Mateusz Kijowski zbiera pieniądze na życie. Bo nie ma na bilet. A nie ma na bilet, bo nie ma pracy. W Warszawie, gdzie w wielu branżach to praca szuka ludzi. Ale w żalach Kijowskiego jest coś na rzeczy: o pracę prestiżową, niezobowiązującą, dobrze płatną, w jego środowisku rzeczywiście dziś dużo trudniej niż jeszcze 2 lata temu.
Kijowski dowodzi, że niektórzy ludzie nigdy nie dorastają, na zawsze pozostają dużymi dziećmi. Żadna to nowość, i w sumie banalna. O tyle jednak istotna, że fala antypisowskiej rewolty wyniosła tego człowieka na sam szczyt. Stał przecież na niejednej scenie, i to w roli gospodarza, obok Schetyny, Kosiniaka-Kamysza, Petru. Tusk słał mu ciepłe słowa, celebrowano go na brukselskich salonach. To była błyskawiczna kariera.
Nie był sam. Opozycyjna fala roku 2015-go poniosła wysoko także Ryszarda Petru. W nim też z kolei było coś z dziecka: przekonanie, że każdy może strzelać gole tak jak gwiazdy futbolu w telewizji, że to w sumie proste. Szybki sukces jeszcze bardziej zamazał mu samoocenę. A między komentowaniem polityki czy nawet jej obserwowaniem z bliska a uprawianiem jest kolosalna różnica. No i te ciśnienia, które spadają na ludzi przychodzących z innych środowisk, wyrwanych z ustabilizowanego życia, narażonych na pokusy. Łatwo spłonąć.
Ten nowy opozycyjny nabór jest uroczy. Np. Kamila Gasiuk-Pihowicz, jedna z najważniejszych twarzy Nowoczesnej, nie może wyjść z roli (nad)aktywnej prymuski ostatnich klas licealnych. Wszyscy wokół już wiedzą, że życie to skomplikowana sprawa, z wyjątkiem prymuski właśnie, która wciąż wyrywa się pierwsza do odpowiedzi. To pokrzykiwanie na posła Piotrowicza było zwyczajnie trudne do zniesienia; i nie chodzi tu o treść, ale o styl, o dziwną intensywność tych zabiegów. Tak się w polityce daleko nie zajdzie.
Jeden ze starych stażem pisowców powiedział mi kiedyś: dziś nie da się już zbudować od nowa silnej partii. W każdym razie nie szybko, nie wciągu kilku lat. Nowe kadry wyglądają ładnie na zdjęciach, ale później jest już tylko gorzej. Albo z szafy wypadają jakieś trupy, albo nie potrafią oprzeć się pokusom, albo okazują się groteskowi, albo po prostu leniwi. Może z co dziesiątego coś będzie… I coś w tym jest.
Nie tylko w polityce. Jeden z redaktorów „Wyborczej”, podsumowując swój kilkuletni dorobek, ocenił, że jego zasługą jest „odmłodzenie redakcji”. Fakt, rzecz nie prosta, bo reforma edukacji z lat 90., likwidująca licea, nie pomogła naszemu zawodowi. „Wyborcza” młodych znalazła, co w jej sytuacji nie było pewnie dużym problemem, ale sądząc po ostatnich doniesieniach, nieco dziwni to ludzie, i nie chodzi tylko poglądy. Pewnie starszym redaktorom wydawali się bardzo fajni, i może nawet fajni są. Ale i oni egzaminu nie zdali. Marny ich los, bo szkodzenia firmie-matce „GW” nigdy nie przebacza.
Sir Alex Ferguson, słynny trener Manchesteru United, powiedział kiedyś: „working hard is a talent”. Umiejętność ciężkiej pracy, zdolność do wytrwania na raz obranej ścieżce bez wielkich wpadek, odrzucenie dróg na skróty - to rzeczy tak w polityce, jak i w zwykłym życiu naprawdę cenne, a tak często niedoceniane. Na szczęście ostatnich miesięcy niosą pewną pociechę. Ale bez przesady z optymizmem: wielu picerów wciąż bezkarnie święci tryumfy, karmiąc otoczenie pozorami. Także, rzecz jasna, na prawicy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/369317-nowe-kadry-wygladaja-ladnie-na-zdjeciach-ale-pozniej-jest-juz-tylko-gorzej-kibic-to-jeszcze-nie-pilkarz
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.