Każdy wie, że auto to niezbędne przedłużenie polskiej męskości, a zatem czy natrętna promocja transportu publicznego to próba wykastrowania polskich mężczyzn a w efekcie próba pozbycia się Polaków z Europy?
— mówiła w programie Krytyki Politycznej „Przy kawie o sprawie” Agata Diduszko-Zyglewska, żona prowokatora z przedsejmowych protestów, który kładąc się na ziemi, udawał przed kamerami ofiarę pisowskiego reżimu.
Oczywiście, jest to sarkazm, poprzez który panie próbują w kolejnym odcinku wyśmiać zjawisko określane przez przez nie hashtagiem #mediabezkobiet.
Wyobraziłyśmy sobie media bez mężczyzn i zrobiłyśmy program ze specjalną dedykacją dla red. Bogdana Rymanowskiego
— przedstawiano kiedyś ten dość specyficzny program…
Nawet jeśli ma to być jeden wielki żart, to jednak nad tego typu satyrą – zwłaszcza gdy zabierają się za nią przedstawicielki o skrajnie lewackich/feministycznych poglądach – można załamać ręce… O czym tym razem rozmawiały panie? O szerokim rozkroku mężczyzn korzystających z publicznych środków komunikacji.
Nie czarujmy się, mamy problem napastowania i molestowania seksualnego w środkach transportu publicznego, więc być może to postawa nie tyle obronna, co poddańcza. To jest postawa człowieka, który się poddał. Tak jak w momencie poddania szeroko rozkładamy ręce, tak tutaj mężczyzna, który boi się o swoją męskość, rozkłada szeroko nogi
– sili się na ironię dr Katarzyna Wilk, „filozofka”.
Samochód to jest symbol wolności, lewactwo oczywiście boi się wolności i ma totalitarne zapędy i chce nas wszystkich posadzić na rowery i do komunikacji publicznej. To jak wsadzić do gułagu. Po to Bóg dał mi dwie stopy, żebym nacisnęła jedną pedał gazu a drugą sprzęgło. Co ja z nimi zrobię w autobusie?!
– mówiła w tym samym stylu publicystka Katarzyna Wężyk.
Jednak granice żartu – nawet niesmacznego - szybko zostają przekroczone…
W tej pozycji mamy patriotyczną ochronę życia niepoczętego, dzięki niej dzieci niepoczęte są o wiele bezpieczniejsze. Najbardziej podstępną techniką w środkach transportu publicznego są miejskie rowery, gdzie nacisk siodełka na jądra powoduje natychmiastowe przegrzanie i ile tych dzieci niepoczętych ginie to tylko wiedzą ci, którzy te rowery promują
– stwierdziła Diduszko.
Lecz to nie koniec.
Skoro samochód jest przedłużeniem penisa, to niestety autobus czy metro jawi się jako coś w rodzaju penisa zbiorowego. To jest absolutnie poniżające dla mężczyzny
– dodała.
Miała być głęboka ironia i sarkazm? Wyszło jednak całkowicie niestrawnie. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że feministyczne „ekspertki” przyzwyczaiły już nas do wyrażanych przez siebie tak absurdalnych tez i tak zdziwaczałych poglądów, że równie dobrze niektóre wypowiedzi z tego programu można by potraktować na serio.
CZYTAJ WIĘCEJ: Żona prowokatora spod Sejmu uszyła kolejny skandal. Promuje lewacki portal parodią Chrystusa i szyderstwem z katolików. WIDEO
Czy już naprawdę nie da się rozmawiać z ciętym dowcipem i ironią na – jakimkolwiek – poziomie?! Nawet próba satyry obnaża miałkość skrajnego feminizmu.
kpc/Krytyka Polityczna
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/395557-miala-byc-feministyczna-satyra-wyszlo-niestrawnie-diduszko-meski-rozkrok-to-patriotyczna-ochrona-zycia-niepoczetego