Po roku 1989 notowaliśmy w Polsce stały spadek demograficzny, związany z mniejszą liczbą urodzeń i większą emigracją. Sprzyjała temu postawa kolejnych władz, które lekceważyły politykę prorodzinną i pronatalistyczną. Dopiero od dwóch lat procesy te powoli u nas wyhamowują.
Warto jednak spojrzeć na mniejsze kraje, w których podobne zjawiska mają znacznie poważniejsze konsekwencje, jak np. dla sąsiedniej Litwy. Od momentu uzyskania niepodległości populacja tego państwa skurczyła się o jedną czwartą. W 1990 roku mieszkało tam 3,7 mln ludzi, dziś natomiast tylko 2,8 mln. Według prognoz Eurostatu w 2030 roku będzie ich 2,4 mln., zaś w 2040 – już tylko 2 mln.
Główną winę za demograficzną implozję ponoszą dwa czynniki. Po pierwsze: mniejsza dzietność, która spowodowała, że od upadku komunizmu liczba urodzin na Litwie spadła o jedną trzecią. Po drugie: emigracja, która proporcjonalnie do liczby ludności kraju pozostaje najwyższa w Europie. Na przykład w 2016 roku opuściło kraj 51 tys. osób. Mało tego: według badań socjologicznych aż 90,4 proc. młodych Litwinów deklaruje, że są gotowi wyjechać na stałe za granicę, gdyby w innym państwie znaleźli dobrze płatną pracę w swojej specjalności. Za tymi danymi kryje się niski poziom optymizmu społecznego i niewiara w pomyślną przyszłość kraju.
Polityka państwa sprzyja pogłębianiu się nierówności społecznych – bujnemu rozkwitowi Wilna towarzyszy zapaść prowincji. Na przykład 20 proc. obywateli Litwy o najwyższych dochodach zarabia się 7,5 razy więcej niż 20 proc. osób o najniższych dochodach. Tak rażącej dysproporcji nie ma np. na sąsiedniej Łotwie, nie mówiąc już o Estonii, która we wszystkich wskaźnikach gospodarczych bije Litwę na głowę. Według oficjalnych danych w kraju naszego północno-wschodniego sąsiada żyje w ubóstwie 630 tys. mieszkańców, czyli 22 proc. tamtejszej populacji.
Litwa wyludnia się i staje demograficzną pustynią. Jest aż kilkadziesiąt gmin, gdzie w ciągu roku nie urodziło się ani jedno dziecko. Są też takie, w których na 1 km kwadratowy przypada zaledwie 5 mieszkańców. Depopulacja to w dłuższej perspektywie zagrożenie dla bezpieczeństwa narodowego i rozwoju gospodarczego państwa. Bez wzrostu demograficznego niemożliwe będzie nie tylko utrzymanie dobrobytu, lecz także zachowanie systemów socjalnych i świadczeń emerytalnych na obecnym – i tak już niskim – poziomie. Bez stałego przyrostu naturalnego nie da się zbudować pomyślności ekonomicznej, ponieważ starzenie się społeczeństwa nie pozwala zaspokoić w pełni potrzeb odnowy i rozwoju technologicznego. Ratunkiem w tej sytuacji może być jedynie sprowadzanie imigrantów, ale w dużej liczbie mogą oni z czasem zmienić oblicze kulturowe kraju.
Problemy, z którymi boryka się Litwa – kryzys demograficzny, spadek urodzeń, duża emigracja, brak polityki prorodzinnej i pronatalistycznej, rozwój metropolii przy zaniedbaniu peryferii czy rosnące nierówności społeczne – to w znacznej mierze również nasze problemy. Do czego mogą one prowadzić w dłuższej perspektywie widać dziś na Litwie. To tylko różnica skali. Mniejszy kraj jest w trudniejszej sytuacji niż większy, ponieważ bolesne konsekwencje dopadają go wcześniej. Tam „zwijanie się państwa” postępuje szybciej. Warto byśmy nie szli podobną drogą, bo wtedy nie uciekniemy przed skutkami tego wyboru.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/375146-czy-litwa-zamieni-sie-w-demograficzna-pustynie-zwijanie-sie-panstwa-wkracza-w-krytyczna-faze