Wywołane przez burzę, rozpoczętą przez izraelskiego polityka Yaira Lapisa? a może lata temu, kiedy żydowskie organizacje w Ameryce upomniały się o mienie ofiar Holokaustu, którzy nie pozostawili spadkobierców? jak grzyby po deszczu pojawiają się kolejne dowody masowego ratowania Zydów przez Polaków. 4 lutego ambasador RP w Bernie Jakub Kmoch przedstawił w Muzeum Pamięci o Shoah w Paryżu dokumenty o polskich dyplomatach w Szwajcarii, którzy w czasie wojny ocalili tysiące Zydów, dostarczając im fałszywych paszportów państw latynoamerykańskich. Jeszcze jeden ciąg wydarzeń, z którego Polska i Polacy mogą być dumni. Ciekawe, kiedy wreszcie powstanie hollywoodzki blockbuster, wyreżyserowany przez Stevena Spielberga, podobny do „Listy Schindlera”, który opowie światu o tym, jak kraj okupowany, gdzie za pomoc Zydom groziła kara śmierci, uratował kilka tysięcy skazanych na śmierć. Oto kolejna taka historia, bardziej „filmowa” niż ta z Schindlerem w roli głównej.
Dokumenty, zaprezentowane przez Jakuba Kmocha dowodzą, że polski poseł w Bernie, Aleksander Ladoś, wspólnie z organizacjami żydowskimi w Szwajcarii i USA, uratował kilka tysięcy polskich Zydów od śmierci w obozach koncentracyjnych. Ze Poselstwo RP w Bernie było miejscem masowej produkcji fałszywych paszportów latynoamerykańskich, głównie paragwajskich i honduraskich przemycanych potem do gett w okupowanej Polsce. Na czym polegał cały proceder? Na używaniu blankietów paszportowych krajów Ameryki Lacińskiej do preparowania fałszywych dokumentów na nazwiska Zydów z gett w okupowanej Polsce, lub też na wystawianiu dokumentów, poświadczających obywatelstwo ww. państw. Osoby, zaopatrzone w takie dokumenty twierdziły, że są obcokrajowcami, a więc nie podlegają niemieckim przepisom okupacyjnym. I zamiast do obozów zagłady, trafiały do obozów dla internowanych cudzoziemców, albo do obozów we Francji lub w Niemczech, gdzie znajdowały się pod opieką Czerwonego Krzyża.
Jest to historia równie mało znana co fascynująca! Poselstwo Rzeczpospolitej Polskiej w Bernie zajmowało się m.in. nawiązywaniem kontaktów z przedstawicielstwami państw Ameryki Lacińskiej, znajdowaniem konsulów, skłonnych do udostępniania pustych blankietów lub wypisania na nich dostarczonych nazwisk. Albo kompletowaniem list nazwisk osób przeznaczonych do uratowania. Ich listy, wraz ze zdjęciami, trafiały do Poselstwa RP przez europejskie i światowe organizacje żydowskie, np. przez przewodniczącego Relief Committee for the Warstricken Jewish Population i byłego posła do parlamentu II RP Abrahama Silberscheina czy szwajcarskiego biznesmena polsko-żydowskiego pochodzenia Chaima Eissa, oraz dostarczeniem pocztą zwrotną wypełnionych dokumentów do konsulatów ww. krajów.
Pomysł całej akcji powstał prawdopodobnie w Bernie i był efektem współpracy Poselstwa RP i działaczy organizacji żydowskich. Ale, jak mówi dokument z 1943 roku, odnaleziony w Archiwum Akt Nowych, operacja fałszowania paszportów miała aprobatę ówczesnego polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, czyli jeszcze jeden dowód na to, że Polskie Państwo Podziemne systemowo ratowało swoich obywateli pochodzenia żydowskiego. W tym przypadku zdołało uratować tysiące Zydów – można się zastanawiać, dlaczego dziś milczą? Najprawdopodobniej zgodę MSZ miały także inne działania Aleksandra Ladosia: udostępnianie przez Poselstwo łączności radiowej organizacjom żydowskim, pośrednictwo w przekazywaniu pieniędzy, zebranych przez amerykańskie organizacje żydowskie na rzecz europejskich pobratymców oraz organizowanie i przerzucanie do Polski paczek żywnościowych oraz leków. Ponadto, w latach 1940-42 Poselstwo informowało także rząd polski w Londynie o swoich staraniach, by nie dopuścić do wydawania Niemcom polskich uchodźców żydowskiego pochodzenia, schwytanych na granicy szwajcarsko-niemieckiej.
