Dlaczego wielu wydawałoby się inteligentnych, dobrze wykształconych ludzi, odruchowo, wręcz rytualnie odrzuca możliwość oglądania Telewizji Publicznej, zwłaszcza TVP INFO. Powód jest ten sam, co w przypadku ekshumacji zwłok ofiar, które zginęły w katastrofie smoleńskiej.
W jednym z tekstów opublikowanych w ramach portalu wPolityce.pl, znany socjolog wiedzy prof. Andrzej Zybertowicz stwierdził, iż część polskiego społeczeństwa nie ogląda TVP z przyczyn wysoce ideowych: (…) „nie jest to zwykłe nieoglądanie, lecz nieoglądanie wysoce ideowe” – napisał profesor. Jednak wydaje się, iż czynniki, które determinują bojkot Telewizji Publicznej są głębsze niż tylko postawa ideologiczna i dużo bardziej uniwersalne, nie sprowadzające się do jednej sytuacji. Mniej istotna jest okoliczność oglądania czy nie oglądania określonej stacji telewizyjnej lecz psychologiczne nastawienie jakie się przyjmuje. To bowiem decyduje o wartości intelektualnej człowieka oraz jakości jego narzędzi poznawczych, a więc także kompozycji kapitału kulturowego, który posiada.
Poszukiwanie efektu potwierdzenia
Na początku lat 80. XX wieku psychologowie, Daniel Kahnaman, Paweł Slovic, oraz Amos Tversky, opisali mechanizm poznawczy tzw. heurystyki dostępu („Judgment under uncertainty – heuristics and biases”), który wyjaśnia uproszczony proces wnioskowania oraz wydawania sądów. Zazwyczaj ludzie większe prawdopodobieństwo przypisują tym okolicznościom czy sytuacjom, do których: po pierwsze, świadomość posiada lepszy dostęp, łatwiej je przywołać do świadomości; a po drugie, ważny jest również aspekt emocjonalny, towarzyszy im silniejsze natężenie emocjonalne.
Ci sami Kahnaman i Tversky nieco wcześniej, bo jeszcze w latach 70. stworzyli na podstawie badań empirycznych (kwestionariusza ankiety) teorię perspektywy stawiając sobie za cel opisanie procesu podejmowania decyzji w warunkach ryzyka („Prospect Theory”. An Analysis of Decision under Risik”). Za te badania w roku 2002 otrzymali Nagrodę Nobla.
Doszli do wniosku, iż wybór pomiędzy dostępnymi alternatywami jest dokonywany ze względu na punkt odniesienia, czyli stosunek czy dystans do określonego poglądu albo sposobu myślenia, na co mają wpływ m.in. takie zmienne, jak: poziom zamożności czy doświadczenia i przeżycia z przeszłości. Stwierdzili także, iż ludzie w znacznie większym stopniu obawiają się strat niż doceniają ewentualne zyski.
Heurystyka dostępności definiuje w sposób wręcz enumeratywny konkretne błędy poznawcze, a jednym z nich jest tzw. błąd konfirmacji, znany również pod nazwą efektu potwierdzenia. Polega on, przy sięgnięciu po najkrótszą definicję, na tym, iż proces poszukiwania i zapamiętywania informacji ma charakter wybiórczy, zaś procesem poznawczym kieruje skłonność do faworyzowania stanu potwierdzenia tez, wniosków, poglądów, czy informacji oczekiwanych, niezależnie od kryterium ich prawdziwości.
Ponieważ przy podejmowaniu decyzji, jak stwierdzili Kahnaman i Tversky, ludzie bardziej boją się strat niż cenią zyski, to prawo to można rozszerzyć poza obszar ekonomii, którym zajmowali się wspomniani naukowcy, i próbować zastosować je do całego terytorium kultury obejmującej również życie społeczno-polityczne.
Powzięcie określonego sposobu myślenia czy określonej definicji rzeczywistości (choć lepiej by tu pasowało słowo: narracji) wiąże się z inwestycją – najczęściej kulturowo-psychologiczną, ale nierzadko posiada ona również wymiar materialny. Z kolei zmiana fundamentalnych podstaw oceny otaczającego świata, i w ślad za tym poglądów, wymagałoby kolejnej inwestycji i wiązało się ze stratą (raczej tylko psychologiczno-kulturową, ale czasami również materialną). Aczkolwiek w głębszym i dalekosiężnym rozumieniu mógłby okazać się to zysk: bo – jak wiadomo – prawda wyzwala.
