Po raz pierwszy z podobnym zjawiskiem spotkałam się – oczywiście na znacznie większą, bo światową skalę - przy okazji śmierci i pogrzebu lady Diany. Media lewicowo – liberalne oszalały, nakręcały spiralę smutku, rozpaczy i poczucia straty, nadmuchiwały balon zasług, który wkrótce przesłonił faktyczne osiągnięcia zmarłej. Nazywano ją „Królowa ludzkich serc”, „Księżną ludu”, na koniec padło nawet „Święta naszych czasów”. Masa socjotechniki i manipulacji w celu wypromowania nowego idola – a wszystko to z powodu utraty najlepszej broni lewicy w odwiecznej walce z monarchią. Przecież księżna Walii była przez długie lata najlepszą bronią w rękach antymonarchistów! I kiedy tragicznie i przedwcześnie odeszła, próbowano wykreować ją na swojego idola? idolkę?, i w walce o zniesienie monarchii posługiwać się jej pamięcią jak kopią i sztandarem.
Podobny mechanizm, oczywiście toutes proportions gardees, w skromnej, polskiej skali, wystąpił teraz przy okazji śmierci i pogrzebu znakomitej solistki zespołu Maanam, Kory. Komentarze w TVN24, na Polsacie, na Onecie strojona na coraz wyższe C, egzaltacja, przesada, budząca opory także tych, którzy kiedyś tej wokalistki chętnie słuchali, bywali na koncertach czy szaleli przy muzyce Maanamu na prywatkach. Ikona polskiej sceny rockowej, lider/ka pokolenia, filozof/ka życia, wielka poetka, patronka wolności, weteranka walki z komuną, Matka Ziemia…. Sięgano po fakty, których nie było i przymiotniki, które z faktycznymi, i przecież dużymi, osiągnięciami Kory nie miały nic wspólnego. Podobnym nadmiarem entuzjazmu zaskoczył mnie minister kultury Piotr Gliński, pisząc: ”Charyzma, szczerość, niezapomniany głos predestynowały ją do roli prawdziwej gwiazdy, która nie gasła mimo upływu lat”. No dobrze, powiedzmy, ale dalej chyba nadmiernie się nakręcił: ”…to postać, inspirująca czasy, w których żyła”. Czyżby? Jestem mniej więcej rówieśniczką pana ministra, ale mnie nie inspirowała. Z przyjemnością słuchałam na różnych towarzyskich spędach „Kocham cię, kochanie moje” czy „Cykady na Cykladach”, ale nie było mowy o żadnej inspiracji. A jeśli już, kogoś inspirowała, to do czego mianowicie? Bo chciałabym wiedzieć.
Oczywiście, Kora Jackowska była na polskim rynku rockowym zjawiskiem. Bardzo utalentowana wokalistka jednego z najbardziej popularnych w Polsce zespołów, Maanam. Swieża, spontaniczna, bardzo intensywna. Utwory, grane przez Maanam, a śpiewane przez Korę, były rytmiczne, zdarzało się, że bardzo nastrojowe, często sexy, i głównie opowiadały o sprawach prywatnych, intymnych. Wiele tu było o miłości, erotyzmie, uczuciowych spełnieniach czy dramatach. Przecież te najbardziej znane, „Kocham cię, kochanie moje” czy „Cykady na Cykladach”, to typowe „prześcieradłówki lat 80.”, a obok nastrojowe obrazki w stylu blue jak „Krakowski spleen” czy „Boskie Bueno”. Jedne teksty, jak „Nie pamiętam”, „Leniwa niedziela” czy „Patrzę na ciebie” były piękne, i tak, poetyckie. Inne, jak piosenka „Przepis na szczęście” czy któraś z albumu „Róża” / „Nie, nie żartuję/ bardzo tęsknię i czuję…”/, mniej. Jak to bywa. Ale kiedy w jakiejś gazecie przeczytałam, że „Występem na festiwalu opolskim w czerwcu 1980 roku, który transmitowała dla milionów telewizja /Kora/ zrobiła tyle samo w kulturze polskiej, ile kilka miesięcy póżniej Solidarność w życiu politycznym i społecznym Polski: rozsadziła komunizm od środka”, powiało absurdem. Piosenka „Zdrada, zdrada, zdrada/ podstępne, zimne oczy gada…” opowiadała o sprawach na tak wysokim stopniu uogólnienia, że naprawdę, trzeba wiele dobrej woli, aby odnieść ją do stanu wojennego. Zwłaszcza, że nikt rozsądny nie wątpił, a sama artystka nigdy tego nie ukrywała, po której stronie ma serce.
