Minister Bartosz Kownacki – podobnie jak kiedyś Radosław Sikorski – dość nonszalancko wypowiedział się w sprawie Pałacu Kultury i Nauki. Przypomina to w pewnym sensie zabawy piaskownicowe – „wojskowi saperzy daliby sobie radę z wysadzeniem Pałacu Kultury” – mówił w kontekście obchodów 100-lecia niepodległości wiceszef resortu obrony. Dodał, że to byłoby „fajne ćwiczenie, dobre szkolenie”. Otóż to nie zamek z piasku i nie byłoby tak łatwo.
A teraz poważnie. Pałac (d. imienia Stalina) jest pamiątką najgorszych czasów powojennych. Jest sowiecką pieczęcią w środku (bo nie w sercu) Warszawy. Mimo to NIE WOLNO go wyburzać!
A dlaczego? Pałac jest tak uwikłany w kulturę (nie ma bodaj drugiego tak multiplikowanego w tekstach kultury warszawskiego obiektu), że zrósł się z tym miastem na dobre. Musi pozostać widocznym kontekstem.
Jako varsavianista pozwolę sobie na krótki wywód:
W katalogu stołecznych obiektów znaczących do najbardziej kontrowersyjnych należy właśnie on. W badaniach oceniany jako jeden z najbardziej i najmniej lubianych obiektów Warszawy – cóż za napięcie! Powstał w młodości wielu żyjących wciąż warszawian, wpisując się w ich życiorysy. Ci sami warszawiacy mają zarazem w pamięci miasto bez Pałacu – niektórzy znienawidzili go od samego początku. Maria Dąbrowska, obserwując budowę, pisała, że Warszawa będzie leżała u stóp potwora. Bohater Małej Apokalipsy o pałacu mówił:
Ogromna szpiczasta budowla budziła strach, nienawiść, magiczną grozę. Pomnik pychy, statua niewolności, kamienny tort przestrogi. A teraz to tylko wielki barak, postawiony na sztorc (…) Pałac Kultury świeci nieprzyzwoicie tym swoim wzwodem w chmurne niskie niebo.
Olgierd Budrewicz w „Bedekerze Warszawskim” przekonywał:
Opinie o pałacu są nadal podzielone. Eryk Lipiński podtrzymuje, że gmach można by ostrzyc z wieżyczek i ozdóbek, a dyrektor zarządu pałacu Łazuchiewicz, oburza się na ten pomysł.
Sam autor przewodnika zaznaczał, że jego „uczucia do ruskiego prezentu należą raczej do kategorii chłodnych.”
Inne oceny przywoływał Tyrmand:
Jedni widzieli w nim ciężką, rosyjską pięść położoną na mieście, inni łamali ręce nad jego antywarszawską skalą, marksiści jąkali się z zachwytu.
Autor „Dziennika 1954” uważał PKiN za „karłowatego potwora, tandetę, ordynarną pstrokaciznę i chamską rozrzutność, obłąkane zdobnictwo w detalu, lukrowane ozdoby z ciastek przyklejonych do kuchennego kredensu.”
Za życia jednak większości warszawiaków – takich jak ja – Pałac już istniał. Nie wpisywał się w życiorysy. Od początku im towarzyszył – czasem jak zły omen, czasem jako bawialnia, przestrzeń rekreacji (Pałac Młodzieży), koncertowych przeżyć.
Przez lata Pałac został „oswojony” i dziś spełnia wiele warunków decydujących o wysokiej pozycji wśród warszawskich artefaktów znaczących. Występuje w największej ilości tekstów kultury. Stał się bohaterem filmów, książek, piosenek, legend miejskich i przesądów. Doczekał się przezwisk – jak „Pekin”, czy „torcik szalonego cukiernika”.
Mógłbym wiele pisać o wielofunkcyjności, wspaniałych wnętrzach itd. Ale chyba najważniejsza jest prawda, że miasto to ciągłość. Miasto nie jest dane jednemu pokoleniu. Miasto jest nieustannie zapisywane jak palimpsest. Właśnie to nawarstwianie jest tak ekscytujące i ma w gruncie rzeczy wartość dydaktyczną. Jak zburzymy Pałac, to KIEDYŚ BĘDZIEMY BUDOWAĆ JEGO NIEUDOLNE KOPIE i miniatury! A przyszłe pokolenia (choć nie lubię tego stwierdzenia) nam tego nie wybaczą. W dobie baroku niezbyt dużym poważaniem cieszył się gotyk, więc budowle (kościoły) barokizowano - dziś żałujemy. Po wojnie nie szanowano architektury XIX-wiecznej (z wyjątkami w postaci gmachów publicznych). Dziś ubolewamy.
