Wierzę, że w końcu sprawa zabójstwa mojego ojca i premiera Polski zostanie wyjaśniona
— mówi w rozmowie z wPolityce.pl Andrzej Jaroszewicz.
wPolityce.pl: W nocy z 31 sierpnia na 1 września 1992 r. w willi przy ul. Zorzy 19 zamordowano pańskiego ojca, Piotra Jaroszewicza i jego żonę Alicję Solską. Niedawno prokuratura poinformowała, że dwie osoby przyznały się do popełnienia zbrodni, a mord miał charakter rabunkowy. Czy tym razem śledczy idą w dobrym kierunku? Czy jest szansa, że po blisko 26 latach prokuratura odkryje prawdę?
Andrzej Jaroszewicz, syn Piotr Jaroszewicza: Wiążę duże nadzieje ze śledztwem, które prowadzi krakowska prokuratura. Ze zrozumiałych powodów nie mogę o nim mówić. Wierzę, że w końcu sprawa zabójstwa mojego ojca i premiera Polski zostanie wyjaśniona. Nie jestem jednak nastawiony hurraoptymistycznie. Czekam na wyjaśnienie zbrodni od 26 lat. Znam bardzo dużo szczegółów. Potrafię pewne sprawy kojarzyć. Żaden śledczy tego nie zrobi, bo nie zna zwyczajów i przyzwyczajeń rodzinnych, których brak albo nadmiar na coś wskazuje. Nie wyobrażam więc sobie, żebym nie został przesłuchany przez prokuraturę.
Pierwsze śledztwo było prowadzone w sprawie czwórki podejrzanych z Mińska Mazowieckiego, drugie w sprawie zaginięcia dowodów. Teraz wrócono do sprawy po raz trzeci.
Dobrze, że ktoś pracuje nad sprawą. Jeżeli pracuje, ma szansę coś odkryć. Jeden z wiceministrów sprawiedliwości powiedział publicznie, że znajdą morderców Piotra Jaroszewicza. Jako syn zamordowanego człowieka trzymam go za słowo i czekam na spełnienie obietnic. Chcę tylko prawdy. Śmierć człowieka, który tak długo sprawował władzę powinna być wyjaśniona dla racji stanu. Należy wyjaśnić co doprowadziło do jego śmierci – zawiść, zazdrość, zemsta, pieniądze, brylanty? Obawiam się, że od 26 lat ktoś pilnuje, żeby Prawda nie wyszła na jaw. Ludzie jednak odchodzą, może ktoś się do czegoś przyzna, może uzna, że już może mówić. Pewne rzeczy są już nieaktualne. Niektóre nie przeminęły i zawsze będą aktualne, bo tworzą historię. Można na nich coś budować. Jeżeli polska prokuratura po raz trzeci zajęła się sprawą zabójstwa polskiego premiera i po raz kolejny poniesie klęskę będzie to dla niej plama nie do usunięcia. Myślę, że śledczy zdają sobie z tego sprawę.
Czy był chociaż jeden dzień w pańskim życiu w ciągu tych 26 lat, które upłynęły od 1 września 1992 r., żeby nie myślał pan o zbrodni dokonanej na pana ojcu?
Nie mogę zapomnieć o śmierci ojca, najbliższej mi osoby. Nie jest to blizna, ale stale krwawiąca rana. Mój ojciec zmarł śmiercią męczeńską. Może to być dla kogoś niewygodne stwierdzenie, ale to fakt. Pozwolę sobie na pewną dygresję, ale chciałbym, żeby pan o tym napisał. Każdy polityk powinien pamiętać, że nie tylko on, ale i jego dzieci są wystawione na atak. Podpuszcza się je, obserwuje, wykorzystuje, żeby uderzyć w rodziców. Wiem, co mówię. Przeżyłem to. Pójście do polityki nie jest najlepszym rozwiązaniem dla rodziny. Wracając do pańskiego pytania – od lat zastanawiam się nad tym wszystkim. Dlaczego tyle godzin torturowano ojca? Dlaczego tak długo ginął? Dlaczego przebierano go w koszulę? Dlaczego obandażowano mu bardzo krwawiącą ranę na głowie? Dlaczego podawano mu leki? A skąd wiedziano, jakie leki podać? Dlaczego….? Wciąż jest wiele pytań na które nie ma odpowiedzi. Żeby wyjaśnić sprawę morderstwa mojego ojca trzeba rozgonić wszystkie wątpliwości.
