Nie ustaje narracja Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w robieniu z nas antysemitów. Podsumujmy ostatni miesiąc.
Najpierw wystawa „Obcy w domu. Wokół marca ‘68” i od razu protest w formie m.in. listu otwartego skierowanego do dyrektora muzeum prof. Dariusza Stoli. Relegowany ze studiów i wcielony za udział w protestach do kompanii karnej, mieszkający od 1970 roku w Danii, pisarz i eseista Bronisław Świderski w swoim proteście przeciwko narracji Marca ’68 przez POLIN napisał:
Wydaje się, że fraza „Obcy w domu”, będąca hasłem obchodów pięćdziesiątej rocznicy wydarzeń marcowych ’68 przez Muzeum Historii Żydów Polskich Polin, obarczona jest podwójnym błędem. Po pierwsze: czy istotnie podstawowym przesłaniem działań marcowych była obcość – czy raczej jedność? Po drugie: nadając Żydom miano „obcych”, czyli ludzi pozbawionych praw w swoim kraju, zamienia się ich wyłącznie w ofiary. Jest to zapewne rezultat tak modnej dzisiaj idei wiktymizacji żydowskiej historii, opartej na niekoniecznie prawdziwym przekonaniu, że „ofiara zawsze ma rację”.
Zaraz potem wyjaśnił, że
Marzec był czymś przeciwnym: był dowodem na to, że wszyscy jesteśmy Polakami, że linia graniczna nie przebiegała między etnicznymi grupami, ale między komunistyczną władzą i narodem.
By podsumować:
Demonstrując w Marcu, wcale nie byliśmy „obcy”. Przeciwnie, poświadczaliśmy żywą swojskość we wspólnym, polskim domu. Uczestnicząc 8 marca 1968 w wiecu przed siedzibą rektora warszawskiego uniwersytetu, stałem razem z innymi polskimi studentami i bynajmniej nie czułem obcości. Także skazany na karny obóz wojskowy za marcową aktywność, spotkałem na nim zwykłych studentów z wielu miast, a ogromnej większości z nich nawet gorliwy nacjonalista nie nazwałby „obcymi”. Łączył nas też wspólny wróg.
13 marca muzeum organizuje debatę „Epidemie mowy nienawiści. Jak blisko Marca ’68 jesteśmy?”, który był częścią konferencji „Marzec ’68 po pięćdziesięciu latach”. Wykład prowadził psycholog społeczny i wykładowca akademicki dr hab. Michał Bilewicz. Wśród uczestników znalazł się znany z antypolskich publikacji Jan Tomasz Gross. Z wywodu dr hab. Bilewicza dowiedzieliśmy się o istnieniu tzw. antysemityzmu wtórnego. Okazuje się, że „antysemityzm wtórny” jest jednym z trzech komponentów polskiego antysemityzmu, ufundowanego na „narcystycznej tożsamości narodowej” i w skrócie polega na wypieraniu odpowiedzialności za zbrodnie. Według tej logiki dowody „antysemityzmu wtórnego” są liczne. Od różnicy finansowania Muzeum Historii Żydów Polskich i Muzeum Powstania Warszawskiego, po wypowiedzi osób znanych z „prawej” strony naszego życia polityczno-publicystycznego. I tak na „antysemityzm wtórny” „załapali” się: wiceminister sprawiedliwości Patryk Jaki, prezes Stowarzyszenia Rodzin Polskich Ofiar Obozów Koncentracyjnych Elżbieta Rybarska, posłowie: Krystyna Pawłowicz i Marek Jakubiak, a nawet rysownik Cezary Krysztopa z jednym elementem swojej twórczości. O naszym portalu nie ma chyba co wspominać skoro na czarnej liście POLINU znalazło się również Studio „YaYo”. O tweetach Magdaleny Ogórek i Rafała Ziemkiewicza nie do końca wiem co napisać, ponieważ mógł to już być antysemityzm „pierwotny”. A tu biada! Ziemkiewicz mimo, że znalazł się w tragicznym położeniu (udowodniony „antysemityzm wtórny” z groźbą przerzutu na „pierwotny” – odpowiednik amerykańskiego morderstwa I stopnia) nie poddaje się i wyjaśnia do końca skomplikowaną naturę pojęcia:
Głosiciele rzekomego polskiego antysemityzmu poradzili sobie z brakiem ekscesów antysemickich w Polsce głosząc, że istnieje „antysemityzm wtórny”, który polega „na wypieraniu się antysemityzmu”. „Kto się wypiera, kto neguje swoją odpowiedzialność za wiekowe prześladowania Żydów (a w oficjalnej narracji żydowskiej, co bardzo dobitnie udokumentował w swej książce Paweł Lisicki, odpowiedzialni za nie są wszyscy) i za ich prześladowania najnowsze, kto zaprzecza, że jest winny i że jest antysemitą – ten jest antysemitą ipso facto, jako antysemita wtórny”
— tłumaczył. Jednym słowem mamy w Polsce istne tsunami mowy nienawiści. Szkoda tylko, że prelegent Bilewicz nie ustosunkował się do haseł niesionych i wykrzykiwanych w „czarnych marszach”, ale to już widać leżało w kompetencjach Muzeum Historii Żydów Polskich.