Dlatego ludzie tak niechętnie czerpią wiedzę ze źródeł odmiennych w stosunku do tych, które kształtują ich percepcję rzeczywistości, gdyż obawiają się, iż odnajdą tam informacje, które dokonają choćby wyłomu w kulturowym schemacie, który wyznają, a być może również przyczynią się do zburzenia całego kulturowego wyobrażenia świata.
Wolą tkwić w nieprawdzie, półprawdach, albo prawdzie niepełnej, niż zainwestować w poszukiwanie prawdy. Stąd przyjmują postawy zachowawcze, rytualne, które z ich punktu widzenia, bardziej im się opłacają.
Rezygnacja z poszukiwania prawdy jest zachowaniem rytualnym, podobnym do rezygnacji z osiągania celów społeczno-kulturowych (sukcesu). To drugie nastawienie opisał amerykański socjolog, Robert Merton, definiując w społeczeństwie Stanów Zjednoczonych, choć zasięg teorii jest uniwersalny, kategorię rytualistów. Jest to patologiczna, najbardziej prymitywna, forma konformizmu.
Ci ludzie boją się nie tylko ryzyka w dochodzeniu do celów, w poszukiwaniu sukcesu czy prawdy, ale obawiają się również wolności, która prawdę umożliwia i toruje jej drogę.
Elity idą w zaparte
Po roku 1989 wszystkie istotne w Polsce czynniki opiniotwórcze, forsowały spójną percepcję rzeczywistości. Była ona oparta na kilku aksjomatach, a właściwie artefaktach. Fundamentalną i kierowniczą w tym schemacie kulturowym rolę spełniał pogląd, iż polska transformacja zakończyła się gigantycznym sukcesem, świat docenia nasze reformy, a państwo jest sprawne i skuteczne. W sukurs temu opisowi szła cała gama dodatkowych czy pobocznych twierdzeń, w rodzaju: gospodarka dynamicznie się rozwija, ludzie są coraz szczęśliwsi (celował w tym zwłaszcza prof. Czapiński apologeta szczęśliwości Polaków, któremu we wszystkich badaniach wychodziło, iż 80 proc. Polskiego społeczeństwa to ludzie zadowoleni), głoszono, iż demokracja funkcjonuje w sposób prawidłowy, społeczeństwo jest obywatelskie, zaś za największe osiągnięcia przemian ustrojowych uznano działalność samorządów oraz organizacji pozarządowych.
Społeczna autopsja, a także to narzędzie, które można określić jako doświadczenie życiowe, zaprzeczały tym tezom, jednak wszystkie wydarzenia, procesy, fakty, sytuacje, czy zjawiska, które nie pasowały do mainstreamowej opowieści kulturowej próbowano marginalizować, pomniejszając skalę korupcji, bagatelizując rozmiary i siłę zorganizowanej przestępczości mafijnej, czy ignorując niebezpieczne patologie społeczne, takie jak bieda czy alkoholizm.
Spójność narracji elit postokrągłostołowych nie wynikała z immanentnej, wewnętrznej, logicznej harmonii, i z adekwatnej, uczciwej recepcji rzeczywistości, lecz z powtarzalności oraz solidarnego, skoordynowanego masowego dystrybuowania jej w oficjalnym obiegu medialnym. Zadziałał mechanizm znany z kryminalistyki, w ramach którego świadkowie składają spójne, korespondujące ze sobą zeznania, aczkolwiek fałszywe.
„Przez lata rządów PSL-PO dominujące media dawały spójny w zasadzie przekaz. Pamiętam, gdy pewnego wieczoru oglądałem programy informacyjne Polsatu, TVN i TVP, wszędzie słyszałem (podobnie jak w Polskim Radiu i radiach komercyjnych) tę samą melodię”
– napisał socjolog wiedzy, prof. Andrzej Zybertowicz w artykule dla wPolityce.pl z 14 stycznia 2018 roku, pt. Bilans godności?
W końcu wydarzyła się sytuacja tak spektakularna, dramatyczna, o nieporównywalnym z niczym innym ciężarze gatunkowym, napełniona tak wielkim ładunkiem symbolicznym, iż trudno było nad nią przejść do porządku dziennego i całkowicie zdezawuować. Mimo to próbowano to zrobić. Szybko wyciszyć sprawę i zamieść, niczym typowe afery polityczne, pod dywan.