Dlaczego pańskiego ojca torturowano? Miał coś podpisać? Oddać dokumenty?
To było sadystyczne morderstwo, być może zrobione z zemsty. Został potraktowany jako wróg, a wrogów się torturuje, żeby wyciągnąć z nich informacje. Chciano czegoś się dowiedzieć. Ojciec był twardym człowiekiem. Nie siedział bezczynnie w oczekiwaniu na śmierć. Robił wszystko, żeby przeżyć. Dla mnie nie jest ważna osoba mordercy, chociaż to nie był zwykły bandyta. Ojca można było zneutralizować, ale widocznie zdecydowano, że należy go zabić. Ktoś musiał o tym zdecydować. Nawet w służbach specjalnych musi być wydane polecenie. Wszędzie jest decydent i wykonawcy.
Należy więc ustalić sprawstwo kierownicze?
Właśnie, sprawstwo kierownicze. Możemy zakładać różne warianty i koncepcje. Jeżeli dojdziemy do wątku niewygodnego dla pewnej grupy ludzi, też trzeba go wyjaśnić. Mam duże wątpliwości, że był to napad rabunkowy. Gdyby chodziło wyłącznie o pieniądze czy kosztowności, bezpieczniej napaść na biznesmena. Część informacji ze sprawy ojca może być utajniona. Jeżeli coś jest utajnione, nie można dojść do prawdy.
Czy to morderstwo mogło być sygnałem dla kogoś – nic nie mów, nic nie publikuj, bo tobie może przytrafić się coś podobnego?
Jeżeli to było morderstwo polityczne to tak. Takie zdarzenia działa na osoby, które były przy władzy i z tej racji miały masę informację. Uważał, że pionier polskich badań nad bronią laserową, generał Sylwester Kaliski nie zginął przypadkowo. Był przekonany, że ktoś mu pomógł. Ojciec miał dużą wiedzę. Przyszedł z Rosji z I Armią Wojska Polskiego. Był świadkiem historii. Nie zaczynał przygody z władzą od BORu, pięciu „beemek”, samolotów odrzutowych, szedł pieszo i jechał łazikiem z armią do Warszawy. Od 1946 r. był wiceministrem obrony narodowej. Później przez kilkadziesiąt lat był w władzach.
Komu wiedza pańskiego ojca mogła zaszkodzić?
Środowiskom „okrągłego stołu”. Ojciec był przeciwnikiem takiego rozwiązania. Na zjeździe PZPR w lutym 1980 r. został usunięty z władz. Nie wiedział, że tak się stanie. Jak zwykle zadecydował spisek. Wiedział o tym Gierek i być może dwóch członków Biura Politycznego. Ojcu nie pozwolono odczytać programu gospodarczego. Proponowane przez niego rozwiązania miały spowodować w ciągu kilku lat „finlandyzację” Polski, miękkie przejście do społecznej gospodarki rynkowej. Stworzenie z Polski bufora było w interesie Sowietów. Wokół ZSRR miała powstać strefa państw neutralnych. Nie zgodzono się na koncepcję ojca. Być może gdyby weszła w życie, transformacja nie wiązałaby się z tak ogromnymi kosztami poniesionymi przez Polaków. Zrobiono w Polsce oligarchię. Może nie na wzór rosyjski, bo nie jesteśmy tak wielkim krajem, ale jednak.
Jedynym świadkiem zbrodni na pana ojcu był pies. Co się z nim stało?
Cieszę się, że zadał pan to pytanie. To jeden z kluczowych wątków w sprawie. To był mój pies.
Dlaczego przebywał u pańskiego ojca?
Był niezwykle obrażalski. Kiedy wychodziłem z domu ze złości rwał kanapę, niszczył drzwi, ściany. Umówiłem się z ojcem i zawiozłem go do Anina. Ucieszył się, bo przywiozłem mu odchowanego, wyrośniętego psa.
Prawdopodobnie pies nie zareagował na napad.
Gdyby tak zrobił, zareagowaliby również mieszkańcy. Dało się wyczuć kiedy poszczekuje ot tak sobie, a kiedy chce ostrzec gospodarzy. Bez względu na to, jaki scenariusz zbrodni przyjmiemy, sprawa psa jest tajemnicza. Czy sprawcy zostali wpuszczeni, czy w inny sposób dostali się na teren posesji, musiał być wcześniej uspokojony. Otrzymał jakieś środki albo użyto paralizatora. Był zupełnie nieprzytomny albo w początkowej fazie napadu zaakceptował wchodzącego do domu.
