Jestem już stary i spokojnie mogę pisać o kobietach, erotyce i romansach. Nigdy nie byłem typem podrywacza. Ale małżonkę poznałem na jakimś studenckim śpiewaniu. Waliłem w struny, wydzierałem się Czerwonymi Gitarami i patrzyłem jej w oczy. A potem napraszałem się by ją odprowadzić do domu. Tak się napraszałem, tak bezczelnie i nachalnie, że pozwoliła. Molestowałem! Potem wystawałem pod jej domem i czekałem aż wyjdzie. Stalking! Potem oznajmiłem, że jak mnie nie zechce, to sobie coś zrobię. Szantaż emocjonalny i mobbing! Potem się z nią ożeniłem. Patriarchat!
W prezencie kupiłem jej kiedyś maszynę do szycia, a powinienem wiertarkę udarową lub młot pneumatyczny. Przemoc symboliczna!
Potem mieliśmy dzieci. Jasne, że w wyniku gwałtu, który z obawy przed opinią zacofaną publiczną ukrywała. Mamy dwóch synów. Seksizm! Nawet nasz bokser nie był suką! Znów seksizm. Regularnie zmywam naczynia. Oczywiście dając tym samym do zrozumienia, że ona robi to źle! Upokarzanie.
Mówię o niej, że jest filologiem klasycznym, a nie filolożką klasyczną. Wiadomo. Gdy idzie z samochodu niosąc zakupy, to wypadam z domu, wyrywam torbę i nie pozwalam nieść. Przemoc! Całuję ją w rękę, podobnie jak inne kobiety. Ale tylko po to, aby przypomnieć, że są kobietami, a więc kimś gorszym. Bez komentarza.
Nigdy na żadną kobietę nie podniosłem ręki. Ale jak dotąd. Utrzymywanie w niepewności to przemiły sposób dręczenia niewiast. O Boże, jestem męską, szowinistyczną świnią. A jeszcze trochę i moja małżonka przyłączy się do akcji „meto”. Gdybym prawie czterdzieści lat temu przeczytał tekst Konrada Kołodziejskiego, to bym do dzisiaj był kawalerem i żył w celibacie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/spoleczenstwo/363211-molestowalem-kobiete-jestem-meska-szowinistyczna-swinia