Katastrofa smoleńska była dla obozu postokrągłostołowego groźna nie dlatego, że mogła odkryć jakieś tajemnicze kulisy międzynarodowego spisku czy zamachu przeprowadzonego przez służby specjalne obcego państwa czy czynniki terrorystyczne, ale dlatego, iż była klinem wbitym w opowieść o sukcesach transformacji, zaprzeczyła fundamentalnym przesłankom o sprawnym, skutecznym, dobrze działającym państwie. Dlatego starano się objąć to wydarzenie społeczną amnezją, szybko zorganizowano pogrzeby ofiar i czyniono wszystko, aby jak najmniej szczegółów dotyczących błędów oraz zaniedbań, mających miejsce w trakcie planowania wyprawy do Smoleńska, ujrzało światło dzienne. Procedury śledcze realizowano w sposób pospieszny oraz niedbały (niechlujny). Społeczeństwo miało się dowiedzieć jak najmniej o faktach nie pasujących do narracji gloryfikującej sukcesy transformacji, a o całej sprawie jak najszybciej zapomnieć. Elity wybrały wariant pójścia w zaparte.
Z czasem jednak tych okoliczności obnażających jakość III Rzeczypospolitej, a zatem państwa powstałego w rezultacie postokrągłostołowych reform, pojawiało się, w różnych dziedzinach, coraz więcej, mających miejsce zarówno w obszarze działania wymiaru sprawiedliwości, funkcjonowania administracji centralnej, jak też poczynań samorządów, kondycji systemu służby zdrowia, jednostek policji czy wojska.
W wielu sferach natrafiano też na ogromną korupcję oraz głębokie patologie.
Strach przed anomią
Mechanizm wyłączania TVP i nie oglądania tej ważnej telewizji informacyjnej jest identyczny, jak postawa wyrażająca sprzeciw wobec ekshumacji zwłok ofiar, które zginęły w katastrofie smoleńskiej, i z grubsza dotyczy tych samych środowisk skupiających ludzi o poglądach centrowo-lewicowych czy centrowo-liberalnych, mieniących się być lepiej wykształconymi i bardziej postępowymi Polakami, od pozostałych członków Wspólnoty Narodowej. Kryje się za tym lęk przed doświadczeniem poznawczego dysonansu i dramatycznym dojściem do przekonania, iż prawda obiektywna jest inna niż ta, która przez wiele lat była przez te grupy wyznawana.
Problem polega na tym, iż osoby mocno ugruntowane w określonych twierdzeniach, przypisujące do nich silne nastawienie emocjonalne, nie chcą weryfikować powziętego obrazu świata, stosują odwrotność zasady Karla Jaspersa, mówiącej o tym, iż prawdy trzeba poszukiwać, a nie ją posiadać. Dlatego boją się pluralistycznej przestrzeni medialnej, gdyż mogłaby ona dostarczyć im bardziej zniuansowanej opowieści o najnowszej historii Polski, odnoszącej się zwłaszcza do okresu transformacji i funkcjonowania III Rzeczypospolitej. Dużo lepiej czują się w warunkach informacyjnego monopolu. Dlatego automatycznie i bezrefleksyjnie, w sposób wręcz rytualny, wyłączają TVP. Wolą spójny fałsz od niespójnej prawdy. Działa klasyczny mechanizm wyparcia.
Tymczasem, jak dowodzi psychologia poznawcza: niespójności mogą być powierzchowne i paradoksalnie składać się na głębszy układ bardziej różnorodnej, złożonej prawdy, albowiem często właśnie przeciwności tworzą harmonię.
Z tym wiąże się jeszcze jedna, kluczowa, rzecz: ludzie, którzy z przyczyn rytualnych nie oglądają TVP, lub którzy protestowali przeciwko ekshumacjom zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej, dokonywanych na zlecenie prokuratury, w celu ustalenia stanu faktycznego – prawdy – są determinowani przez lęk przed stanem określanym w socjologii jako anomia.
Zjawisko to opisał francuski socjolog, Émile Durkheim, w pracy pt. Samobójstwo. Studium z socjologii. Wyróżnił on kategorię tzw. samobójstw anomicznych, do których dochodzi w warunkach poznawczego wstrząsu oraz dezintegracji osobowości, gdy dotychczas wyznawane aksjomaty zostały podważone, zaś nowych z powodów emocjonalnych, bądź ideologicznych ludzie nie są w stanie przyjąć.