Pies zareagował agresywnie na Radosława B. Może pan o tym opowiedzieć?
Na drugi, trzeci czy czwarty dzień po zabójstwie zabrałem psa do samochodu i pojechałem do Jana. Usiadłem w salonie na kanapie. Pies siedział przy mnie. Głaskałem go. W pewnym momencie wszedł Radosław B. Nigdy w życiu nie widziałem takiego zachowania u mojego psa. Dostał piany na pysku, rwał się do niego. Trzymałem go z całej siły, zaparłem się, żeby go utrzymać. Radosław B. posiedział 10 minut, coś wypił i pożegnał się. Jan powiedział, że jest treserem psów, dlatego psy go nie lubią. Później okazało się, że nie był treserem.
Radosław B. studiował z pana bratem w Leningradzie?
Tak, Jan studiował tam elektronikę. Brat opowiadał mi, że ten kolega napada na TIRy. Nie wiem, czy to prawda, ale tak mówił o nim.
Co się później stało z psem?
Zabrałem go z Anina. Po morderstwie dziwnie się zachowywał. Chyba zrozumiał co się stało. Był do mnie bardzo przywiązany, ale chciał wrócić do Anina. Był tam przez wiele lat, czuł się jak u siebie, więc tęsknił za tym miejscem. A potem został uśpiony.
Przez pana?
Nie. Dowiedziałem się o tym dopiero po latach. Zdecydował o tym mój brat Jan.
Nie spytał pana o zgodę?
Nie. Nie utrzymujemy kontaktu od śmierci ojca.
Dlaczego?
Nie zawiadomił mnie o śmierci ojca. Moja ówczesna narzeczona do niego zadzwoniła, zapytała, czy coś się stało, powiedział jej, że nic. Prowadziłem wówczas w Trójmieście firmę. Postąpił nieetycznie i fałszywie. Później spytałem Jana: Dlaczego mnie nie zawiadomiłeś? Prokurator mi zabronił – odpowiedział.
Dziwna odpowiedź.
Dziwna, podobnie jak dziwny jest dokument nr 1 w tej sprawie, z komisariatu w Aninie. Funkcjonariusz, który przyjmował od Jana zgłoszenie, napisał w notatce, że był niesamowicie spokojny. Jan powiedział, że w podbramkowych sytuacjach jest spokojny. Być może ludzie się tak zachowują. Nie wiem. Jestem człowiekiem o innej konstrukcji psychicznej. Nie wyobrażam sobie, żebym tak się zachował.
A jak się pan zachował?
O śmierci ojca dowiedziałem się od sekretarki, która dowiedziała się o zabójstwie z wiadomości telewizyjnych. Nie wierzyłem. Wsiadłem w samochód i popędziłem do Warszawy. Przed 14 byłem w Aninie. Kiedy skręciłem w ulicę Zorzy poczułem zimny dreszcz na plecach. Zobaczyłem masę radiowozów i samochodów. Zrozumiałem, że stało się coś złego. Wszedłem do domu. Kuchnia i gabinet ojca były splądrowane, w innych pokojach panował porządek. Pierścionki Alicji Solskiej leżały na wierzchu. Nie było widać śladów rabunku. Wokół sprawy zabójstwo mojego ojca jest bardzo dużo dziwnych okoliczności.
Jakich?
31 sierpnia córka pani Solskiej, Hanka, która spędzała z dziećmi wakacje w Aninie, odlatywała do Stanów Zjednoczonych. Odwoziłem ich na lotnisko. Alicja Solska dziwnie się zachowała. Nie odwiozła wnuków na lotnisko jak to miała w zwyczaju.
Kolejna dziwna sprawa to znikające i pojawiające się dowody zbrodni.
Spotkaliśmy się z żoną Alicją z panem redaktorem Sekielskim, powiedzieliśmy mu o pudełku z dowodami. No, to nie było pudełko tylko pudło. Okazało się, że jest u Jana w domu. Kiedy redaktor Sekielski zapytał go zcy zaglądał do środka, odpowiedział, że nie. Zrobiłem sondę wśród znajomych - co by zrobili, gdyby byli w takiej sytuacji? 100 proc. odpowiedziało, że by zajrzało do środka. On podobno bał się otworzyć. Nie wiem czego się bał. Duchów?
