Dzisiaj miałem dyżur poselski, trwał niecałe dwie godziny i tylko w tym czasie zgłosiło się już około 100 osób
— powiedział portalowi wPolityce.pl poseł PiS Dominik Tarczyński.
Uczestnicy Marszu Niepodległości piszą, przychodzą, dzwonią do niego z prośbą o pomoc w złożeniu pozwów przeciwko politykom i mediom, które nazwały ich faszystami.
Magdalena Chudzicka była na marszu z całą rodziną. Jest doktorem sztuki, ma męża lekarza. Przyjechali do Warszawy z Izebelina z czwórką dzieci. Najmłodsze ma 2,5 roku, najstarsza córka - 16 lat. Do biura poselskiego napisała jako jedna z pierwszych.
Jestem w trakcie przeprowadzania konsultacji z prawnikami. Tak naprawdę to trzeba by pozwać dziennikarzy, stacje telewizyjne i polskich polityków. Padły straszne określenia! Słowa Guya Verhofstadta w Parlamencie Europejskim o tym, że „kilka tysięcy faszystów, neonazistów i zwolenników supremacji białej rasy szło 300 km od obozu koncentracyjnego w Auschwitz” to już był szczyt wszystkiego!
Byliśmy z mężem z dwoma wózeczkami. Przemiła atmosfera. Ilekroć dziecko zrzuciło kocyk, to ktoś mi go podał. Wokół nas - wiele rodzin z dziećmi w wózkach. Atmosfera serdeczna. Czułam się tam bezpiecznie, wspaniale
— mówi Magdalena portalowi wPolityce.pl.
Jak przyznaje, w miejscu, w którym szła, nie widziała ani jednego obraźliwego dla kogokolwiek transparentu. Może gdzieś były, ale nie obok niej.
Widziałam flagi patriotów ostrowieckich. Ciepło mi się zrobiło na sercu, bo to moje rodzinne miasto. Były transparenty przeciwko aborcji, wizerunki Chrystusa, prośby o wznowienie procesu morderców ks. Popiełuszki. Wznosiliśmy okrzyki: „Część i chwała bohaterom”! Atmosfera była niesamowita. Podniosła!
— opowiada nam.
Wrócili do domu.
Nagle moja 16 letnia córka przeczytała w Internecie, że to był „marsz faszystów”. „Mamo co oni napisali za głupoty?” - spytała przerażona. Nie wiedziałam, co powiedzieć. To było szokujące
— przyznaje.
Pani Magdalena podkreśla, że są normalną rodziną. Jeżdżą często za granicę, nie mają żadnych kompleksów. Czują się dumni z tego, że są Polakami.
Nazwanie nas faszystami odebrałam jak policzek w twarz. Klimat w wielu mediach wokół tego marszu zrobił się tak zły, że to przeszło wszelkie oczekiwania! Z czegoś, co miało być naszym radosnym świętowaniem polskości zrobił się.… Nawet brakuje mi słów… Babcia mojego męża zginęła w obozie koncentracyjnym. Mój dziadek, lekarz z narażeniem życia pomagał żołnierzom AK i Żydom. Nasze pokolenia dalej płacą za wojnę. Jacy my jesteśmy faszyści czy naziści? Jak można tak wyzwać wnuki ofiar Niemców? Chcę dochodzić czysto ludzkiej, elementarnej sprawiedliwości
— mówi portalowi wPolityce.pl uczestniczka marszu.
Wojciech Fenrich przyjechał na marsz z Dolnego Śląska razem z dorosłym synem. W autokarze, który wynajęło Stowarzyszenie Patriotyczne Polkowice były 32 osoby. W wieku od 7 do 70 lat. Pracownicy i fabryki Volkswagena, kopalni. Właściciele firm, informatycy. Była para z trójką dzieci. Dziadek, ojciec i dwójka synów. Wojciech na marsz wybierał się od czterech, pięciu lat. Ciągle coś stawało na przeszkodzie. Dopiero w tym roku się udało.