W tym kontekście Durkheim uwypuklał rolę religii, aczkolwiek sam kwestionował jej wartość poznawczą i był człowiekiem o orientacji agnostycznej, to jednak twierdził, iż porządkuje ona człowieka pod względem aksjologicznym, dostarczając spójnego wyobrażenia świata i będąc regulatorem życia społeczno-moralnego. Nadejście czasów nowożytnych, zwłaszcza epoki Oświecenia, doprowadziło do społecznej dezintegracji, gdyż zaproponowano bardziej pluralistyczny, zdywersyfikowany obraz świata.
Historia zna różne przypadki obrony przed anomią: np. Kościół katolicki przez bez mała 400 lat trzymał dzieło Mikołaja Kopernika („De revolutionibus”) głoszące teorię heliocentryczną, w Indeksie Ksiąg Zakazanych, ponieważ nie pasowała ona do lansowanej przez Watykan koncepcji świata. W Stanach Zjednoczonych nigdy oficjalnie nie zaakceptowano hipotezy, iż prezydent John Fitzgeralda Kennedy poniósł śmierć w rezultacie politycznego spisku, gdyż zakwestionowałaby ona narrację silnego, perfekcyjnie zorganizowanego mocarstwa. Najwygodniejsze było wytłumaczenie, iż zamachu na prezydenta dokonał szaleniec, niezrównoważony psychopata. Przy zachowaniu wszelkich proporcji, analogia TVP narzuca się sama… Telewizja Publiczna podważyła poznawcze fundamenty apoteozy III Rzeczypospolitej jako państwa sukcesu i dobrobytu, zaś wyznawcy postokrągłostołowego mitu „zielonej wyspy” odrzucają TVP, bo obawiają się, iż na skutek oglądania jej przekazu utracą kulturowe regulatory ich tożsamości. Jest to mechanizm obronny.
Racjonalny pluralizm służy prawdzie
Często zarzuca się Telewizji Publicznej, iż prezentuje wykrzywiony obraz rzeczywistości, że uprawia propagandę na rzecz obecnego rządu. Zarzuty te można rozpatrzyć w węższym sensie, w oderwaniu od kontekstu całości polskiej przestrzeni medialnej; a także w szerszym, bardziej holistycznym rozumieniu, właśnie uwzględniając kontekst całości.
Chyba najwłaściwsza dla oddania istoty rzeczywistości będzie interpretacja strukturalna, a zatem przyjęcie poglądu, iż o znaczeniu czy charakterze elementu nie decyduje sama jego immanentna treść lecz stosunek do całości, relacje z innymi elementami. Wiele rzeczy rozumiemy dopiero, gdy są zestawione w opozycji.
Patrząc na TVP w wymiarze jednostkowym, konkretnym, zredukowanym tylko i wyłącznie do indywidualnego aspektu, w oderwaniu od całości, czyli pozostałych elementów polskiego porządku medialnego, można oczywiście stwierdzić, iż prezentuje ona wykrzywiony, jednostronny, przychylny obecnemu rządowi obraz rzeczywistości, daleko odbiegając od dziennikarskiego ideału, jednak będzie do diagnoza wąska, niepełna, i obarczona zarzutem redukcjonizmu. Byłby to opis prawdziwy oraz uzasadniony, gdyby pozostałe media (komercyjne) prezentowały neutralną, obiektywną, i bezstronną politykę informacyjną, a tak przecież nie jest. Na drugim biegunie znajduje się stacja TVN, która kreuje jednostronny, silnie zideologizowany przekaz informacyjny, dopuszczając się ordynarnych manipulacji.
Dla wiarygodnego rozpoznania roli oraz miejsca TVP kluczowy jest więc kontekst całości polskiej przestrzeni medialnej, a w tym przypadku niestety przed 2015 rokiem sytuacja nie była pluralistyczna, istniała olbrzymia asymetria dostępu do debaty publicznej, przechył na stronę obozu centrowo-lewicowego, nad-reprezentatywność poglądów wyrażających konsumpcyjny, materialistyczny sposób myślenia, tendencyjność oraz subiektywność w kształtowaniu informacji.
