W styczniu w Wielkiej Brytanii stworzono nowy resort – ministerstwo ds. samotności. Decyzja była skutkiem raportu sporządzonego przez parlamentarzystkę Jo Cox. Wynika z niego, że około 9 milionów dorosłych Brytyjczyków uważa się za „często lub zawsze samotnych”. Około 5 milionów młodych ludzi nie ma żadnych przyjaciół. Ponad 200 tysięcy starszych ludzi nie zamieniło ani słowa z nikim bliskim przez ponad miesiąc. Łącznie z osamotnieniem boryka się niemal 15 proc. brytyjskiego społeczeństwa.
„Przyjaciele” mnożą się w wirtualu, lecz znikają w realu. Na Facebooku mogą być ich tysiące, w rzeczywistości nie ma ani jednego.
Z badań wynika, że samotność jest dla zdrowia gorsza od otyłości, a jej szkodliwość można porównać z wypalaniem 15 papierosów dziennie. Posiada destrukcyjny wpływ na układ odpornościowy. Naukowcy dowodzą, że osoby samotne są bardziej podatne na choroby, szczególnie na depresje. Jest jednak coś gorszego: częściej odczuwają brak sensu życia.
Życie bez rodziny, bez przyjaciół, bez wspólnoty, bez miłości okazuje się na końcu życiem bez sensu.
Amerykańska pisarka Mary Eberstadt opublikowała niedawno esej, w którym zauważyła, że współczesna epidemia samotności to wynik triumfalnego marszu pigułki antykoncepcyjnej przez dzisiejsze społeczeństwa.
Pojawienie się dziecka, które niegdyś traktowane było jak błogosławieństwo (stąd nazywanie ciąży stanem błogosławionym), dziś stało się przekleństwem. Dlatego następnym krokiem po dostępności antykoncepcji stała się legalizacja aborcji. Kolejnym logicznym etapem będzie usankcjonowanie eugeniki, której ofiarą padł właśnie Alfie Evans. Nie łudźmy się: egzekucja bezbronnego dwulatka w majestacie prawa to zapowiedź nowych czasów.
Oderwanie najbardziej intymnych stosunków międzyludzkich od aktu prokreacji musiało zaowocować przelotnymi związkami bez trwałych zobowiązań, powierzchownością relacji, w końcu życiem w pojedynkę. Samotność jest logicznym skutkiem mentalności antykoncepcyjnej. Zemstą za wygodę, komfort, egoizm. „Samo-realizacja” kończy się realizacją samotności.
W społeczeństwach „singli” zanikają pogrzeby, bo nie kto na nie przychodzić. Wychodzą z użytku takie słowa, jak „siostrzeniec” i „bratanek”, bo w społeczeństwach jedynaków nie ma już siostrzeńców ani bratanków. Zaczynają być eliminowane (jako niepoprawne politycznie) słowa „matka” i „ojciec”. Na końcu pozostają samotne monady wpatrzone tępo w cztery ściany swoich kojców.
Nie ma tych, którzy mogliby wtedy trzymać za rękę, przytulić, ucałować, wysłuchać, zrozumieć, nie ma, bo się nigdy nie urodzili.
„Żaden człowiek nie jest samoistną wyspą” jak pisał John Donne. Jesteśmy bowiem stworzeni do relacji z innymi. Arystoteles mówił, że samotny może być tylko Bóg lub zwierzę. A to dlatego że istotę ludzką tworzy wspólnota. Bycie „jak bogowie”, decydowanie o życiu i śmierci innych, kończy się bydlęcym zdychaniem. W samotności, bezsensownie i w cierpieniu.
I żadne ministerstwo tu nie pomoże…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/392380-zabijacie-swoje-dzieci-bedziecie-zdychac-w-samotnosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.