Czas szybko mija i zaciera wspomnienia. Dlatego bardzo dobrze, że błyskawicznie pojawiła się na rynku książka Krzysztofa Ziemca, pt. „Różaniec bez granic”. Książka jest wynikiem reporterskiej pracy w związku z niebywałą i niespotykaną wcześniej inicjatywą modlitwy różańcowej w intencji ojczyzny, która połączyła rozmodlonych Polaków i rozjuszyła tych, którym modlitwa w miejscach publicznych przeszkadza.
Pełne kaplice i place. Mosty, które łączą, i rzeki, które nie dzielą. Łańcuchy chwytających się za ręce ludzi na plażach i górskich tarasach. Zmarzniętych i chłostanych jesiennym, zimnym wiatrem, ale szczęśliwych, bo spełnionych. Kilkaset kościołów, cztery tysiące stref wzdłuż granic, kaplice na lotniskach, wierni w kokpitach samolotów czy na płynących po wodach okrętach. Wszyscy skupieni na modlitwie, trzymający w rękach różańce. I uwaga mediów skupiona na tym, co się właśnie wydarza, mediów z całego świata, dosłownie. Bo poza papieskimi pielgrzymkami, w tak wielkiej skali, podobnych liczebnie rzesz stojących pod gołym niebem wiernych chyba nie było. A już na pewno w Polsce czy tym bardziej w dzisiejszej Europie
-wspomina tamte wydarzenia Ziemiec.
Ilu w sumie Polaków się modliło? Na samych granicach stanęło ok. 1,3 mln Polaków. Jednak wielu modliło się w kościołach, wielu poza granicami kraju. W sumie szacuje się, że razem mogło się modlić ok. 3 milionów osób.
W pierwszej części książki, którą tworzą zebrane przez autora (lub powtórzone za agencjami) relacje osób, Krzysztof Ziemiec szuka odpowiedzi na pytanie „co sprawiło, że 7 października 2017 roku Polacy, mimo nie najlepszej pogody, wyszli z domów, by po często dalekiej podróży, we wspólnocie, publicznie modlić się w sprawach dla nich najważniejszych”. To historie osobiste, nie naiwne, proste, dyktowane potrzebą serca.
Druga część książki jest poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie „co też sprawiło, że tak wielu ludziom to się nie spodobało?”. To analiza przekazów medialnych i potęgi manipulacji, której poddano czystą inicjatywę. Ktoś rzucił w przestrzeń publiczną interpretację, że chodzi o ochronę Polski przed islamem i ta wersja zaczęła żyć własnym życiem, choć nie była zbieżna ani z intencjami organizatorów akcji, ani samych modlących się, którzy najczęściej mówili o dobru ojczyzny lub intencjach prywatnych. Jednak pokusa udowodnienia, że wierni i „sam Kościół katolicki to oaza i siedlisko „ciemogrodu”, tak nieprzystającego do współczesnego świata” okazała się silniejsza. Krzysztof Ziemiec pokazał, jak z różańca uczyniono miecz, a z modlących się ludzi – oszalały z nienawiści tłum. Jak otaczających modlitwą Polskę i świat, dla upamiętnienia objawień w Fatimie, otoczyła fala hejtu.
Co zatem stało za tak ostrym atakiem na akcję? Polityczna poprawność, która nakazuje być tolerancyjnym wobec uchodźców, czy domagających się oficjalnych ślubów homoseksualistów, ale już nie modlących się katolików?
-pyta Krzysztof Ziemiec i jednocześnie sam próbuje na to pytanie odpowiedzieć.
Większość z tych, którzy krytycznie wypowiadali się o „Różańcu bez granic” nie widzą miejsca dla religii w przestrzeni publicznej. Wolą spychać ich w przestrzeń prywatną, by wierzący nie drażnili laicyzującego się społeczeństwa. I to wniosek smutny, bo ten proces będzie postępował.
I wreszcie na koniec przestrzega Ziemiec polskich katolików, by nie ulegali samozadowoleniu i rozleniwieniu. Choć polska akcja rozlała się na cały świat, to jednak nie można się upajać sukcesem, poprzestawać na pozornym rozmodleniu, a pracować nad sobą w domu, biurze, na ulicy. Bo nie wystarczy się modlić publicznie, by być dobrym chrześcijaninem. Trzeba na co dzień żyć Ewangelią.
Książkę Krzysztofa Ziemca warto przeczytać, choćby po to, by jeszcze raz wrócić pamięcią do tamtych chwil, gdy miliony ludzi na ziemi odmawiały różaniec. Warto przypomnieć sobie iskrę, która z Polski poszła świat i pamiętać, by nie ustawać w pracy nad sobą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/396451-jak-rozaniec-do-granic-okazal-sie-rozancem-bez-granic-czyli-slow-kilka-o-ksiazce-krzysztofa-ziemca-recenzja