ale jednak nie jednym elementem ostatecznej próby zdyskredytowania polskiego Kościoła. Towarzyszy mu szeroka promocja, wsparcie medialne podtrzymujące narrację o przegniłej strukturze Kościoła i szeroko zakrojone happeningi. Antyklerykalna atmosfera ma zrazić ludzi do kapłanów i spowodować falę odejść z katolickiej wspólnoty. Wszystko to wpisuje się w całościowy plan zniszczenia Kościoła, o którym nie można mówić bez wejścia w wymiar duchowy. Wszelkie próby rozpatrywania sprawy wyłącznie materialistycznie są błędne.
Skoro tak, przypomnijmy że przed kryzysem ostrzegał sam Chrystus chwilę po tym, jak założył Kościół. „Uderzą w pasterza, a rozproszą się owce stada” – mówił, nie odnosząc się tym samym wcale do Judasza, a do św. Piotra – opoki Kościoła, zapowiadając jego zaparcie się. Jeśli w najbliższym apostolskim gronie Jezusa był zdrajca Judasz i słaby św. Piotr, to czyż wszyscy ich następcy mieliby być ludźmi bez skazy?
Walka z Kościołem katolickim trwa od początku jego powstania. Dzieje się to na wiele różnych sposobów. Jego wrogowie wielokrotnie zapowiadali, że nadchodzi czas ostatecznego rozwiązania
Gdy 100 lat temu masoneria obchodziła swoje 200-lecie, zapowiedziała, że wkracza w „trzeci etap”, którego celem jest ostateczna rozprawa z Kościołem i stworzenie nowego, międzynarodowego społeczeństwa. Za metodę obrała proces demoralizacji społeczeństw. Wykorzystywano w tym celu wszelkie narzędzia — od demokratycznych po totalitarne. Nie przebierano w środkach. Gdy prześladowania jeszcze bardziej mobilizowały kapłanów i wiernych do modlitwy, zaczęto uskuteczniać najbardziej obrzydliwe działania, polegające na zainfekowaniu środowiska katolickiego od środka. Nie poprzestawano na świeckich. Wchodzono do seminariów i zakonów. Stara strategia Antonio Gramsciego – długiego marszu przez instytucje – powstała po nieudanej rewolucji bolszewickiej. Opisałam ją szczegółowo w książce „Pułapka gender”. Polegała na wykształceniu całego pokolenia ludzi, którzy zepsuci moralnie, szerzyć będą lewicową ideologię wszędzie, gdzie się znajdą – w polityce, mediach, szkołach, a na końcu także w Kościele.
Niezwykle cenne są w tym kontekście zeznania Belli Dodd, należącej do wysokiej elity Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych w latach 1927-1949. W 1953 roku zeznając pod przysięgą w Senacie USA przed Komisją Śledczą ds. Działalności Antyamerykańskiej powiedziała:
W latach trzydziestych wprowadziliśmy tysiąc stu mężczyzn do kapłaństwa, aby zniszczyć Kościół od wewnątrz. Chodziło o to, aby ci ludzie zostali wyświęceni, a następnie wspięli się po drabinie wpływów i władzy jako prałaci i biskupi
— mówiła.
Część z nich trwa zapewne w Kościele do dziś, niczym Judasz w gronie 12 apostołów. Realizują swoje lewicowe zadania, niszczą Kościół demonicznym jadem sączonym wprost do serca. Każdy przejaw tego zatrucia trzeba bez wątpienia eliminować w zarodku i usuwać niczym komórki rakowe z chorego organizmu. Ale to tylko fragment Kościoła. Śmiem twierdzić, że bardzo niewielki. Pozostała rzesza to oddani Bożej służbie ludzie zdolni do najwyższych poświęceń.
Gdyby Kościół był tak zepsuty, jak twierdzi Smarzowski, dawno przestałby istnieć. Właśnie dlatego, że tajemnicą wiary nie są – jak próbuje to wmówić widzom antyklerykał Smarzowski – „złoto i dolary”, Kościół przetrwa nawet największy atak, najbardziej brutalne próby zniszczenia go i zepchnięcia duchowej przestrzeni w demoniczną przepaść beznadziei. Miliony katolickich męczenników za wiarę są świadectwem tego, że apostolski Kościół realizuje swój najgłębszy sens w zupełnie innym wymiarze.
Ludzie niewierzący i zagorzali antyklerykałowie po obejrzeniu „Kleru” Smarzowskiego z pewnością utwierdzą się w swoich przekonaniach, a wybujałą fantazję twórcy – nienawidzącego Kościoła – przyjmą za objawienie. Fikcyjną fabułę traktują jak dokument. A co z wierzącymi? Jako członkowie Kościoła – czy to duchowni czy świeccy – możemy zrobić tylko jedno: BARDZIEJ BYĆ – jak napominał Jan Paweł II. Bardziej być katolikami, goręcej kochać, dawać świadectwo, wspierać modlitwą kapłanów i wiernie trwać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/414649-smarzowski-czuje-sie-osaczony-kosciolem-dlatego-zrobil-kler