W odróżnieniu od innych terapii, terapia filozoficzna jest mocno zindywidualizowana. Nie ma tu też lekarza, ani pacjenta. Nie ma żadnej, wspólnej dla wszystkich metody. Każdy, kto podda się terapii, poszukuje właściwego rozwiązania problemów i napięć, tylko i wyłącznie dla siebie, korzystając oczywiście z wiedzy i mądrości filozoficznej
— mówi filozof i terapeutka dr Ula Wolska w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
wPolityce.pl: Ostatnio bardzo modny jest tzw. coaching. Czym coaching różni się od terapii filozoficznej, którą pani się zajmuje?
Dr Ula Wolska: To jest zupełnie coś innego, bowiem w terapii filozoficznej, która prowadzi nas do odczuwania życia, jako dobra, do harmonii wewnętrznej i szczęścia, dochodzi się właściwie samemu i dzięki pracy nad sobą, której nikt za nas nie wykona. Powtórzmy: terapeuta filozoficzny jest tu tylko doradcą, jakby lustrem, nawet nie przewodnikiem czy kierownikiem duchowym.
W odróżnieniu od innych terapii, terapia filozoficzna jest mocno zindywidualizowana. Nie ma tu też lekarza, ani pacjenta. Nie ma żadnej, wspólnej dla wszystkich metody. Każdy, kto podda się terapii, poszukuje właściwego rozwiązania problemów i napięć, tylko i wyłącznie dla siebie, korzystając oczywiście z wiedzy i mądrości filozoficznej. Człowiek sam najlepiej zna siebie samego, swoje życie, swoje doświadczenia i tylko on sam może tak naprawdę siebie filozoficznie zgłębić. Filozof jest tu jedynie towarzyszem w myśleniu, w drodze do umiłowania mądrości.
Jest Pani autorką dwóch książek, których tytuły nawiązują do terapii i zarazem filozofii. Są to, w kolejności ukazania się na rynku: „Terapeutyczne aspekty filozofii Sokratesa i Epikura” oraz „Człowiek - rzecz czy osoba? Filozoficzne ujęcie człowieka jako osoby terapią dla zagubionych w płynnej ponowoczesności”. Czym jest zatem w Pani rozumieniu terapia filozoficzna?
Terapia filozoficzna prowadzona jest na bazie umiłowania mądrości, na zastosowaniu tego umiłowania, czyli filozofii w praktyce życia w odniesieniu do praktyki życia. W spuściźnie filozoficznej poszukuje się mądrości, która pomaga człowiekowi radzić sobie w życiu tak, by poczuł harmonię duchową, radość istnienia i potrafił doświadczać piękna. Terapia filozoficzna, jest „rozmową duszy samej ze sobą”. Dobrze jest, gdy człowiekowi wchodzącemu na drogę myślenia i umiłowania mądrości towarzyszy filozof. Literatura filozoficzna, filozof nauczyciel, czy po prostu drugi człowiek zapoznany z filozofią, lub po prostu mądry i doświadczony życiowo, może nam wskazać drogę do takiej refleksji filozoficznej czy filozoficznego ćwiczenia duchowego, które będąc właśnie swoistą terapią pozwoli zmienić nasze życie, umożliwi odczuwanie go jako dobra, i da człowiekowi poczucie bycia szczęśliwym. Całą pracę trzeba wykonać samemu. Sobie też będziemy zawdzięczać skutek, powodzenie lub porażkę terapii, jeśli będzie prowadzona nieumiejętnie, z porzuceniem mądrości.
Jak i kiedy zrodziło się w Pani przekonanie, że terapia filozoficzna jest potrzebna człowiekowi współczesnemu? Przecież filozofia kojarzy się raczej z zadumą, z rozmyślaniem, a czasami nawet z bujaniem w chmurach, tymczasem życie nas nieustannie goni…?
