Polskie Linie Lotnicze LOT zaprezentowały dziś w fabryce Boeinga w Everett najnowszego Dreamlinera pomalowanego w okolicznościowe barwy mające promować stulecie niepodległości Polski. Wydarzenie to wywołało małą burzę w mediach społecznościowych, jednym tak pomalowany samolot podoba się, innym nie. Mnie się nie podoba.
Okolicznościowe malowanie nie podoba się również pomysłodawcy akcji, byłemu rzecznikowi PiS, Marcinowi Mastalerkowi, który stwierdził ironicznie na Twitterze, że „turboliberalny prezes LOT” najwyraźniej sam je zaprojektował. „To pokazuje, jak można zepsuć świetny pomysł na promocję Polski” – podsumował.
Cóż malowanie rzeczywiście niespecjalnie udane, niektórym – w tym mnie – przypomina nieco logo Krajowego Rejestru Długów. Ale mniejsza z tym. Ja cieszę się, że nie został zrealizowany pierwotny pomysł p. Mastalerka, aby przemalować wszystkie (!) samoloty LOT. Pomijając już kwestie kosztów, a te były wcale niemałe i szły w setki tysięcy dolarów, byłoby to całkowite zerwanie z tradycją LOT, który od początku swojego istnienia, a więc od 1929 roku, używał granatowych barw firmowych i loga ze znakiem żurawia.
W Polsce, której ciągłość historyczna została brutalnie przerwana przez II wojnę światową i Peerel, należy chuchać na wszystko, co zdołało przetrwać kataklizmy XX wieku. W tym na LOT, który jest dziś jedną z nielicznych linii na świecie mogących pochwalić się blisko 90-letnią historią. Nie martwi mnie więc wcale, że „turboliberalny prezes LOT” Rafał Milczarski niezbyt entuzjastycznie odniósł się do wizji p. Mastalerka. Bo to trochę tak jakby – pozostając przy branży transportowej (i przy tych samych kolorach) – domagać się przemalowania niebieskich tramwajów w Krakowie na czerwono (choć i takie próby w latach 50. podejmowano). Oczywiście najważniejszą rolę odegrały tu pewnie koszty i szczęśliwie skończyło się jedynie na dwóch samolotach (kolejny – tym razem mniejszy Boeing 737 MAX8 – zostanie dostarczony wkrótce). Trudno było też pewnie oczekiwać, że w ciągu raptem trzech miesięcy ktoś za niewielkie pieniądze zdoła przygotować profesjonalny projekt graficzny. Skończyło się więc jak skończyło, czyli byle jak.
Nauczka jest z tego taka, że każdy pomysł trzeba wcześniej przeliczyć i przemyśleć. W końcu 100-lecie niepodległości Polski nie jest nieoczekiwaniem zrządzeniem losu i można je było przewidzieć. Z drugiej strony można sobie życzyć, abyśmy w kolejnym stuleciu niepodległej Polski mieli tylko takie problemy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/398779-dreamliner-na-stulecie-niepodleglosci-cale-szczescie-ze-inne-pozostana-w-starych-barwach-lot
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.