To po smoleńskiej tragedii prawdziwy dramat, że do dziś nie zostało godnie upamiętnione największe nieszczęście w naszej najnowszej historii, gdy 10 kwietnia 2010 r. wraz z głową państwa polskiego śp. Lechem Kaczyńskim śmierć poniosło 95 wybitnych postaci z naszego życia politycznego i społecznego. Niestety, i dziś, gdy istnieją wreszcie możliwości realizacji pomnika, podejmowana jest decyzja zła, która nie łączy, lecz dzieli. A przecież nie o to chodzi, ani o rozniecenie nowego konfliktu na tle tej tragedii, ani o to, by w przyszłości ów pomnik był traktowany przez przechodniów jak szpetna, kamienna bryła, kłócąca się z całym otoczeniem, której znaczenia nikt z przyszłych pokoleń nie będzie świadom…
Ideologię można dobudować do wszystkiego. Tak też jest w przypadku „schodów” zaprojektowanego, bo jeszcze nie zrealizowanego „pomnika smoleńskiego”, które mają niby przypominać prowadzący do nieba trap do samolotu. Pomysł najprostszy z możliwych, infantylny w przekazie, obiekt niemalże zaprogramowanych drwin. Można by do tego dodać jeszcze oprawę dźwiękową, np. wbudowany w ten monument przycisk umożliwiający odtwarzanie utworu Led Zeppelin „Stairway To Heaven”, w którym są i schody do nieba, i dym pośród drzew, i dusze, i cienie, i ptaka śpiew… Daleki jestem od drwin na tak poważny temat, ale także ironię, a nawet szyderstwa w odbiorze tego monumentu w przyszłości, choćby przez młodych ludzi, swoich czy obcych, należy brać pod uwagę.
Nie zamierzam dochodzić, kto i dlaczego wybrał akurat ten projekt, chyba na zasadzie: „z braku laku dobry kit”, i na miejsce jego lokalizacji wskazał akurat Plac Piłsudskiego. Co nagle to po diable, uczy ludowa mądrość. Zbyt ważna to sprawa dla nas wszystkich, Polaków, na wczoraj, dziś, jutro i wieki wieków amen, by na siłę przepychać błędne postanowienie o budowie tego małoarchtektonicznego koszmarku. Spytam wprost: czy tzw. pomnik światła, zaprojektowany przez prof. Pawła Szychalskiego popadł w zapomnienie?
Więc dla przypomnienia, w drodze na uroczystości z okazji 70. rocznicy zbrodni katyńskiej w katastrofie(?) lotniczej pod Smoleńskiem zginął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński z Małżonką, ostatni Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej na Uchodźstwie oraz osiemnaścioro Posłów i Senatorów, wśród nich troje Wicemarszałków Sejmu i Senatu oraz Marszałek Sejmu III kadencji, oraz wiele innych dostojnych członków tej delegacji. Niewyjaśnione do dziś okoliczności tej tragedii stały się tłem dla gorszącej walki politycznej, niekończących się sporów, kłótni, połajanek, a nawet szyderstw. Podsmoleńska tragedia została zinstrumentalizowana do celów politycznych, powiedzmy sobie otwarcie, przez rządzącą wówczas Platformę Obywatelską, Nie tego oczekiwało miliony wstrząśniętych Polaków, którzy w poczuciu więzi składali kwiaty i palili znicze na Krakowskim Przedmieściu. Kto pamięta morze świateł i wiązanek kwiatów, te niezliczone tłumy, cisnące się przed Pałacem Prezydenckim? Właśnie do tej chwili nawiązywał projekt prof. Szychalskiego, apolityczny, wolny od monumentalizmu i kamiennego patosu, oddający hołd wszystkim 96 ofiarom, a równocześnie będący żywym wyrazem ludzkich wzruszeń.
Niestety, w 2012r. stołeczni radni PO i SLD sprzeciwili się nawet zorganizowaniu debaty w sprawie budowy tego pomnika na Krakowskim Przedmieściu. Politykierstwo zwyciężyło nad rozumem. Warszawscy radni obeszli się z tym projektem tak, jakby nie było smoleńskiej tragedii, potraktowali ją niemalże jak kolizję drogowę z kroniki wypadków. Kropkę nad „i” postawiła prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz, która oznajmiła, że Trakt Królewski jest „miejscem chronionym” i nie będzie na nim żadnego pomnika. Odwołała się przy tym do opinii… konserwatora zabytków Piotra Żuchowskiego, jakoby istniało niebezpieczeństwo, że pomnik światła zdominuje przestrzeń przed pałacem. Zaiste, kuriozalna to argumentacja. Nawet gdyby miał „zdominować przestrzeń przed pałacem”, nie byłaby to jego wada, lecz największa zaleta.
