Walka ze smogiem, za którą ostro zabiera się rząd, jest koniecznością. Chodzi o zdrowie Polaków, ale także o realizację aspiracji do lepszego życia, które rosną i będą rosły po zaspokojeniu podstawowych potrzeb materialnych. Sukces takich programów jak 500+ czy zabiegów o wzrost płac automatycznie rodzi kolejne oczekiwania, i dobrze, że ekipa rządząca zdaje sobie z tego sprawę. Nieprzypadkowo niewypowiedzianym mottem expose premiera Mateusza Morawieckiego była „jakość życia”.
Jednocześnie sprawa smogu jest ostrzeżeniem, by patrzeć na świat, w tym na Polskę, realnie. W tych samych serwisach informacyjnych słyszymy o elektrycznych samochodach, którymi mamy jeździć już za kilka lat, i o ludziach palących w swoich piecach plastikami, zużytymi butelkami, o zwykłych śmieciach już nie wspominając.
To wszystko trzeba wyważyć. Także w kontekście innych priorytetów rządu, zwłaszcza działań na rzecz rodziny.
Tymczasem dzisiejsza „Gazeta Wyborcza” twierdzi, że wśród działań antysmogowych rząd planuje (w ramach ustawy o elektromobilności) wprowadzenie przepisów, które umożliwią samorządom tworzenie „stref czystego transportu”. Zaczną powstawać już latem przyszłego roku. Będą do nich mogły wjeżdżać bez ograniczeń auta elektryczne; auta na silniki benzynowe, ole napędowy i gaz będą musiały płacić - nawet do 30 złotych dziennie. Z opłaty mają zostać wyłączone auta mieszkańców centrów miast.
Ten pomysł budzi wiele wątpliwości. Oznaczał będzie przyjęcie kursu, który w oczywisty sposób uderza w rodziny z dziećmi. Idea korzystania wyłącznie z transportu publicznego, z rowerów niemal niezależnie od pogody, a nawet chodzenia piechotą gdy tylko to możliwie, jest piękna i szlachetna, ale ma swoje brutalne ograniczenia. Trzeba być młodym, zdrowym, mieszkać w centrum, mieć dużo czasu i najlepiej nie mieć dzieci, a już na pewno nie więcej niż dwoje. Jeśli dzieci jest więcej, są w różnym wieku, a do tego czasem któreś choruje, praktyczne wyeliminowanie samochodu (a taki skutek miałaby opłata dzienna w wysokości 30 złotych dziennie) oznaczać będzie nowy rodzaj społecznego wykluczenia, przede wszystkim rodzin wielodzietnych. Zwłaszcza tych biedniejszych.
Być może kiedyś przyjdzie na to czas, ale najpierw trzeba, wzorem Londynu, w którym obowiązuje „congestion charge”, rozbudować metro i system pociągów podmiejskich. Modernizacja Polski musi przebiegać adekwatnie w stosunku do naszego poziomu rozwoju. Platforma poległa m. in. dlatego, że papugowała wzory zachodnie (np. wiek emerytalny) nie oglądając się na lokalne warunki społeczne i gospodarcze.
Jeśli chcemy zachować nasz model społeczny, jeśli chcemy ochronić rodzinę przed globalną kulturą samotnego człowieka/konsumenta, musimy myśleć samodzielnie. Także w sferze urządzania naszych miast.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/373902-oplata-za-wjazd-do-centrum-miasta-to-bedzie-nowy-rodzaj-spolecznego-wykluczenia-przede-wszystkim-rodzin-wielodzietnych