Opozycyjni hardkorowcy, z gazetą Michnika na czele, za wszelką cenę chcą zrobić męczennika i rycerza własnej sprawy z Piotra Szczęsnego, który zmarł niedawno po tym, jak się podpalił. Ta ofiara nie może im się wymknąć z rąk, skoro tak im pasuje na sztandary i manifesty. Dlatego nie dadzą Piotrowi Szczęsnemu spokoju, pod żadnymi warunkami. Muszą go mieć. Nie dawali mu spokoju już wtedy, gdy jeszcze walczył o życie w szpitalu. To obrzydliwe i z gruntu niemoralne, bo aż kipi cynizmem i instrumentalnym traktowaniem ludzkiego nieszczęścia i samej pamięci o Piotrze Szczęsnym. Tym większe zdumienie budzi, że na łamach „Gazety Wyborczej” („Magazyn Świąteczny”) włączył się w to sędziwy ksiądz Adam Boniecki, niegdyś redaktor naczelny „Tygodnika Powszechnego”. Ksiądz Boniecki wie, że „on [Piotr Szczęsny] nie był fanatykiem ani szaleńcem. To nie było spowodowane przyczynami psychiatrycznymi, to był człowiek bardzo serio myślący”. Adam Boniecki wszedł w głowę Piotra Szczęsnego i po prostu wie. Tak jak wie, dlaczego się podejmuje desperackie decyzje: „Tak straszliwy protest musi uświadomić każdemu, kto posługuje się słowem i organizuje życie społeczności, jakie oddziaływanie na konkretnych ludzi mają wszelkie decyzje dotyczące państwa. Jeśli choć trochę liczy się dla nas człowiek, to działając publicznie - na wszystkich szczeblach, nawet pisząc w gazecie - trzeba sobie zdawać sprawę, że my wysyłamy te sygnały do ludzi, którzy mają wrażliwość często większą niż nasza”. Czyli każdy, kto podejmuje decyzje dotyczące państwa i operuje słowem powinien myśleć o tym, że ktoś zareaguje na to tak jak Piotr Szczęsny. Ale najwidoczniej dotyczy to jakichś onych, gdyż posługujący się słowem na łamach gazety Michnika ksiądz Boniecki, w towarzystwie jej hardkorowo zaangażowanych redaktorów, już wagą słowa przejmować się nie musi i spokojnie może dolewać oliwy do ognia. A dolewają jej każdego dnia cysternami. Chyba bardziej niż wszyscy inni uczestnicy debaty wokół samospalenia mieszkańca Niepołomic razem wzięci. Czyli widzimy źdźbło w oku bliźniego, ale belki we własnym już nie?
Taki ustrój albo taki system miał braki, to go ulepszamy. Rzeczywistość dosyć abstrakcyjna. Ale w tym, co on napisał, widać, że to dla niego nie było wcale abstrakcyjne. To jest krzyk straszliwy, ale ja pytam siebie: ilu ludzi nie posuwa się aż do tego? Jak bardzo mogą się czuć skopani, zrąbani tym, co robi ten, kto ma władzę?
— pyta ksiądz Boniecki.
A jak bardzo „skopani i zrąbani” mogą się czuć ci, którymi się manipuluje, którym systematycznie pierze się mózgi, na przykład w mediach bliskich księdzu Adamowi Bonieckiemu? To też jest władza. Nad ludzkimi umysłami. I ta władza może czynić jeszcze większe spustoszenia niż ta polityczna. Ale o tym zero refleksji, zarówno u prowadzącego rozmowę, jak i u samego księdza Bonieckiego. Jest za to jazda po bandzie, gdy chodzi o demagogię w służbie prania mózgów. Prowadzący rozmowę w pewnym momencie pyta: „Po śmieci Piotra Szczęsnego już nie będzie można powiedzieć, że zmiany w Trybunale Konstytucyjnym nikogo nie zabiły?”. A ksiądz Adam Boniecki nie ma wątpliwości: „Jego zabiły. Oby to, co zrobił, nie było przykładem dla innych, ale ten straszliwy gest mówi, ilu ludzi zraniły. Nie popełnili samospalenia, ale może byli i są bardzo niedaleko. Za zmianami politycznymi jest cierpienie ludzi, dla których to sprawy egzystencjalnie ważne”. Wszystko jest proste jak konstrukcja umysłów ludzi ze stajni Michnika: Piotr Szczęsny się zabił, bo władza przeprowadziła zmiany w Trybunale Konstytucyjnym. I ksiądz Boniecki w to koszmarne, łopatologiczne nadużycie wchodzi jak nóż w masło. Powtarzam: ksiądz, swego czasu generał zakonu ojców marianów, bardzo doświadczony katecheta i spowiednik, uważający się za przyjaciela Jana Pawła II wspiera rozumowanie absolutnie toporne, niedorzeczne i w skutkach niemoralne. Nieświadomie czy cynicznie?
