Felieton ukazał się w świątecznym numerze tygodnika „Sieci”
Obecna władza wydzieliła z terytorium Warszawy plac Piłsudskiego podobno po to, aby ukradkiem postawić tam pomnik smoleński, a może jeszcze gorzej – pomnik Lecha Kaczyńskiego. Tak przynajmniej mówią teorie spiskowe rozpowszechniane przez media związane z opozycją. Przy okazji część wspomnianych mediów pryncypialnie skrytykowała polską pomnikomanię. Że to taka przypadłość prawicowych ciemnogrodzian nad Wisłą, by stawiać monumenty na prawo i lewo.
Jeśli z upamiętnianiem historycznych wydarzeń i bohaterów jest jakiś problem, to dotyczy tego, kogo uczcić. Taki wybór to znacząca decyzja, bo wskazuje przyszłym pokoleniom, co było ważne dla ich przodków – a w państwie wolnym i demokratycznym trudno zburzyć raz postawiony pomnik. Radni Platformy w Bydgoszczy mogli zmienić nazwę mostu Lecha Kaczyńskiego na Uniwersytecki, ale czy mieliby śmiałość, żeby zrzucić tragicznie zmarłego prezydenta z cokołu? Pomniki obala się tylko w momentach rewolucyjnych. Stąd ogromny niepokój przeciwników obecnego rządu. Gdyby na placu Piłsudskiego stanął monument mający uczcić Lecha Kaczyńskiego, nie dałoby się już go wygumkować z polskiej historii i z pamięci przyszłych pokoleń.
Wszystkich tych, którzy krytykują nadmiar pomników w Polsce, należałoby wysłać choćby na krótką wycieczkę do Londynu, który cały jest monumentem podupadłego imperium brytyjskiego. Także tam przekonają się, że pomnikomania to nie przypadłość ciemnogrodu. Każda władza, także światła, nowoczesna, chce mieć swoje pomniki. Dlatego w stolicy Zjednoczonego Królestwa kilkanaście lat temu stanął monument poświęcony „wszystkim zwierzętom, które służyły i zginęły wraz z brytyjskimi i sprzymierzonymi siłami w wojnach i kampaniach na przestrzeni wieków”. Dopisek na pomniku brzmi tak dramatycznie, że aż komicznie: „Nie miały wyboru”.
Podczas wizyty w Hiszpanii spotkałem się z przypadkami jeszcze bardziej poprawnymi politycznie. Poświęcony Waltowi Disneyowi pomnik Kaczora Donalda był nawet sympatyczny. Stojący nieopodal katedry w Walencji, sławiący tolerancję monument (w kształcie kilku połączonych zielonych liter) był po prostu ohydny. A pomnik oddający cześć energii odnawialnej – kilkumetrowa nierdzewna obręcz ze skrzydełkami – już tylko zabawny.
Ja, szczerze mówiąc, wolę na cokole Kaczyńskiego niż takie dziwactwa.
Autor jest szefem portalu tygodnik.tvp.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/374034-nierdzewne-skrzydelka-na-cokole-pomniki-obala-sie-tylko-w-momentach-rewolucyjnych