A teraz - kim był ówczesny chargé d’affaires a.i. Aleksander Ladoś? Był doświadczonym dyplomatą, byłym posłem w Rydze, konsulem generalnym w Monachium, a w latach 1939-40 przez krótki okres czasu - ministrem polskiego rządu. W maju 1940 roku – ponieważ nie otrzymał zgody od Turcji, dokąd miał pojechać jako ambasador - został skierowany do Szwajcarii. Z uwagi na obawy rządu federalnego przed protestami Niemiec, pracował na terenie Szwajcarii tylko jako kierujący placówką chargé d’affaires, grzecznościowo tytułowany „posłem”. Stanowisko to sprawował do roku 1945. Potem przez pewien czas mieszkał w Szwajcarii, następnie we Francji, skąd na przełomie lat 50. i 60. powrócił do Polski. Zmarł w 1963 roku. Poseł Aleksander Ladoś nie tylko zapewniał „parasol ochronny” całej ogromnej akcji wystawiania fałszywych paszportów Zydom, chroniąc ich od śmierci, lecz i do końca wojny bronił swoich podwładnych przed zarzutami szwajcarskich władz, żądając od nich zaprzestania działań, wymierzonych w akcję produkcji fałszywych dowodów. Poseł Aleksander Ladoś najpierw odmawiał zwalniania tych ludzi, a potem starał się, via polski rząd w Londynie, o etaty dyplomatyczne, jak w przypadku pracownika żydowskiego pochodzenia, Juliusza Kuhla, tak by mógł skorzystać z immunitetu.
Ale dzielny poseł Aleksander Ladoś nie był sam. W akcję produkowania fałszywych ID zaangażowani byli także jego zastępca Stefan Ryniewicz, konsul Konstanty Rokicki i wspomniany już Juliusz Kuhl. Ile fałszywych paszportów udało się wyprodukować, a więc ile istnień ludzkich uratować? Organizacja Agudas Yisrael w podziękowaniach w 1945 roku do polskiego rządu, określa liczbę tych dowodów tożsamości na kilka tysięcy, a ocalonych „na kilkaset osób”. Inne dane mówią o kilku tysiącach osób. Warto także dodać, że władze szwajcarskie nie były szczęśliwe z powodu tej całej niebezpiecznej akcji Poselstwa RP. Polscy dyplomaci byli śledzeni przez policję, a pracownicy bez immunitetu – przesłuchiwani. A w momencie wykrycia całej sprawy latem 1943 roku, Szwajcarzy rozważali cofnięcie polskim konsulom exequatur – jak stało się to w przypadku współpracującego z Poselstwem honorowego konsula Paragwaju, Rudolfa Huglego. Ostatecznie władze szwajcarskie wystosowały do Poselstwa tylko ostrzeżenie o „niedopuszczalności podobnych działań”.
Na koniec trzeba koniecznie powiedzieć, że pracownicy Poselstwa w swej pomocy w wystawianiu fałszywych paszportów byli całkowicie bezinteresowni. Fundusze otrzymywane przez Poselstwo od organizacji żydowskich czy osób fizycznych trafiały w formie łapówek do konsula honorowego Paragwaju Rudolfa Huglego oraz innych konsulów, którzy pobierali za paszport od 100 do 2000 franków szwajcarskich. Fakt ten znalazł potwierdzenie w zeznaniach samego Huglego. A teraz pytanie: jakie dokumenty dowodzą udziału w tej akcji Polaków – pracowników Poselstwa w Bernie? Otóż w latach 1942-46 sprawa ta była przedmiotem wewnętrznej korespondencji władz Szwajcarii, krążącej między Ministerstwem Spraw Zagranicznych, Spraw Wewnętrznych, Sprawiedliwości, Policją Federalną i kantonalną, a także Policją ds. Cudzoziemców. A w ubiegłym roku dziennikarzom Dziennika.Gazety Prawnej, Zbigniewowi Parafianowiczowi i Michałowi Potockiemu, udało się dotrzeć do wewnętrznych notatek MSZ – w tym notatki na temat interwencji posła Ladosia u ministra SZ Marcela Pilet – Golaza – oraz do korespondencji między przedstawicielami diaspory żydowskiej a Poselstwem i Nuncjaturą Apostolską w Bernie. A także do zeznań osób zamieszanych w sprawę, oraz indywidualnych i zbiorowych podziękowań do pracowników Poselstwa, wysyłanych bezpośrednio lub do rządu polskiego w Londynie. I nie ma wątpliwości, że – obok organizacji Zegota, ratującej Zydów w Polsce - była inna, także na wielką skalę, która rozegrała się tym razem za granicą, w Szwajcarii.
Ta tyleż szlachetna, co spektakularna akcja do tej pory była praktycznie – nawet pośród szwajcarskiej Polonii - nieznana. Pośród Zydów znana była tylko częściowo – że taki fakt miał miejsce – ale nie kojarzono tego z działalnością polskiego Poselstwa w Bernie. Teraz ta trwająca przez długie cztery wojenne lata historia bohaterstwa kilkorga ludzi, którzy uratowali przed Holocaustem kilka tysięcy, została nareszcie ujawniona. I największy czas, żeby pisał o tym i mówił cały świat. A tym samym oddał cześć i hołd już nie bezimiennym, bohaterom z Warszawy. Prezentacja tych dokumentów w Muzeum Pamięci o Shoah w Paryżu, przez polskiego ambasadora w Bernie, Jakuba Kmocha, to krok w tym właśnie, dobrym kierunku.
Tekst opublikowany na stronie SDP.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/380719-jeszcze-jedna-biala-plama-w-stosunkach-polskozydowskich