TVP w obecnym kształcie, paradoksalnie, działa na rzecz większego pluralizmu, równoważy dysproporcje w układzie medialnym, uzupełnia przekaz i dyskurs publiczny o komunikaty, których z przyczyn biznesowo-ideologicznych próżno szukać w mediach komercyjnych. A poszerzanie pluralizmu, rozciąganie przestrzeni medialnej, oczywiście w granicach rozsądku, wzbogacanie opisu rzeczywistości społeczno-politycznej o nowe treści, oceny, opinie, komentarze, definicje, oraz analizy i diagnozy, bardziej służy prawdzie niż jej przeszkadza.
Prawda zbliża się do obiektywizmu wówczas, kiedy jest pełna, szeroka, złożona, zniuansowana. Jeżeli spojrzymy na działalność TVP w kontekście całości polskiego układu medialnego, to dojdziemy do wniosku, iż uzupełnia ona prawdę o te elementy, których dotychczas brakowało w przestrzeni publicznej, a zatem działa na rzecz większego obiektywizmu informacji i bardziej wszechstronnego, krytycznego rozpoznania jakości polskiej transformacji oraz kondycji III Rzeczpospolitej, choć oczywiście w sensie indywidualnym (w oderwaniu od całości układu medialnego) przedstawia wizję jednostronną oraz tendencyjną (prorządową), co w normalnych warunkach, zdrowej sytuacji medialnej, byłoby nie do przyjęcia.
Chodzi o to, że coś może być obiektywne w głębszym czy szerszym rozumieniu, z uwagi na kontekstualne odniesienie do całości, niezależnie od aspektu jednostkowego.
Gdyby TVP nie forsowała wykrzywionego obrazu świata, nie odniosła się w silnej opozycji do przekazu mediów komercyjnych (również mocno naciągniętego, tyle tylko, że w drugą stronę), nie szukała kontrastu z TVN, zdefiniowanie polskiej rzeczywistości społeczno-politycznej czy społeczno-gospodarczej w kategoriach obiektywnych i wszechstronnych, nie byłoby wcale możliwe, natomiast przekaz byłby niezrozumiały. Bezstronna, spokojna, neutralna, i umiarkowana percepcja dokonywana przez TVP musiałaby przegrać z wyrazistą oraz ostrą narracją TVN.
Można zaryzykować jeszcze inną, kontrowersyjną aczkolwiek nie pozbawioną merytorycznych argumentów diagnozę, iż w polskich specyficznych warunkach, misja mediów publicznych polega na dopełnianiu prawdziwości przekazu informacyjnego, a także równoważenia układu medialnego i rozszerzaniu pluralizmu.
Wykształceni, z wielkich miast
Jeszcze jedna rzecz jest niezwykle ciekawa. W mediach społecznościowych, typu Facebook i Twitter, często można dostrzec ostentacyjne oświadczenia: „nie oglądam TVP” lub apele nawołujące do nie śledzenia informacji tego kanału. To zdumiewające, zwłaszcza zważywszy na okoliczność, iż autorami tego rodzaju wpisów są często ludzie mieniący się być wykształconymi, przypisujący sobie wizerunek osób o rzekomych wysokich kompetencjach kulturowych.
Dlaczego osoby dobrze wykształcone, niejako rozwinięte kulturowo, tak bardzo obawiają się pluralizmu i wolności słowa, czemu ich niepokój wzbudza możliwość zatchnięcia się z szerszą perspektywą poznawczą, jak również doświadczenia percepcji bardziej wszechstronnej, złożonej, różnorodnej prawdy?
Czy obawiają się, iż posiadana przez nich ocena III Rzeczypospolitej, a także całego okresu transformacji, nie wytrzyma zderzenia z przeciwną, alternatywną wizją?
Co powinno stanowić najważniejsze przymioty dobrego wykształcenia oraz wysokiej kompozycji kapitału kulturowego?
O wartości człowieka decyduje kilka cech. Można je wręcz enumeratywnie wymieniać: otwartość, tolerancja, szacunek dla innych, akceptacja ludzi o odmiennych poglądach, a nade wszystko dwie najważniejsze z punktu widzenia narzędzi i walorów poznawczych, właściwości: szeroka perspektywa i krytyczne myślenie.