Obserwując coraz większe zagubienie człowieka w ponowoczesnym, globalnym, utowarowionym i konsumpcyjnym świecie, odruchowo zadajemy sobie pytanie, co możemy zaproponować, by ten stan zmienić i uczynić życie swoje i współistniejących znośniejszym. Podczas intensywnych studiów filozoficznych, najpierw magisterskich, potem doktoranckich, spotkałam się wielokrotnie z tezą, że filozofia, umiłowanie mądrości, może być terapią dla człowieka zagubionego we współczesnym świecie. Coraz bardziej nabierałam przekonania, że filozofia zastosowana w praktyce może uchronić człowieka od szaleństwa, urojonych, fikcyjnych myśli, znaleźć umiar i samoopanowanie. Ona pomaga słuchać tego, co poza umysłem, tego, co ukazuje świat rzeczy realnych, rozróżnić obrazy wykreowane, fikcyjne, wytworzone przez wyobraźnię, od realnie istniejącej rzeczywistości. Może być więc terapią i spowodować gruntowną przemianę człowieka pod względem duchowym i moralnym – metanoię. Spotkanie z filozofią i głęboka refleksja nad sobą, nad rzeczywistością, powoduje, że człowiek się zmienia, zmienia swoje nastawienie do życia, do siebie, do współistniejących i do otaczającej go rzeczywistości, dostrzega to, czego przedtem nie widział, odzyskuje wzroku niczym niewidomy, w końcu zauważa i głęboko odczuwa dobro i piękno własnego życia. Poza tym, każda zmiana każdego człowieka w kierunku dobra, jest doskonaleniem całego świata tym dobrem.
Nawet niezbyt wykształcony filozoficznie człowiek wie, że byli i są różni filozofowie, rozmaite szkoły, proponujące rozwiązania wzajem się wykluczające. Czy zatem każda filozofia jest dobra jako podstawa terapii?
Nie. Nie każda, tylko filozofia bliska realnej rzeczywistości i zarazem bliska codziennego życia i trosk z nim związanych. Taka filozofia porządkuje nieład wewnętrzny i nieład otaczającego nas świata wykorzystując podstawową umiejętność dostępną każdemu rozumnemu człowiekowi, umiejętność myślenia. Filozofia ta jest refleksją nad tym, co istnieje, refleksją przenikniętą mądrością i doświadczeniem. To filozofia, która wskazuje naprawdę i podkreśla jej znaczenie dla dobrego życia. Filozofia ta jest uprawą ducha, drogą do doskonałości, którą osiągamy poprzez poznawanie i kontemplację.
Czy w terapii chodzi bardziej o wzór, o model życia, o metodę czy o umiejętność? Czy zatem możemy się nauczyć żyć? A w tym kontekście, kogo właściwie zastępuje nam terapeuta?
W terapii filozoficznej nie mówimy o wzorze, modelu życia, o metodzie, czy umiejętności, mówimy tu o umiłowaniu mądrości, pytamy się zawsze o to, co mądre, dobre i ludzkie. Filozof terapeuta jest naszym towarzyszem w myśleniu, w drodze do umiłowania mądrości. Jest też naszym lustrem, w którym widzimy siebie w prawdzie, które pozwala nam lepiej siebie samego poznawać i też uświadamiać sobie stany, których nie akceptujemy i nie możemy z nimi żyć. Filozof terapeuta nie traktuje człowieka jak pacjenta, a siebie jak lekarza i nie stosuje określonej metody. Każdy człowiek jest dla niego zdroworozsądkowo myślącą istotą, znającą siebie samego najlepiej i godną szacunku osobą odczuwającą jakiś dyskomfort duchowy, którego nie potrafi dłużej znieść. Takie stany dyskomfortu są naturalne dla każdego człowieka i każdy ich mocniej lub słabiej czasami w życiu doświadcza, ale trwanie w tym stanie nie jest już normalne, tym bardziej ucieczka od nich. To jest moment, by się zatrzymać i to zmienić. Pytanie tylko, co i jak zmienić? Tu właśnie pomoże nam myślenie i mądrość, którą nam przekazali filozofowie, ale nie tylko filozofowie, także zwykli, ale mądrzy ludzie, którzy przekazują nam tę wspaniałą wiedzę o tym, jak sobie w takich stanach radzić.
W książce zatytułowanej „Człowiek - rzecz czy osoba?…” pisze Pani o postmodernizmie. Co to jest postmodernizm? Czy możemy go zdefiniować w kilku zdaniach? Dlaczego w kontekście postmodernizmu zastanawiamy się, czy człowiek jest rzeczą czy osobą?
Myślenie postmodernistyczne opanowało cały świat. Poprzez obszerną eseistykę, literaturę, sztukę, architekturę i przede wszystkim massmedia wywiera ogromny wpływ na opinię publiczną i pojedynczego człowieka. Postmodernizm bardzo trudno zdefiniować, bo właśnie to jest jedna z jego cech, że każdy, kto o nim pisze może tworzyć i tworzy swoją własną definicję postmodernizmu. Postmodernizm odrzuca homogeniczność epistemologiczną, aksjologiczną i społeczno-polityczną. Wszystko jest dozwolone, nawet w nauce, według zasady anything goes Paula Feyerabenda, która w zasadzie dotyczyła metod nauki czy filozofii, ale zastosowano ją właściwie do wszystkich dziedzin ludzkiej aktywności. „Wszystko ujdzie”, bo nie istnieją żadne obiektywne normy czy kryteria, wszystko zależy od uwarunkowań historycznych (materializm historyczny, relatywizm), które się zmieniają (wszystko płynie). To, co „dziś” uznajemy za dobre, „jutro” może być już uznane za złe, to, co jest dobre w określonym kręgu kulturowym, w innym jest złe, przy czym nie ma kultur wyższych i niższych, mówiąc w uproszczeniu: lepszych i gorszych itd. Nie ma sensu promować – znów w uproszczeniu – „cywilizacji białego człowieka”, bo inne cywilizacje są równie dobre itd.