To jest desperacki krok człowieka, który kocha Polskę, któremu nie było wszystko jedno. Jego krzyk zwraca uwagę, że ci, którzy dziś protestują, krytykują i zabierają głos, to nie są jacyś cyniczni gracze o władzę, ale ludzie, którym naprawdę, do cholery, zależy na ich kraju
— wręcz krzyczy z łamów gazety Michnika ksiądz Adam Boniecki.
A ci, którzy władzę sprawują są oczywiście cyniczni, nie kochają Polski i nie zależy im na niej? To by oznaczało, że kochają Polskę tylko osoby zdolne do ekstremalnych zachowań. I czym uzasadnionych zachowań? Rzeczywistością czy takimi narracjami jak te w gazecie Michnika czy wypowiadane m.in. przez księdza Bonieckiego? Znowu narzuca się pytanie o to, czy chodzi o efekt niebywałego i bardzo intensywnego prania mózgów czy obserwowania rzeczywistości, w której nic specjalnie dramatycznego się nie dzieje. Ksiądz Boniecki nie wie, „czy ta śmierć zmusi szerokie kręgi społeczne do refleksji”. A do jakiej refleksji zmusza księdza Adama Bonieckiego? Bo liczenie na jakąkolwiek krytyczną refleksję ludzi z narracyjnej fabryki na Czerskiej nie ma co liczyć. Można za to oczekiwać kolejnych jazd po bandzie. Niestety ksiądz Boniecki też jedzie po bandzie, gdy mówi np., że ludzie „autentycznie cierpią nie dlatego, że coś mają osobiście do załatwienia w Trybunale Konstytucyjnym, ale dlatego, że mają poczucie, że im się walą rzeczy, które ku ich radości zaczęły się w Polsce wykluwać”. A kiedy jest już skrajnie beznadziejnie, czyli tak, jak za rządów PiS, co opisuje narracyjny kombinat z Czerskiej, sprawy w swoje ręce biorą męczennicy z misją. Bo, jak wyjaśnia ksiądz Boniecki, „żeby coś takiego zrobić, trzeba być najgłębiej przekonanym, że już nie ma innego sposobu, żeby obudzić współobywateli”. Czy ksiądz Boniecki zdaje sobie sprawę, że w ten sposób uzasadnia i usprawiedliwia samobójstwo? A przecież jako ksiądz chyba powinien nieść pociechę i od samobójstwa odwodzić.
Co za tym wszystkim stoi? Oczywiście żądza władzy. Ksiądz Adam Boniecki prosto to tłumaczy:
To jest ta pokusa z Ewangelii. Bo co diabeł mówi Chrystusowi? ‘Dam ci te wszystkie królestwa, urządzisz sobie cudownie. Wszystko ci to dam’. Jezus się na to nie dał nabrać, ale to jest olbrzymia pokusa.
Czyli co? Rządzący z PiS dali się nabrać, a ich żądza władzy niszczy wszystko dookoła, a przede wszystkim ludzi? Tych najwrażliwszych – jak Piotr Szczęsny. I na tę straszną żądzę nie potrafi zareagować szlachetna, choć niezgułowata opozycja. Ta sama, która rządziła przez osiem lat i żadna żądza władzy nią wtedy nie kierowała. I teraz ta „cała opozycja, wszystkie głosy korygujące i inne propozycje są zupełnie bez znaczenia. My sobie tak możemy gadać! A potem przyjeżdża ten czołg i jedzie tam, gdzie miał jechać. I wtedy powstaje poczucie, że jesteśmy bezsilni. Człowiek inaczej myślący ma poczucie, że wali w gumową ścianę. Co z tego, że pójdziemy krzyczeć pod sąd albo na cześć prezydenta, który nie podpisał ustawy. Dogadali się jakoś w Belwederze i koniec końców nic z tego nie wyniknie”. Szlachetnych naiwniaków rozjeżdża czołg bezwzględnej pisowskiej dyktatury. Nic tylko zapaść się w sobie albo podpalić. I znowu przypominam: to wszystko mówi katolicki ksiądz. I de facto usprawiedliwia, a wręcz uwzniośla samobójstwo. Bo przecież „Pan Piotr krzyczy do tych, którzy mają wpływ na społeczeństwo. Że to nie społeczeństwo jest, ale ludzie, konkretni ludzie. On przejdzie do historii”. Moim zdaniem do historii przejdzie ksiądz Adam Boniecki. Bo to, co mówi jest niebywałe, nie tylko dlatego, że mówi to duchowny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/365461-ksiadz-adam-boniecki-na-lamach-gazety-michnika-uwzniosla-i-usprawiedliwia-samobojstwo-gdzie-sa-granice