To wspomnienie piszę ze szczególnie ciężkim sercem. Chodzi nie tylko o osobę publiczną, niezwykle lubianą pisarkę, dziennikarkę, dokumentalistkę, popularyzatorkę wielkich Polaków, ambasador polskości na świecie, ale i o przyjaciółkę z niemal 40-letnim stażem. To oczywiście Barbara Wachowicz, lub, jak zdarzało Jej się podpisywać nową książkę, „Basia z Podlasia”. Mimo 81 lat życia, śmierć przyszła niespodzianie. W maju, jak zwykle, pojechała do Zakopanego, aby pisać kolejną książkę. Dopadło Ją zapalenie płuc, które okazało się nawrotem choroby, którą wiele lat temu tak dzielnie zwalczyła.
Nasza znajomość zaczęła się 37 lat temu w czasach karnawału Solidarności, kiedy pracowałam w tygodniku Film. Ówczesne władze TVP odrzuciły scenariusz Barbary Wachowicz o Sienkiewiczu. Nie znając Jej osobiście, ale znając dzieła Sienkiewicza, zaprotestowałam przeciw tej decyzji na tzw. łamach i poprosiłam czytelników o opinie. Dostałam mnóstwo listów, niemal wszystkie za realizacją dokumentu i przesłałam je Autorce. I tak się zaczęło. Potem liczne zaproszenia na spotkania z publicznością, słynne Jej „gawędy”, „kominki” z harcerzami, i nasze prywatne, jak to nazywała „posiady”, w dobrych knajpkach lub u Niej w domu. No i barwne, pełne pasji i humoru opowieści o przyjaciołach lub nieprzyjaciołach – oczywiście Zeromskiego, Sienkiewicza czy Mickiewicza! Miała wielki dar pięknego, jędrnego, zdarzało się, że pełnego patosu, to znów znakomitego humoru opowiadania o naszych Wielkich, i żartowania o tych małych, do których nie przemawiała ani poezja Słowackiego, ani słowo Wachowicz o jego geniuszu. Jeszcze niedawno zaprezentowała nam w Muzeum Niepodległości inscenizację prozy Żeromskiego, z obecnością świetnych aktorek i zespołu folklorystycznego z Ciekot, a w Stowarzyszeniu Dziennikarzy Polskich teatralizacją tekstów Henryka Sienkiewicza, z Adamem Marjańskim, pamiętnym Janem z serialu „Nad Niemnem” i moją skromną osobą jako narratorki.
Przyszła na świat w Warszawie 18 maja 1937 roku i, jak zawsze powtarzała, ogromną rolę w Jej życiu odegrała „babunia”, której „zawdzięczała wszystko”. Skończyła Wydział Dziennikarstwa UW i Studium Historii i Teorii Filmu w PWSF w Lodzi, i rzeczywiście przez jakiś czas pisywała artykuły do tygodnika „Ekran”. Recenzje, reportaże z planów, wywiady z aktorami polskimi, ale także gwiazdami światowego kina jak Shirley MacLaine i Kirkiem Douglasem. Z podróżami reporterskimi zjeździła świat – kilkakrotnie Stany Zjednoczone, Kanadę, Francję, Szwajcarię, Wielką Brytanię. Nie było chyba zakątka świata gdzie stanęła polska stopa, żeby Barbara nie zdokumentowała tego w swoich reportażach. Ale naprawdę znaną i popularną stała się jako autorka książek i programów radiowych telewizyjnych o Wielkich Polakach. „Malwy na lewadach”, „Marie jego życia”, „Ciebie jedną kocham. Tropami Stefana Zeromskiego w najściślejszej ojczyżnie”, poświęcone ikonom naszej literatury. Opublikowała całą serię biografii wielkich Polaków - Mickiewicza, Słowackiego, Sienkiewicza, Żeromskiego, potem „Nazywam Cię – Kościuszko” – reportaże szlakami bitewnymi naczelnika w Stanach Zjednoczonych. Kochała wyprawy w Swiętokrzyskie, „kraj lat dziecinnych” Zeromskiego i sceneria „Syzyfowych prac”, miała tam wielu przyjaciół, od sołtysów i burmistrzów, przez nauczycieli, koła gospodyń do młodzieży z zespołów ludowych. Wielokrotnie słuchałam Jej gawęd w Muzeum Niepodległości, sama pokazała nam, mojemu mężowi Peterowi Avisowi i mnie wystawę „W ojczyżnie serce me zostało” – szlakami Mickiewicza, Słowackiego, Chopina, Orzeszkowej, Reymonta, Zeromskiego i Wańkowicza. Podziwiałam Jej wiedzę, entuzjazm i świetne kontakty z młodzieżą na licznych „kominkach”. Wiem z wielu ust o powodzeniu Jej „Wigilii polskich”, teatralnych inscenizacji w poznańskiego Teatru Wielkiego, na które przez kilkanaście lat zjeżdżali się ludzie z całego kraju.