Decyzja o tak wielkim, bo ogólnospołecznym, narodowym znaczeniu, nie może być uzależniona od jednego urzędnika, ani też od miejskich radnych, postanowienie o tej doniosłości powinny podjąć władze państwowe. To po pierwsze. Po drugie, tzw. pomnik świateł nie byłby koturnowym monumentem, obeliskiem, marmurowym, granitowym, brązowym czy betonowym klocem, od jakich roi się jak Polska długa i szeroka, byłby właśnie pięknym w swym przesłaniu dowodem pamięci o jednej z największych tragedii w naszych dziejach i, co najważniejsze, symbolem jedności nas, Polaków, skonfrontowanych z bezprecedensowym nieszczęściem także w skali światowej, świadectwem naszej umiejętności wzniesienia się ponad polityczne podziały.
96 skierowanych ku niebu świateł, umieszczonych w chodniku przed siedzibą prezydenta w żaden sposób nie kolidowałoby z zabytkami Traktu Królewskiego. Przeciwnie, jakkolwiek niezręcznie to zabrzmi, pomnik świateł byłoby dodatkową atrakcją turystyczną w stolicy, przykuwającym uwagę i narzucającym się automatycznie pytaniem o jego symbolikę, co implikuje odpowiedź… Jak wykazały rozliczne sondaże sprzed siedmiu lat, przytłaczająca większość Polaków, bez względu na sympatie i preferencje polityczne, opowiedziała się za tą niekonwencjonalną, piękną formą wizualnego upamiętnienia tragedii z 10 kwietnia. 2010r. Po zaprezentowaniu wizualizacji pomnika świateł, w ciągu tylko jednej niedzieli zebrano od przechodniów na Krakowskim Przedmieściu tysiące podpisów wyrażających poparcie dla tego projektu, „za” opowiedzieli się również przedstawiciele tzw. smoleńskich rodzin, z córką śp. pary prezydenckiej Martą Kaczyńską włącznie. Czy można tak po prostu zlekceważyć te wszystkie głosy? Można, tylko z jakim skutkiem…?
Bez cienia przesady, chodzi o pomnik naszej godności, lecz także, a może przede wszystkim, wyraz naszej narodowej jedności. Największa obawa PO, bazującej latami na skłócaniu polskiego społeczeństwa, tkwiła właśnie w tym, że cieszący się powszechną akceptacją pomnik świateł na Krakowskim Przedmieściu mógł zakończyć tak podsycane przez nią podziały. Czy i dzisiaj, gdy rządy tej partii należą do przeszłości, mamy temu ulec? Dokonany naprędce, nietrafny wybór i decyzja o realizacji „schodów” na Placu Piłsudskiego, już wywołuje kontrowersje, a jeśli w przyszłości nawet przycichną, będzie to tylko i wyłącznie kawałek kamiennego bloku, pozbawiony emocji i treści, omijany przez przechodniów z obojętnością. Byłoby to szyderstwem losu, ponadczasowym zwycięstwem tych, którzy latami blokowali upamiętnienie podsmoleńskiej tragedii, tej dramatycznej chwili, gdy w szczerym odruchu Polki i Polacy przychodzili tłumnie pod Pałac Prezydencki, by złożyć kwiaty na bruku, zapalić światło do nieba, by oddać w ten sposób hołd tym, którzy w naszym imieniu polecieli dać wyraz pamięci o rodakach wymordowanych w katyńskim lesie. Podwójna, tragiczna symbolika.
Właśnie ten moment sprzed pałacu, tuż po doniesieniach o zdarzeniu z 10 kwietnia 2010r., powinien pozostać w zbiorowej pamięci jak stopklatka ilustrująca naszą najprawdziwszą jedność, to morze świateł i ludzkich twarzy w zadumie, stłoczonych pod Pałacem Prezydenckim. Czy godzi się tę wzniosłą chwilę zakuwać w zimny kamień, przypominający trap samolotu? Jest jeszcze czas by wrócić do nie wiedzieć czemu zarzuconego projektu pomnika świateł prof. Szychalskiego, wzniosłej, pięknej w formie i treści idei upamiętnienia nie tylko smoleńskich ofiar, lecz naszej ogólnonarodowej więzi…
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/381774-tzw-pomnik-smolenski-jest-szpetny-a-jego-lokalizacja-bez-sensu-jest-jeszcze-czas-by-wrocic-do-znakomitej-idei-pomnika-swiatel