Spotykam ich codziennie – są kurierami rozwożącymi paczki, kelnerkami w restauracji, kierowcami taksówek, kasjerkami w hipermarkecie.
Według szacunkowych danych w Polsce może przebywać obecnie od miliona do półtora miliona Ukraińców, z których większość jest zatrudniona przy różnych pracach (zarówno oficjalnie, jak i na czarno). Oblicza się, że w samym Wrocławiu może ich być ok. 60-65 tysięcy, czyli 10 proc. ludności miasta.
Ukraińcy w naszym kraju – podobnie jak polscy pracownicy na Zachodzie – pracują zazwyczaj na stanowiskach poniżej swych kwalifikacji zawodowych. Według badań socjologicznego ośrodka „Rejting”, 77 proc. z nich wykonuje u nas prace fizyczne (przy czym wśród mężczyzn ten odsetek wynosi 89 proc., a wśród kobiet – 63 proc.), 16 proc. pracuje w sferze usług, 3 proc. trudni się zajęciami intelektualnymi, a 1 proc. sprawuje funkcje kierownicze.
34 proc. ukraińskich gastarbeiterów pracuje w rolnictwie, 32 proc. w ekipach budowlanych lub remontowych, 12 proc. w hotelarstwie i gastronomii, 8 proc. w domach, zaś 4 proc. opiekuje się starcami i niepełnosprawnymi.
Według danych Narodowego Banku Ukrainy, w ciągu ostatnich trzech lat mieszkańcy tego kraju pracujący za granicą wysłali do swej ojczyzny przekazy na łączną sumę 25 miliardów dolarów, co stanowi aż 8-9 proc. PKB Ukrainy. Najwięcej przesyłają z Polski – w 2017 roku było to 3,1 miliarda dolarów.
31 proc. zarobionych za granicą pieniędzy przeznaczanych jest przez nich na bieżące wydatki; 19,4 proc. – na kupno lub remont nieruchomości; 14,6 proc. stanowią oszczędności; 8,7 proc. idzie na leczenie, a 7 proc. na wykształcenie dzieci.
Ukraińcy pracujący w Polsce – w odróżnieniu od imigrantów muzułmańskich w krajach zachodnich – łatwo integrują się z otoczeniem, nie stwarzając problemów kulturowych i cywilizacyjnych. Jeśli weźmiemy pod uwagę ich liczebność, to skala incydentów z ich udziałem jest minimalna. Częściej sami padają ofiarą ataków na tle etnicznym niż są ich sprawcami. Jak informuje ambasada Ukrainy w Polsce, w 2017 roku policja zarejestrowała 37 przypadków napaści na obywateli ukraińskich z powodu ich narodowości.
Z pewnością spora część z przybyszów zza naszej wschodniej granicy zostanie w Polsce i zasymiluje się. Przesądza o tym kryzys ekonomiczny w ich kraju, związany z jednej strony z wojną w Donbasie, a z drugiej z niewydolnym systemem gospodarczym, opanowanym przez oligarchów i przeżartym przez korupcję. To sprawia, że wielu Ukraińców, zwłaszcza młodzież, nie widzi dla siebie perspektyw na przyszłość we własnej ojczyźnie. W Polsce natomiast są mile widziani przez pracodawców. Rozmawiałem z wieloma przedsiębiorcami, którzy opowiadali mi, że gdyby nie Ukraińcy, to musieliby zamknąć swój interes. Nie mogli bowiem znaleźć wśród Polaków wystarczającej liczby rąk do pracy.
Niestety, w Polsce mamy do czynienia z niebezpiecznym trendem, który pogłębia się od niemal trzydziestu lat. Chodzi o kryzys demograficzny. Zarówno przyrost naturalny, jak i współczynnik dzietności mamy jedne z najniższych na świecie. Najkorzystniejszy moment na odwrócenie tego procesu został zaprzepaszczony, ponieważ pokolenie ostatniego wyżu demograficznego w Polsce ma dziś 30-40 lat i wcale nie zaowocowało ono zwiększeniem przyrostu naturalnego. Teraz potencjalnych matek będzie już z roku na rok coraz mniej.