Co się stało z nożem, „finką”, jednym z głównych dowodów w procesie „czwórki” z Mińska Mazowieckiego?
Zniknęła. Ciupaga, którą użyto do zamordowania mojego ojca podobno została zniszczona w ramach niszczenia dowodów. Zaproponowano jej odebranie Janowi. Nie zgodził się. Trudno mu się dziwić. Nie rozumiem dlaczego przy niewyjaśnionej sprawie nie zachowano tak ważnego dowodu. Technika kryminalistyczna rozwija się. Ciupaga mogła leżeć 20 czy 30 lat w magazynie. Śledczy muszą to wszystko dokładnie poukładać.
Pański brat zachował się dziwnie, kiedy prokurator otworzył sejf w pokoju na dole.
Zabrał szkatułkę i powiedział prokuratorowi, że jej zawartość jest jego prywatną własnością i nie chciałby jej pokazywać. Prokurator się zgodził. Jak można było na to pozwolić? Potem Jan mówił, że tam był jego przeterminowany paszport i książeczka wojskowa.
Nielogiczne zachowanie z obu stron.
Nie da się go wytłumaczyć. Dlatego nie utrzymuję żadnych stosunków z bratem. Wie bardzo dużo na temat zbrodni, ale niewiele mówi. Nie wiem czy ktoś jest w stanie dotrzeć do niego, żeby się otworzył.
Co mogło być w szkatułce?
Nie wiem.
Mógł tam być testament, którego sporządzenie zapowiadał pański ojciec?
Mógł, bo go nie znalazłem. Wszystko tam mogło być. Może być majątek w postaci złota czy diamentów, a może być dokument, który będzie miał większą wartość niż tona złota.
Ojciec opowiadał panu o dokumentach archiwum Gestapo znalezionych w Radomierzycach?
Nigdy o tym nie mówił.
Nie pytał pan?
Nikt o tym wtedy nie wiedział. Dopiero później zaczęło się mówić o dokumentach z archiwum Gestapo. Nie wierzę w te Radomierzyce. Proszę zauważyć, że to bardzo lotny temat.
Brzmi bardzo sensacyjnie.
Myślę, że mówi się o nim na użytek opinii publicznej. Tajemniczy zamek, wojna, ojciec znajduje archiwum Gestapo i innych niemieckich służb, przegląda dokumenty, część materiałów zostawia dla siebie. Dobry scenariusz na film sensacyjny. Nie wierzę jednak w ten wątek.
Ale policja go badała.
Nie mam nic przeciwko. Niech badają wszystkie wątki. Tylko, że ja znałem mojego ojca. Był honorowym i lojalnym człowiekiem. Jeżeli znalazłby dokumenty w Radomierzycach, wszystkie by oddał komu trzeba. Nigdy nie miał pretensji do Jaruzelskiego o to, że go internował w stanie wojennym i przetrzymywał w ciężkich warunkach. Nie ma co porównywać warunków w których siedział mój ojciec z tymi, w których przebywał Wałęsa. Miał tylko pretensję do Jaruzelskiego o jedną rzecz, że wysłał po niego zwykłego sierżanta. Ojciec był generałem.
Przypadkowa decyzja Jaruzelskiego?
Myślę, że nie. Zemścił się za to, że ojciec był jego przełożonym. Byłem łącznikiem między ojcem a światem zewnętrznym. Usłyszałem od kogoś, że Jaruzelski miał pretensje, że Piotr Jaroszewicz nie zauważał jego wybitności. - Szybko zrobiłem karierę wojskową, ale takich poruczników jak Jaruzelski miałem w armii 600 – powiedział mi ojciec i dodał – niczym specjalnym się nie wykazał.
Kim w stosunku do pana ojca była Alicja Solska? Żoną, stróżem, aniołem stróżem?
Aniołem stróżem na pewno nie.
Pilnowała go?
Tak. Bogdan Roliński, który przeprowadził wywiad rzekę z ojcem, opowiadał mi, że Alicja miała duży wpływ na książkę i korygowała pewne rzeczy.
Tonowała?