Proszę zwrócić uwagę, że Cytadela Warszawska nie została wysadzona w powietrze przez polskich saperów (choć próby wysadzenia dokonali komuniści w 1923 r. Doszło wtedy do największego ataku terrorystycznego w historii Warszawy! Wybuchła prochownia). A przecież trudno o lepszy przykład uciemiężenia Warszawy niż właśnie terroryzująca miasto Cytadela! Wkrótce zostanie tam otwarte Muzeum Historii Polski i Wojska Polskiego!
Wychowywałem się w okolicach PKiN. Pamiętam wesołe miasteczko, bazar, hale i inne dziadostwa dookólne. Wieczną prowizorkę. Jako dziecko dopytywałem, kto tam mieszkał (jaki król)?
Postrzegam Pałac jako - jak to się raczył wyrazić Konwicki - wielki wzwód. Nie szanuję jego proweniencji, NIE CHCĘ, ŻEBY BYŁ SYMBOLEM WARSZAWY, ale wiem, że za kilkadziesiąt lat będzie najcenniejszym świadectwem najciemniejszego okresu życia miasta. Świadectwa są potrzebne.
A Warszawa już będzie zupełnie inna. Stosunek emocjonalny do Pałacu też już będzie inny. I dobrze.
Czy naprawdę komuś przyszłoby do głowy zastąpienie go kolejnym szklanym domem (lub wiecznym placem budowy)? Przedwojennych kamienic w tym miejscu nie przywrócimy. (Swoją drogą dziwne, że jeszcze nikt nie zgłosił roszczeń!)
Pozycja Pałacu w przestrzeni miejskiej Warszawy już jest osłabiona. Kiedyś był widoczny prawie z Konstancina. Dziś ledwie zza winkla. Może centrum miasto się w końcu znów przesunie? Dajmy czasowi leczyć rany, nie burzmy piramid!
Lepiej odzyskiwać obiekty znaczące niż je obracać w pył. Podobnie jak większym sukcesem jest odwrócenie agenta niż jego eliminacja. Nie muszą spełnić się słowa Jana Brzechwy, który pisał:
Będzie trwał jak wiara w człowieka,
Będzie trwał tak jak miłość dla dziecka,
Będzie trwał tak jak przyjaźń radziecka.”
Pozycja Pałacu w przestrzeni stolicy zależy tylko od tego jakie funkcje i znaczenia mu nadamy dzisiaj. Poza tym – na litość! Trudno o większą atrakcję turystyczną dla zagranicznego zwiedzającego – a to trudno przecenić. W dobie „mody na socrealizm” warto najlepiej wykorzystać koniunkturę. I wykorzystać moment do uczciwego mówienia o wszystkich wymiarach komunizmu – przede wszystkim tych mrocznych – właśnie w kontekście Pałacu.
Od razu też odpowiadam na twierdzenia, że d. cerkiew Aleksandra Newskiego na placu Saskim (obecnie Piłsudskiego) zburzono po I wojnie i że to dobry wzorzec postępowania. Otóż dobry, ale nie dla Pałacu. Cerkiew zniknęła zanim na dobre zaistniała w przestrzeni miejskiej, nie zżyła się z nią. Nie wrosła. Stanęła w miejscu wielce symbolicznym, w którym od dziesięcioleci symbol wypierał symbol. W końcu decyzja o rozbiórce została poprzedzona burzliwymi dyskusjami (a arch. Stefan Szyller przygotował nawet projekt przebudowy na kościół katolicki!). Została rozebrana metodycznie. A elementy cerkwi dziś zdobią m.in. krakowski Wawel!!!
Ciekawe, że gigantomania architektury Pałacu Kultury przyszła nad Wisłę via Związek Sowiecki z Ameryki. Na amerykańskich wieżowcach wzorowali się Rosjanie budując swoich „siedem sióstr Stalina”. Warszawski Pałac z kolei przetwarzał typowo polskie - zdaniem polskich i rosyjskich komunistów - wzorce architektoniczne. Stąd spełnienie wymogu socrealizmu - narodowy w formie. Jakąż wielowątkową lekcję historii można prowadzić w oparciu o ten gmach!
Brzydki, bolesny, ale oswojony i wciąż potrzebny.
PS. Kilka lat temu muzyk Mariusz Adamiak proponował, żeby na iglicę Pałacu nasadzić gigantyczną trąbkę. Coś w tym jest…
Piotr Otrębski (dziennikarz Radia Warszawa, varsavianista)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/367410-jak-zburzymy-palac-kultury-to-kiedys-bedziemy-budowac-jego-nieudolne-kopie