Z drugiej strony swoje zrobiła emigracja zarobkowa. Dzietność Polek w Wielkiej Brytanii czy Irlandii jest wyższa niż 2,11, sytuując się powyżej granicy zastępowalności pokoleń. O takim wyniku u nas możemy tylko pomarzyć. Większość z dzieci tam urodzonych, gdy pójdzie do tamtejszych szkół, będzie najprawdopodobniej dla Polski stracona. Zostaną na Wyspach i staną się obywatelami Zjednoczonego Królestwa lub Republiki Irlandii.
W dłuższej perspektywie kryzys demograficzny grozi zapaścią państwa. Najlepszą receptą, by do tego nie dopuścić, byłby oczywiście „baby boom”, ale na to na razie się nie zanosi. Program 500+ przynosi już realne efekty, jednak są one zbyt małe w stosunku do rzeczywistych potrzeb.
Inną akcją przeciwdziałającą depopulacji może być repatriacja Polaków z terenów byłego Związku Sowieckiego, zwłaszcza z Kazachstanu. Jej zasięg będzie jednak ograniczony, ponieważ liczba naszych rodaków nie jest tam wcale tak duża. Podczas spisów powszechnych narodowość polską zadeklarowało w Kazachstanie 34 tysięcy mieszkańców, a na Ukrainie – 144 tysiące. Wiadomo, że naprawdę osób polskiego pochodzenia jest tam znacznie więcej, ale z ich świadomością narodową bywa różnie. Część z nich się wynarodowiła (np. zrusyfikowała), a część nie chce opuszczać miejsc zamieszkania – sam spotkałem wiele takich osób w Kazachstanie.
W tej sytuacji ratunkiem może być dla nas napływ sąsiadów zza naszej wschodniej granicy, którzy łatwo integrują się z Polakami. W sumie nic w tym dziwnego, skoro przez stulecia mieliśmy wspólną historię, będąc obywatelami tego samego organizmu państwowego. Są nam bliscy językowo i kulturowo. W większości podzielają naszą podejrzliwość wobec moskiewskiej satrapii. Zazwyczaj są też konserwatywni obyczajowo i niechętni wobec lewicowych projektów inżynierii społecznej.
Z ich religijnością bywa różnie, ponieważ Ukraińcy przez dziesięciolecia doświadczyli przymusowej ateizacji, która w dużym stopniu wykorzeniła ich wiarę. Część z nich jest prawosławna, część grekokatolicka, ale bardzo wielu nie uczęszcza do żadnego kościoła, choć prezentuje religijność naturalną i kulturowo jest związana z chrześcijaństwem. Obecność ponad miliona ludzi nieobjętych żadną opieką duszpasterską powinna być wyzwaniem dla Kościoła w Polsce. Tymczasem nie słychać nic o akcjach skierowanych do tej właśnie grupy.
Ukraińcy są dziś także największą społecznością imigrancką pracującą w Czechach. Obecnie rozpatrywanych jest około 300 tysięcy wniosków od Ukraińców w sprawie pracy w tym kraju oraz około 200 tysięcy ofert zatrudnienia Ukraińców od czeskich pracodawców.
Czesi, podobnie jak my, od lat zmagają się z kryzysem demograficznym i cierpią na brak rąk do pracy. Dlatego prowadzą aktywną politykę nastawioną na promowanie zatrudnienia Ukraińców. Kilka lat temu władze w Pradze przyjęły prawo ułatwiające zatrudnienie cudzoziemców posiadających kwalifikacje, których brakuje w kraju. Z nowych rozwiązań najwięcej skorzystało Ukraińców. To znacznie ułatwiło ich asymilację w społeczeństwie. Jak powiedział mi jeden z czeskich dziennikarzy:
Jeśli sami nie mamy dzieci, to musimy zapewnić sobie dopływ świeżej krwi z zewnątrz. I lepiej jeśli zapewnimy ją sobie sami, niż zrobi to za nas Bruksela.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/390880-ukrainska-imigracja-zarobkowa-a-kryzys-demograficzny-w-polsce