Nie zrozumiemy świata, jeżeli będziemy oglądali tylko TVN, słuchali Radia TOK FM, i czytali Gazetę Wyborczą. Tym bardziej zatem dla wszechstronnego i pluralistycznego obrazu rzeczywistości TVP w obecnej konwencji, w kontekście całości polskiego układu medialnego, jest nie tylko potrzebne, ale nawet pożądane.
Dzisiejsza sytuacja medialna w Polsce jest nieporównanie lepsza niż przed rokiem 2015, albowiem ograniczono informacyjny monopol, zwiększając jednocześnie pluralizm. Zaś większa transparentność polega na fakcie, iż Telewizja Publiczna nie udaje (tak jak w czasach PO czy SLD) neutralności i raczej nie skrywa sympatii do obecnej konfiguracji rządowej oraz większości parlamentarnej.
Kto zaś obawia się TVP, tylko potwierdza, iż ma poważny problem z wielowymiarowym postrzeganiem świata oraz krytycznym myśleniem. Żeby powziąć wszechstronne informacje należy śledzić programy informacyjne oraz publicystyczne wszystkich poważniejszych mediów: od TVP INFO, poprzez POLSAT, TVN24, aż do SUPER STACJI i TELEWIZJI TRWAM.
Makdonaldyzacja i egalitaryzacja
U podłoża rytualnego odrzucania TVP leży jeszcze jedna smutna diagnoza. Po 1989 roku polskie szkolnictwo wyższe, a w ślad za tym również i wykształcenie, intensywnie uległo procesowi makdonaldyzacji, opisanego przez George Ritzera na przykładzie trybu pracy sieci restauracji McDonald’s oraz tendencji zachodzących w ramach społeczeństwa amerykańskiego. Co charakterystyczne dla zjawiska makdonaldyzacji, w Polsce postawiono na ilość ludzi wykształconych, ale nie na ich jakość intelektualną, moralną, a w szerszym aspekcie kulturową. Poprzez egalitaryzację wyższego wykształcenia, zwiększenie oraz ułatwienie dostępu do niego, niestety spłycono i radykalnie obniżono poziom. Dlatego trudno dziś jednoznacznie, w oczywisty sposób stwierdzić, która partia posiada lepiej wykształcony (w sensie głębokiego zakorzenienia kulturowego, krytycznego myślenia, i szerokich perspektyw poznawczych) elektorat: PiS czy Platforma Obywatelska.
Żeby tę nieoczywistość wyjaśnić potrzeba by przeprowadzić pogłębione badania.
Nadmierna masowa egalitaryzacja dostępu do wyższego wykształcenia wcale nie musi być pozytywnym procesem. Ludzie uważani w potocznej, obiegowej opinii za dobrze wykształcanych, czyli pracownicy korporacji albo instytucji finansowych, wcale nie muszą tacy być. Ich wykształcenie może mieć postać powierzchowną i zrutynizowaną (zmakdonaldyzowaną).
Drugi proces, który zawęża perspektywę poznawczą oraz niszczy krytyczne myślenie, ma charakter dużo bardziej uniwersalny. Jest nim rozwój nowych mediów, zwłaszcza Internetu. Tu makdonaldyzacja uwidacznia się niezwykle mocno. Obecna logika medialna preferuje krótkie, uproszczone treści, jednoznaczne, wąskie, oczywiste definicje sytuacji, zwulgaryzowane, redukcjonistyczne, jednostronne diagnozy; faworyzuje obraz kosztem opisu; stara się przedstawić świat w sposób prosty, przez co w gruncie rzeczy go nie wyjaśnia.
To zaś powoduje, że ludzie zubażają swoje zdolności poznawcze i oczekują spójnej, jednostronnej niezależnie od kryterium prawdziwości, narracji rzeczywistości. Aby być zrozumianymi „podkręcają” wyrazistość, zwiększają ostrość obrazu samych siebie i intensyfikują kontrast. Dobierają się na zasadzie dążenia do monolityczności oraz jednoznaczności, kojarzą się na zasadzie podobieństw, a nie różnic czy alternatyw.
Szukają na zewnątrz, w kulturze, w mediach, potwierdzenia tego czego już się od tej kultury (od mediów) dowiedzieli.
Nie nastawiają się na krytyczną weryfikację lecz bezkrytyczne ugruntowanie poglądów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/381778-dlaczego-establishment-kawiorowy-iii-rzeczypospolitej-nie-chce-ogladac-tvp-odrzucenie-rytualne