To nieprawdopodobne, że zamiłowanie do pielęgnowania klęsk jest obecne również wśród przedstawicieli młodego pokolenia, które już dawno powinno pozbyć się postkolonialnych kompleksów. Przykład? Adam Andruszkiewicz rozpalony telewizyjnymi emocjami.
Stefan Hula - to on dał dziś nadzieję Polakom i sprawił, że najlepszym skoczkom Świata zatrzęsły się nogi. Panie Stefanie, dla nas i tak jest Pan Mistrzem!
— napisał na Twitterze poseł koła Wolni i Solidarni.
Przy całej sympatii do Adama, muszę przyznać, że dawno nie czytałem większych bzdur okraszonych insurekcyjną retoryką. I machnąłbym ręką na niewinny z pozoru wpis, gdyby nie fakt, że postawa prezentowana przez Andruszkiewicza jest po prostu szkodliwa. Okazuje się bowiem, że możesz zawalić, zawieść nadzieje, nie sprostać wyzwaniu, ale nic się nie stało - jesteś bohaterem.
Otóż nie. Polska nie jest krajem trzeciego świata, tylko liczącą się reprezentacją (przynajmniej jeśli chodzi o skoki), a rodzimi skoczkowie występują na igrzyskach w roli faworytów. W decydującym momencie nie stanęli na wysokości zadania. I tyle. Trudno, zdarza się, nie ma co załamywać rąk. Oby chłopaki zrewanżowali się w konkursie na dużej skoczni i w konkursie drużynowym. Tylko po co dorabiać do tego ideologię? Doprawdy, trudno zrozumieć, że taki przekaz serwuje przedstawiciel młodego pokolenia endeków, których ma cechować realizm.
Dość już tego karmienia się złudzeniami. Do roboty! Oby sportowa złość przerodziła się w krążki na szyjach Polaków. A wtedy pierwszy będę nazywał Stefana Hulę mistrzem. Teraz jest 5. zawodnikiem igrzysk, który stracił prowadzenie po pierwszej serii. To i tak niezły wynik.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/380897-nie-zalamujmy-rak-ale-przestanmy-celebrowac-porazki-adamowi-andruszkiewiczowi-do-sztambucha