Samo nasuwa się pytanie: „kto za to płaci”? Otóż płacimy my. Polski podatnik. Na mocy aktu założycielskiego strona publiczna sfinansowała budowę budynku muzeum (koszt inwestycji: ok. 180 mln zł) oraz pokrywa większość bieżącego budżetu (8 mln rocznie – pierwsze miejsce wśród tego typu placówek w Polsce). W 2005 roku, ś.p. Lech Kaczyński pełniąc obowiązki prezydenta Warszawy zaproponował ówczesnemu ministrowi kultury, by Muzeum powołało wspólnie Ministerstwo, Żydowski Instytut Historyczny i miasto Warszawa. Lech Kaczyński zdecydował również że Warszawa pokryje połowę kosztów budowy budynku. Wkład finansowy miasta w budowę Muzeum Historii Żydów Polskich wyniósł 40.000.000 złotych w gotówce i działce o powierzchni 12 929 m2 w centrum Warszawy – według cen działek w Warszawie wartej 130.000.000 złotych. W powołanej przez ministra kultury Radzie Muzeum zasiada co prawda m.in. Marian Turski – historyk i dziennikarz, współtwórca muzeum i więzień Auschwitz, czy wiceminister kultury Jarosław Sellin oraz dr Mateusz Szpytma, wiceprezes IPN, ale także: były ambasador RP w Waszyngtonie Ryszard Schnepf, Małgorzata Niezabitowska i Adam Rotfeld. Choć po wygraniu wyborów w Warszawie min. Piotr Gliński zapowiedział buńczucznie zmianę dyrektora POLINU, to jednak nawet jeśli Platforma ustąpi PiS-owi stanowisko prezydenta stolicy sytuacja niewiele się zmieni. Placówka jest instytucją publiczno-prywatną, współprowadzoną przez trzy podmioty: ministerstwo, miasto i Stowarzyszenie Żydowski Instytut Historyczny. Działa na podstawie umowy trójstronnej i zatwierdzonego przez wszystkie trzy strony statutu. Ostatni aneks do umowy podpisał 8 maja 2017 sam minister Gliński. MKiDN nie jest w stanie nawet zmienić statutu muzeum. Art. 20 wyżej wspomnianego dokumentu mówi, że jego zmiana wymaga „zgodnej woli” wszystkich trzech założycieli.
Jakby tego było mało rząd planuje już budowę dwóch nowych muzeów poświęconych Żydom – powstania w getcie i chasydów. Planowany koszt wg portalu culture.pl ponad 320 mln złotych. Jeden gmach za 200 mln zł po połowie sfinansują Ministerstwo Kultury i miasto Warszawa, a co za tym idzie znowu władza nie będzie miała wpływu na odwołanie dyrekcji. Miała być ofensywa w walce o historyczna prawdę, miały powstać filmy, które polepszą wizerunek Polski na świecie, a grube miliony planuje się wydać na kolejne instytucje, które nie wiadomo czy nie przysłużą się krajowi tak, jak POLIN pod rządami obecnej dyrekcji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/387693-wtorny-antysemityzm-jako-efekt-przelomu-w-polityce-historycznej