Ledwo wysiedliśmy z autokaru, wszyscy rozwinęli biało-czerwone flagi. Najpierw poszliśmy na mszę świętą i Powązki, aby zapalić świeczki polskim bohaterom, a potem przyłączyliśmy się do marszu przy Rondzie Dmowskiego. Szliśmy gdzieś na jego czele. Wzniosła atmosfera. Dawno czegoś takiego nie przeżyłem..… Trudno to wyrazić słowami…. Ta jedność. Radość z wolności, niepodległości. Czuliśmy się wszyscy dumni, że jesteśmy Polakami. Wsiedliśmy do autobusu uśmiechnięci i wzruszeni. Ledwo wyjechaliśmy z Warszawy, ktoś z nas w swoim smartfonie wyczytał, że jakaś Amerykanka nazwała nas faszystami, nazistami i rasistami. Z początku nikt tego nie wziął na poważnie. „Za Tuska byłem moherem, teraz mogę być faszystą – śmialiśmy się. Ale coraz mnie nam było do śmiechu, bo tych strasznych informacji pojawiało się coraz więcej
— opowiada Wojciech portalowi wPolityce.pl.
Od „mohera” do faszysty daleka droga. Kiedy usłyszał w Strasburgu wypowiedź Guya Verhofstadta, czara goryczy się przelała.
Nie chcę,żeby ktoś ze mnie robił człowieka, którym nie jestem. Nikomu nie życzyłem źle, nikogo nie obrażałem. Dlaczego mnie szkalują? Jakim prawem? Za co? I to jeszcze na poziomie międzynarodowym?
— mówi nam.
Kiedy zobaczył na facebooku i tweeterze Dominika Tarczyńskiego informację, że jego biuro jest gotowe pomóc w pisaniu pozwów, zgłosił się natychmiast. Wysłał swoje zdjęcia z marszu i potrzebne dokumenty.
Poseł Dominik Tarczyński, prawnik z wykształcenia, informację o pomocy dla uczestników opublikował wczoraj.
Jak twierdzi, jego wpisy były skutkiem tego,że dzwonili do niego stale urażeni wypowiedziami polityków uczestnicy marszu z prośbami o pomoc. Pytali, jak napisać pozew, przeciwko komu go zaadresować.
Zaproponowałem, aby kontaktowali się bezpośrednio z biurem, bo nie byłem w stanie odbierać telefonów. Miałem dziś dyżur poselski i w ciągu tylko niecałych dwóch godzin zgłosiło się 100 osób
— powiedział poseł w rozmowie z portalem wPolityce.pl.
Inicjatywę Tarczyńskiego poprał senator PiS Łukasz Mikołajczyk. Na tweeterze zaoferował uczestnikom marszu pomoc swojego biura, które mieści się w Gorzowie Wielkopolskim. Do niego również piszą już ludzie pokrzywdzeni przez polityków i media.
Tarczyński odbiera też informacje od osób, które nie były w tym roku na marszu, a mimo to poczuły się zniesławione doniesieniami medialnymi.
Ludzie, którzy do mnie się zwracają, traktują swoją godność, swoją polskość poważnie. Myślę, że przekroczono granice, której nikt po 1989 roku nie pozwolił sobie przekroczyć. W takiej formie? Jawnie, publicznie powtarzać i oskarżać Polaków, dumnych Polaków, o faszyzm, nazizm, o najgorsze postawy w historii świata? To się jeszcze nie zdarzyło
— mówi Tarczyński.
Cieszę się, że inni parlamentarzyści chcą dołączyć do tego pomysłu. Nie możemy zostawić 60 tys. osób bez pomocy
— podkreśla.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Katarzyna Jabłonowska
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/367385-tylko-u-nas-uczestnicy-mn-pisza-pozwy-poruszajace-swiadectwa-jacy-z-nas-faszysci-moja-babcia-zginela-w-obozie-dziadek-pomagal-zydom