Albo wykluczała. Książka nie była jej na rękę. Ojciec poznał ją jeszcze jako żołnierz, w 1947 i 1948 r. Była żoną pułkownika Solskiego. Kiedy mama zmarła, ojciec miał mnie i pracę, ale był jeszcze młodym człowiekiem. Ślub z panią Solską nastąpił w dziwnych okolicznościach. Wykorzystała fakt, że była w ciąży. Wynika to z daty śluby i daty urodzenia Jana. Ciąża ma swój czas. Jan nie mógł się urodzić w piątym miesiącu ciąży. Ojciec chciał się z nią później rozwieść. Osobiście interweniował Gomułka. - Albo rozwód albo praca – zapowiedział i to rozwiązało temat. W ostatnich latach życia dobrze zajmowała się ojcem. Tam na pewno nie było wielkiej miłości. Ojciec przez prawie czterdzieści lat spotykał się za jej plecami z inną kobietą. Czy była agentką? Nie wiem, ale myślę, że tak. Nawet ojciec ją o to podejrzewał.
Latem 1992 r. atmosfera w Aninie była napięta.
Miesiąc przez zabójstwem rozmawiałem z ojcem na tarasie w Aninie. Było to dzień przed moim wyjazdem do kuzynki do Włoch. Dał mi pudełko z dokumentami i z biżuterią mojej matki. Pierwszy raz zauważyłem niegrzeczne zachowanie Alicji Solskiej w stosunku do mojego ojca. - Dlaczego już rozdajesz pamiątki rodzinne – zapytała ze złością. Ojciec wstał, podarł list, zabrał pudełko i poszedł do domu. Napisał drugi list, włożył w kopertę i podał mi jeszcze większe pudełko, jakby chciał zademonstrować coś Solskiej. Atmosfera nie była dobra. Wyjechałem do Włoch, wróciłem trzy dni przed śmiercią ojca. Od razu pojechałem do Anina. Przywiozłem wino, makarony, oliwę. Wtedy tych produktów nie można było tak łatwo jak dziś kupić w Polsce. Zostawiłem w Aninie jedno pudło, drugie miałem zostawić po niedzieli. Alicja Solska powiedziała, żebym przyjechał w każdy dzień, ale nie w poniedziałek. Skoro nie mogłem pojawić się tego dnia, pojechałem na Wybrzeże do pracy. Nie miałem przeczucia, że coś się wydarzy złego.
Co dla pana było zaskakujące podczas ostatniej wizyty u ojca?
Przez miesiąc, kiedy w Aninie była córka Solskiej z dziećmi musiało się coś wydarzyć. Kiedy przyjechałem z Włoch otworzyła mi Alicja Solska i prosiła, żebym załagodził sytuację z ojcem. Zawsze towarzyszyło jej zimne spojrzenie i ton nieznoszący sprzeciwu. Tym razem była miła. Ostatni raz z ojcem rozmawiałem przy bramie. Siedziałem w aucie, nachylił się, odsunąłem szybę. - Żebyś ty synku wiedział, jak oni mnie straszliwie zmęczyli – usłyszałem. Nie podjąłem tematu. Byłem pewien, że przyjadę za kilka dni i dokończymy rozmowę. Tej rozmowy już nigdy nie dokończyliśmy…
Co zginęło z domu po zabójstwie?
Broń ojca, Walther, z którym nigdy się nie rozstawał.
Broń pani Alicji Solskiej też?
Też, ale o tym dowiedziałem się później. Nigdy nie widziałem tej broni. Zginął też jej zegarek. Złoty, bardzo charakterystyczny. Interesuję się zegarkami, a nigdy takiego nie widziałem. Zniknęło też 1800 stron maszynopisu ojca.
Niedługo po morderstwie zniknęły też podsłuchy zamontowane w ścianie. Nie wiadomo co z ich zapisami, a mogą się na nich znajdować bezcenne dowody w sprawie zbrodni.
Ojciec wiedział o podsłuchach. Powiedział mu o nich człowiek, który je zakładał. Kiedy chciał gościom powiedzieć coś ważnego, wyprowadzał ich do ogrodu. Po śmierci ojca wymontowano je. Przyszli ludzie, którzy przedstawili się Janowi, że są z Biura Łączności MSW. Wyprosili wszystkich z domu – policję, prokuratora i wyszli z teczkowalizkami.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/392237-nasz-wywiad-andrzej-jaroszewicz-o-kulisach-sprawy-zabojstwa-jego-ojca-wiaze-duze-nadzieje-ze-sledztwem-prokuratury