Według poststrukturalistów, postmodernizm jest nurtem negacji, podejrzenia, demaskowania, demitologizowania, podważania, kwestionowania i destrukcji . Generalnie króluje wspomniana zasada „wszystko ujdzie”, i zapewne dlatego wszyscy się w tym gubimy nie znajdując punktów oparcia, odniesienia, wszystko się osuwa, odpływa, załamuje, w końcu odpływamy z tym „ściekiem” także my sami.
Zastosowanie tej zasady w „środowisku ludzkim”, w życiu człowieka, doprowadziło do tego, że człowiek wszystko podporządkował uzyskaniu maksymalnej korzyści i przyjemności, nieważne, jakim kosztem uzyskanej, choć naczelnym kryterium jest tu efektywność, swego rodzaju mechaniczna sprawność. W tym celu niszczy się i dewastuje środowisko naturalne, ale też siebie samego i drugiego człowieka. Człowiek staje się zatem rzeczą, narzędziem, środkiem, przedmiotem wykorzystywanym do osiągania jak największych zysków, na jak największym, najlepiej globalnym obszarze i w jak najkrótszym czasie. To jedna z przyczyn rozrastania się obszarów biedy i szeroko pojętego ubóstwa, także duchowego przy jednoczesnym wciąż się zwiększającym bogactwie wąskiej grupy – „elity ludzkości”, tych współczesnych właścicieli miliardów niewolników, czyli reszty ludzi.
Wydawałoby się, że od tego nie ma odwrotu, ale tak nie jest. Człowiek jest w stanie uświadomić sobie swoją prawdziwą ludzką naturę i wejść w relacje osobowe z drugim człowiekiem, zwłaszcza miłości i przyjaźni, człowiek może być dla drugiego człowieka i siebie samego człowiekiem – osobą, i zobaczyć w drugim osobę.
Czy różnego rodzaju portale internetowe, czasami tylko „obrazkowe”, zdjęciowe, gdzie pojawiają się i są śledzeni, komentowani, uwielbiani lub hejtowani celebryci to zjawisko z obszaru postmodernizmu?
Dokładnie tak. To jest zgodne z postmodernistyczną zasadą anything goes, wszystko wolno i za każdą cenę. To jest właśnie przykład, jak człowiek sam siebie traktuje jako rzecz do obróbki i wystawiania na światowym rynku próżności, by zdobywać! Ale tu od razu pytamy, co zdobywać? Sławę? Pieniądze? Na jak długo? I nikt nie myśli o tym, co się stanie, kiedy to się nagle urwie, skończy. Zygmunt Bauman pisze o tym okrutnie. Tacy ludzie stają się ludźmi śmieciami, nikomu nie potrzebnymi i lądują na światowym wysypisku bez żadnych ludzkich relacji, więzi, w jakimś sensie bez godności, której się sprzeniewierzyli…
Kto potrzebuje terapii filozoficznej? Zresztą w nawiązaniu do poprzedniego pytania i zarazem z potrzeby ukonkretnienia naszej rozmowy, czy Pani zdaniem, terapii filozoficznej potrzebuje np. kobieta, która przechodząc kolejne operacje plastyczne upodabnia się do lalki Barbie? Więcej, czy takiej terapii potrzebują lekarze dokonujący tych operacji? A może jest wręcz odwrotnie, może tej terapii potrzebują ci, którzy stawiają takie pytania?
Coraz więcej pisze się o tym, że już 25-30% ludzi w najbardziej rozwiniętych krajach potrzebuje opieki psychologiczno-psychiatrycznej. Ci wszyscy ludzie potrzebują terapii filozoficznej i to zanim udadzą się do psychiatry po wspomaganie farmaceutyczne, bo człowiek to nie tylko struktura procesów biologiczno-chemicznych. Każdy człowiek potrzebuje terapii, kiedy odczuwa pewien dyskomfort duchowy, napięcia, które przeszkadzają mu żyć, spać i spokojnie funkcjonować, nie mówiąc już o braku poczucia bezpieczeństwa czy braku odczuwania życia jako dobra, czy też braku radości istnienia i poczucia szczęścia. Może wtedy się zatrzymać i rozpoznać w prawdzie swój stan i zacząć sam, albo z pomocą filozofa poszukiwać takiej terapeutycznej mądrości, która pomoże mu znaleźć odpowiedź na pytanie, co i jak zmienić w jego życiu, by uzyskać stan harmonii duchowej, zgodę ze sobą, ze współistniejącymi i z otaczającym go światem, dla dobra swojego i wspólnego.