A osobne miejsce w Jej sercu zajmowali harcerze. Trudno powiedzieć ilu tysiącom młodych ludzi Barbara Wachowicz zaszczepiła miłość do Ojczyzny? Było ich z pewnością wiele tysięcy. Poświęciła im wiele spotkań i cały cykl „Wierna rzeka harcerstwa”. Były tam książki jak „Kamyk na szańcu. Gawęda o druhu Aleksandrze Kamińskim w stulecie urodzin”, „Rudy, Alek, Zośka. Gawęda o bohaterach >Kamieni na szaniec<”, „Druhno Oleńko! Druhu Andrzeju! Gawęda o twórcach harcerstwa Polskiego, Oldze i Andrzeju Małkowskim”, etc. Doprawdy, wiele, wiele książek – aż po potężny wolumin „Siedziby wielkich Polaków”, którą jak zawsze dostałam w prezencie, z serdeczną dedykacją fioletowym atramentem – a przez wszystkie te lata nie zapytałam Jej, skąd w Jej życiu tyle fioletu, bo uważam, że każdy ma prawo do swoich tajemnic. Nie można także nie wspomnieć o Jej ostatnim cotygodniowym cyklu artykułów o Tadeuszu Kościuszce w „Naszym Dzienniku”. Co roku 1 sierpnia zawsze była obecna na Powązkach Wojskowych przy Kwaterze Batalionu „Zośka”, a 1 listopada skutecznie namawiała warszawiaków do wrzucenia datków do puszki, fundusz ratowania kaplic i pomników naszej metropolii.
Jej mężem był znany scenograf teatralny i telewizyjny, Józef Napiórkowski. I było to małżeństwo szczęśliwe. Skąd wiem? Otóż któregoś dnia Basia zatelefonowała do mnie do Londynu, powiedziała że Ziuk jest w mieście i czy nie mogłabym pokazać Mu kawałka stolicy? Oczywiście, mogłam. Wtedy, w jakimś XIV-wiecznym pubie Ziuk powiedział mi, że jest już 26 dni i każdego dnia wysyła do Basi list. A zapewniam Państwa, że było to parę dziesiątków lat po Ich ślubie.
Na spotkania promocyjne książek Barbary Wachowicz przychodziła bardzo zróżnicowana „klientela”. Weterani Powstania Warszawskiego, jakieś siostrzyczki zakonne, wójtowie i burmistrzowie okolic gdzie rodzili się bądż umierali Wielcy Polacy, weterani powojennych grup niepodległościowych jak ja, świetni aktorzy jak Halina Rowicka, Emilia Krakowska czy wspomniany już Adam Marjański, popularyzatorzy kultury jak zaprzyjaźniony Bogusław Kaczyński. No i oczywiście Jej liczni fani. Kochali Ją młodzi, i starzy, i ci w wieku średnim. Wszyscy, którzy dzielili Jej pasję, propagowania Polski i polskości, dlatego swój artykuł dla londyńskiego dziennika The Polish Daily. Dziennik Polski zatytułowałam „Barbara Wachowicz. Ambasador patriotyzmu”.
Była osoba spełnioną, robiła to, co kochała, od entuzjastów otrzymywała pomoc i wsparcie, a od władz – często wcale nie przepadających za Jej działalnością - medale i odznaczenia. Choć najczęściej wnioskodawcami były jednak organizacje pozarządowe. A więc m.in. Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, Medal Komisji Edukacji Narodowej, Medal Pro Memoria, Medal Milito Pro Christo, Srebrny Medal dla zasłużonego kulturze Gloria Artis, oczywiście Złoty Krzyż za Zasługi dla ZHP i Order Uśmiechu. „Wyjątkowe zjawisko naszych czasów – pisał prof. Lech Ludorowski - Autorytet w dziedzinie biografistyki Wielkich Polaków. Podziwiamy jej odważną, nieustępliwą, konsekwentną walkę z obronie tak często dziś poniewieranej i wyszydzanej polskości. Podziwiamy jej walkę z cyniczną pogardą dla heroicznego etosu polskiego patriotyzmu, walkę o godność naszej Ojczyzny”. „Reportażem historycznym wszechobejmującym” nazwał Jej prace Krzysztof Kąkolewski, a o „wstrząsającej sile” Jej prozy wspominał Maciej Słomczyński, kończąc: ”Siłę tę daje jej miłość do tych wielkich umarłych i niewielkich żywych, spotkanych na drodze polskimi tropami”.
Zycie piękne, spełnione, tyle, że za krótkie! Trudno uwierzyć, że to koniec. Basia zawsze była tak pełna życia, tak aktywna, zawsze w pędzie. Trudno sobie wytłumaczyć, że nie będzie już Jej nowych książek, gawęd ani „kominków”. I chyba nas w jakiś sposób osierociła – tych wszystkich, którym bliskie jest wszystko, co polskie, historia i tradycja, Wielcy Polacy i hasło „Bóg, Honor i Ojczyzna”. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak wielu ludziom będzie Ciebie, Basiu, brakowało…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/399010-jeszcze-jedno-pozegnanie-barbary-wachowicz