Artykuł ukazał się w tygodniku „Sieci” (16/2018).
W kwestiach estetycznych niezwykle trudno zachować umiar i chłodną głowę, stąd pewnie tak wielką popularność robi zamykające usta powiedzenie, że o gustach się nie dyskutuje. Przychodzą jednak takie momenty, kiedy coś się ulewa i pięść sama zwija się w kułak. Jeżdżę po Polsce i co rusz wpadam na kolejne pomniki ku czci Jana Pawła II. Większość z nich zwyczajnie zniesławia naszego wielkiego rodaka. A to Jan Paweł II wygląda jak dżin, który dopiero co wyszedł z butelki i nie zdążył się jeszcze porządnie rozprostować – polecam obejrzeć monument stojący na rynku Nowego Sącza, innym znów razem papież wygląda jak siódme nieszczęście albo coś jeszcze gorszego. Autorem ponad 70 papieskich pomników jest krakowski profesor Czesław Dźwigaj. Niestety pan Dźwigaj nie poprzestaje na krajowych produkcjach, jego dzieła straszą także w Rzymie, a nawet na Teneryfie. Także swój Kraków upiększył pan Dźwigaj monumentami. Piotra Skargi, który sprawia wrażenie, jakby rozpaczliwie machając rękami, bronił się przed upadkiem ze zbyt wysokiej i źle wyważonej kolumny, oraz Józefa Piłsudskiego, gdzie nic do niczego nie pasuje, marszałek nie jest podobny do siebie, a towarzyszący mu żołnierze są jakby żywcem uprowadzeni z podobnego monumentu zdobiącego miasto Kielce.
Prof. Dźwigaj odkrył tajemny klucz do psucia przestrzeni publicznej w miastach i miasteczkach. Pewnie nie napisałbym tego felietonu, gdyby nie straszliwe odkrycie, które poczyniłem niedawno na wiedeńskiej Łysej Górze (Kahlenbergu). Niech państwo sobie wyobrażą, że w miejscu, z którego Jan III Sobieski dowodził bitwą z Turkami, pojawiła się makieta nowego pomnika (poświęconego sławnym wyczynom naszego władcy) autorstwa… Czesława Dźwigaja. Już tam trafił ten nieprzejednany luminarz tandety i dziadostwa. Projekt jest dumnie na Kahlenbergu wyeksponowany i odkąd go ujrzałem, to trwożliwie rozglądałem się na boki, sprawdzając, czy jakiś cudzoziemiec jest w stanie dojrzeć to, co ja tam ujrzałem. Sobieski cwałujący na stworzeniu – w założeniu prawdopodobnie mającym być koniem – przypominającym psa z zaburzonymi proporcjami ciała, a za nim jakiś nieopisany śmietnik i turpistyczna orgia, które pewnie w zamyśle twórcy miały być alegoriami polskiej husarii. Coś nieopisanie brzydkiego i pozbawionego smaku. To coś ponoć wygrało jakiś konkurs. I tak ma być upamiętniona wiedeńska wiktoria naszego romantycznego króla! Rodacy, zróbmy wszystko, aby nie powstał tam pomnik, który zhańbi nasze poczucie estetyki aż po najdalsze szczyty Alp. Niechże na Kahlenbergu stanie coś polskiego i ładnego. Czy to możliwe?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/391314-pomnikowa-brzydota-w-kwestiach-estetycznych-niezwykle-trudno-zachowac-umiar-i-chlodna-glowe