Odpowiadając na pytanie o Panią upodobniającą się do lalki Barbie i do Pań i Panów (nie lekarzy, bo lekarz leczy, a nie obrabia człowieka jak rzecz) wykonujących tego typu „przeróbki” człowieka, mogę powiedzieć, że terapia filozoficzna jest skuteczna tylko wtedy, kiedy człowiek sam o niej zdecyduje. Kiedy – tak to ujmijmy – zatrzyma się i zastanowi, czy dalej chce brnąć w to, co go opanowuje, stając się na przykład jego nałogiem, czy jednak chce zmiany. Oczywiście osoba bliska i jednocześnie mądra może podjąć wysiłek ostrzegania wcześniej zauważywszy u swej koleżanki czy kolegi, syna czy córki itd. niepokojące objawy, ale – powtarzam – to potrzebujący terapii musi zdecydować o jej podjęciu. Nikt tego za niego nie zrobi, nikt go do tego nie zniewoli.
Jesteśmy na ogół przekonani, że lekarza potrzebuje chory… Nie ma z tym problemu, gdy chodzi np. o grypę, ale co ma nas przekonać, że potrzebujemy terapii filozoficznej? Gdy mówimy do osoby bliskiej: „Z tym bólem brzucha powinieneś iść do lekarza”, to na ogół jest to rozumiane jako wyraz naszej troski o tę osobę i raczej nie jest odbierane jako nieuprawniona ingerencja w jej życie prywatne. Ale czy odważy się Pani powiedzieć do kogoś, nawet właśnie osoby bliskiej: „Człowieku, jak ty żyjesz? Co robisz ze swoim życiem! Tobie potrzebna jest terapia filozoficzna”?
Kiedy widzę, że z człowiekiem dzieje się coś niedobrego, kiedy gubi się i działa na swoją szkodę, to nie proponuję mu terapii, tylko jak człowiek - przyjaciel pytam go, jak się czuje, a jeżeli odpowiada, że źle, to pytam dalej: czego w swoim życiu nie akceptuje, co go męczy i z czym jest to związane. Zawsze próbujemy uchwycić stan ducha w prawdzie i szukamy dróg wyjścia z trudnej sytuacji. Z każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji jest ludzkie wyjście. Skupiamy się na tym, by podjąć konkretne decyzje i uruchomić działanie prowadzące do zmiany tego stanu. Jeżeli jednak w tym momencie człowiek, współistniejący, nie jest skłonny do rozmowy, to trzeba z nim po prostu w milczeniu być i nigdy nie dać się zbyć. Tu potrzeba delikatności, wielkiego wyczucia, a raczej szacunku dla godności ludzkiej, potrzeba miłości do drugiego człowieka, by mu w takich stanach towarzyszyć i pomóc wejść na drogę do, najpierw, harmonii wewnętrznej, a potem ładu ze współistniejącymi i wszystkim, co człowieka otacza. To czasami żmudny proces, ale cały czas towarzyszy mu radość, jaką daje obcowanie ze współistniejącym, wspólne poznawanie i realizowanie dobra.
Podsumowując, terapia filozoficzna, nie jest właściwie niczym nowym. W Europie i na świecie obserwujemy jej rozwój od roku 1980. Można na ten temat znaleźć już dużo materiałów i informacji, najwięcej w języku angielskim i niemieckim. Na szczęście, lepiej późno niż wcale, również w Polsce są już filozofowie, którzy prowadzą terapię filozoficzną. W języku polskim ukazują się też artykuły i książki na ten temat. Powtórzmy też, że terapii filozoficznej w żadnym wypadku nie można porównywać z terapią psychologiczną, ani z psychoanalizą. Jest to poważna alternatywa dla tych terapii i bardzo dobrze, że mamy taki wybór. Wszystkich zachęcam do umiłowania mądrości, do filozofii, a potrzebującym terapii mówię: teraz jest wybór.
Rozmawiał Tomasz Plaskota
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/381343-nasz-wywiad-dr-urszula-wolska-czy-filozofia-moze-byc-terapia-zdecydowanie-tak