Andrij Pawłyszyn to wybitny ukraiński tłumacz polskiej literatury. Postać naprawdę zasłużona - piszę to bez ironii - na niwie relacji miedzy naszymi krajami, w przeszłości parokrotny beneficjent stypendiów fundowanych przez polski rząd.
I tenże Pawłyszyn pozwolil sobie jakiś czas temu na sugestie, jakoby obecna Polska miała wobec Ukrainy pretensje graniczne. Przecież bez dwóch zdań wiedząc, że to nieprawda. A teraz określił Łukasza Adamskiego, historyka, badacza ukraińskiej historii i wicedyrektora podporządkowanego polskiemu rządowi Centrum Współpracy Polsko - Rosyjskiej mianem „agenta wpływu Kremla”. Dlatego, że Adamski dyskutuje ze skierowanymi przeciw Polsce tezami ukraińskiej polityki historycznej.
Można by to skomentować na kilka sposobów. Ale narzuca się przede wszystkim taka refleksja: otóż nadużywanie przez Ukraińców (i niestety nie tylko przez nich) argumentu pt.reductio ad Putinum, określanie wszystkich nie podzielających opinii, jakoby ze względu na rosyjski ekspansjonizm trzeba było niewolniczo zawsze postępować odwrotnie niż chciałaby Rosja mianem rosyjskich agentów - przynosi pewien skutek. Skutek sprzeczny z celami używających tego estetycznego chwytu.Taki mianowicie, że tego rodzaju zarzuty tracą moc.
Bo nazywanie kogokolwiek „rosyjskim agentem” przestaje cokolwiek oznaczać.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/369077-jesli-kazdy-bedzie-nazywany-rosyjskim-agentem-to-te-slowa-straca-wszelkie-znaczenie
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.