W wypowiedzi dla PAP pan minister Gliński pisał :”Niezwykle trudno jest żegnać artystkę, która uosabia życiową energię, ideały młodości, bunt przeciw rzeczywistości, zbyt często nie spełniającej naszych oczekiwań”. Istotnie, można powiedzieć, że Kora Jackowska „uosabiała życiową energię”, ale już byłabym ostrożna z „ideałami młodości”. Wokalistka Maanamu wywodziła się z krakowskiego kręgu hipisów, jej partnerem był wówczas podobno hipis o ksywce Pies, który dziś pełni jedną z najwyższych funkcji w państwie. Dziś już wiadomo, czym był światowy hipizm – kolejną próbą sprzedania starych lewicowych ideologii nowej, młodej klienteli, w nowym atrakcyjnym opakowaniu. I to się udało. Przesunięcie w lewo myślenia o państwie, Kościele, rodzinie, społeczeństwie. Potem większość hipisów doszlusowała do lewicowego establishmentu, a inni dorośli i zamiast „permanentnego buntu jednostki przeciw rzeczywistości”, zajęli się budowaniem, a nie niszczeniem. Kora i Kamil Sipowiczowie do końca pozostali hipisami z tego pierwszego, młodzieńczego etapu, anty-establishmentowi, anty-kościelni, lewicowi, rebelianccy. I w jakiś sposób niedojrzali. Te prowokacje słowne, słynna odzywka Kory podczas programu, który współprowadziła: ”to idż, w pizdu, pokrako”, te manifestacyjnie kolorowe sukienki i koszule, te słowa Sipowicza podczas jego mowy pogrzebowej: ”Moja żona do końca była wierna religii słońca, wiatru i kwiatów”, wnuk o imieniu Jazon, a zapewne wnuczka, jeśli będzie, otrzyma imię Gea, Ziemia. Cały ten anachroniczny i pretensjonalny post-hipisowski volapuk, jak to mówią Anglicy, mumbo – jumbo, co oznacza para-religijny bełkot. I nie można zapomnieć o książce – akcie strzelistym hipizmu pióra Kamila Sipowicza „Hipisi w PRL-u”, wydanej niedawno, bo w 2008 roku, i mnóstwie jego wcześniejszych i późniejszych wypowiedzi w mediach.
Minister Piotr Gliński napisał jeszcze na koniec dla agencji PAP: ”Mimo upływu lat gwiazda Kory nie gasła”, a sama artystka „potrafiła znaleźć swoja drogę, podejmując projekty artystyczne, realizując się w życiu rodzinnym i działalności społecznej”. Co do życia rodzinnego, racja. Mimo komplikacji życiowych, potrafiła zbudować bliski i kochający się związek z partnerem oraz stabilną rodzinę. Ale działalność społeczna? Jedyne, o których słyszeliśmy, to była kampania za legalizacją marihuany /”Marihuana, to nie narkotyk, nie widzi się po niej diabłów”/, nieskuteczna. Oraz za refundacją bardzo drogiego leku Olaparib, stosowanego podczas leczenia onkologicznego, skuteczna, bo wkrótce zaliczonego przez ministra zdrowia PiS do grupy bezpłatnych. O innych akcjach nie wiadomo. Prawda, zawsze bardzo stanowczo wypowiadała się w pismach kobiecych nt. feminizmu, konieczności dostępności aborcji na życzenie i prawie gejów do adoptowania dzieci.
Kora, małżeństwo Sipowiczowie pozostali wierni ideologii hipizmu, i serce mieli zawsze po lewej stronie. Wystarczy posłuchać jej antykościelnych i antypisowskich manifestacji, bardzo ostrych i bardzo jednoznacznych. Pogrzeb także miała świecki, obok urny z prochami artystki widać było duże zdjęcia z dawnych czasów i „jej ulubioną Madonnę”. Jej mąż Kamil Sipowicz szybko zdementował plotki „jakoby jego żona przyjęła ostatnie namaszczenie”. Dalej, proszę spojrzeć na zebranych wokół jej grobu znajomych i przyjaciół. Jerzy Buzek, Ryszard Kalisz, bliska przyjaciółka Magdalena Środa, Kuba Wojewódzki, Nina Terentiew, etc. No i pogrzeb był transmitowany przez dwie wcale nie konserwatywne stacje telewizyjne, TVN24 i Polsat. Może zastanawiać, czy pan minister kultury, nucąc sobie „Boskie Bueno” czy „Krakowski spleen” nigdy nie słyszał publicznych manifestacji programowych Kory w polskich mediach lewicowo-liberalnych? A było ich przecież mnóstwo. Albo zadał sobie pytanie, jaka była relacja między zawieszeniem występów Maanamu za odmowę uczestnictwa w koncercie na rzecz przyjażni polsko-radzieckiej w 1984 roku, a późniejszym wywiadem Kory z prezydentem Kwaśniewskim w Newsweeku? Lub poglądami wokalistki i przystąpieniem Kory do Komitetu Poparcia Prezydenta Komorowskiego w 2015 roku? No i od początku lat 90., kiedy ukształtował się rynek pism kobiecych, stała się ich celebrytką, od Twojego Stylu, który w co-drugim numerze zamieszczał wywiad z ówczesną prezydentową Jolantą Kwaśniewską, poprzez Vivę, którą trudno podejrzewać o konserwatyzm, aż do pisemek bauerowskich, dziś nieutulonych w żalu. Z pewnością będzie im Kory – jak lady Diany brytyjskiemu Hello, OK.! czy tabloidom Daily Mail i Sun - bardzo brakowało.
Polskie media lewicowo – liberalne zrobiły Korze, niedźwiedzią przysługę, kreując ją na kogoś, kim nie była. Nadmuchiwano ten balon głupstwa, które przesłoniło faktyczne zasługi tej świetnej artystki estradowej. Kora Sipowicz na pewno znalazła już swoje miejsce w historii polskiej muzyki rockowej. I właśnie to pozostanie, a nie ten cały medialny zgiełk, który już wkrótce odejdzie w niepamięć.
-
Wyjątkowy PREZENT dla prenumeratorów!
Super oferta dla czytelników tygodnika „Sieci”! Zamów i opłać roczną prenumeratę pakietu: tygodnik „Sieci” i miesięcznik „wSieci Historii”, a książkę Jacka i Michała Karnowskich „Pilnujmy Polski!” otrzymasz GRATIS!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/407770-kora-i-media-lewicowoliberalne